Betty J.Eadie-Po schodach do nieba - PDF Free Download (2025)

Słowa ogromnej wdzięczności kieruję do Curtis Taylor, redaktor z Gold Leaf Press. Bez jej nadzwyczajnego talentu i niesamowitej wrażliwości na sprawy ducha książka ta nie zaistniałaby w obecnej formie. Betty J . Ead ie

Niniejszą książkę dedykuję:

Światłości, mojemu Panu i Zbawicielowi Jezusowi Chrystusowi, któremu zawdzięczam wszystko, co mam. On jest „laską”, na której się wspieram, bez Niego bym upadła.

Mojemu wspaniałemu mężowi Joemu, który jest moją ziemską „skałą”, to on dodaje mi siły i otuchy.

Ośmiorgu moim dzieciom: Donnie Marie, Cheryl Ann, Glennowi Allenowi, Cynthii Carol, Josephowi Lee, Stewartowi Jeffery’emu, Thomasowi Brittonowi i Betty Jean. Wszyscy są „solą”, smakiem mojego życia.

Na końcu, choć wcale nie są mniej ważne, ośmiorgu moim wnukom: Kurtowi Andrew, Jessice Elizabeth, Zachary’emu Brittonowi, Natalie Kathleen, Stephanie Leigh, Andrei Meggan, Jennifer Leanne i Keonie Marie. Ci młodzi ludzie to klejnoty w mojej koronie.

PODZIĘKOWANIA Najwięk s zą wd zięczn o ś ć i miło ś ć czu ję d o s wo jeg o męża. Bez jeg o wiary we mn ie i jeg o miło ś ci ta k s iążk a p rawie n a p ewn o b y n ie p o ws tała. To J o e n ap is ał jej więk s zą częś ć n a k o mp u terze, jed n o cześ n ie cierp liwie u d zielając mi in ten s y wn y ch lek cji o b s łu g i ed y to ra. Po tem, o d s u wając s wo je eg o n a d ru g i p lan , zro b ił red ak cję mo jeg o ręk o p is u . J ad ał g o to we p o s iłk i i n o s ił b iałe k o s zu le d łu żej, n iż n ależało , żeb y m mo g ła więcej czas u s p ęd zać p rzy k lawiatu rze. Ko ch am cię, s k arb ie. Dzięk u ję! M iło ś ć i wd zięczn o ś ć k ieru ję d o mo jej d ro g iej p rzy jació łk i Nan cy Carlis le, k tó rej s erce p rzep ełn ia miło ś ć n ie ty lk o d o n as zeg o Zb awiciela, ale d o ws zy s tk ich s p o ty k an y ch o s ó b . Nan cy n au czy ła mn ie wy rażać miło ś ć b ard ziej o twarcie. Po k azała mi, jak wielk ie jes t jej zaan g ażo wan ie w p o mo c in n y m, s p ęd zając ze mn ą n iezliczo n e g o d zin y w d ro d ze n a wy s tąp ien ia, wielo k ro tn ie wy s łu ch u jąc relacji z mo ich p rzeży ć, n ig d y s ię p rzy ty m n ie męcząc i zaws ze zach ęcając mn ie d o d als zej p racy . Nan cy jak o p ierws za, w 1 9 8 7 ro k u , p o mo g ła mi zro b ić s zk ic n in iejs zej k s iążk i. J ej wiara we mn ie n ie o s łab ła, g d y p rzerwałam p is an ie, b y zao p iek o wać s ię s wo im ch o ry m o jcem p rzed jeg o ś miercią w lip cu 1 9 9 1 ro k u . J es tem s zczerze zo b o wiązan a J an e Barfu s s , k tó ra wy s łu ch aws zy trzech mo ich wy s tąp ień n a temat d o ś wiad czeń z p o g ran icza ś mierci, o p is ała je w p u b lik acji Świat duchowy. J ej zap is k i o b ieg ły d o s ło wn ie cały ś wiat. To d zięk i jej n o tatk o m p o zn ałam wiele ws p an iały ch o s ó b , k tó re zach ęciły mn ie d o u k o ń czen ia n in iejs zej k s iążk i i zamies zczen ia w n iej więk s zej liczb y s zczeg ó łó w.

PRZEDMOWA Z lek tu ry Po schodach do nieba d o wied ziałem s ię o d o ś wiad czen iu ś mierci więcej n iż w ciąg u całeg o s wo jeg o ży cia, wliczając w to d zies ięcio letn i o k res mo ich b ad ań n ad teg o ty p u d o zn an iami o raz ro zmó w z d ziećmi i o s o b ami d o ro s ły mi, k tó re p rzeży ły ś mierć k lin iczn ą. Po schodach do nieba to n ie ty lk o o p o wieś ć Betty Ead ie o jej ś mierci p o o p eracji i p o wro cie d o ży cia; tak n ap rawd ę jes t to o d k ry wan ie s en s u ży cia ziems k ieg o . Pamiętam małeg o ch ło p ca, k tó ry p o wied ział d o s wo ich ro d zicó w, p o ty m jak p rzeży ł zatrzy man ie ak cji s erca: „Zd rad zę wam ws p an iałą tajemn icę – wch o d ziłem p o s ch o d ach d o n ieb a”. Ch ło p iec b y ł za mały , b y wy jaś n ić, co d o k ład n ie miał n a my ś li. Nin iejs za k s iążk a zawiera tę s amą ws p an iałą tajemn icę. Nie jes t to s ek ret ży cia p o ś mierci; jes t to s ek ret ży cia. Do ś wiad czen ie z p o g ran icza ś mierci w rzeczy wis to ś ci jes t d o ś wiad czen iem ś mierci. Każd y z n as je p o zn a, k ied y u mrze – b o g aty czy b ied n y , mo rd erca czy ś więty . Kied y ś s ąd ziłem, że w ch wili ś mierci p o p ro s tu wk raczamy w ciemn o ś ć i k o ń czy my s wo je ży cie. J ak o lek arz p racu jący n a o d d ziale in ten s y wn ej o p iek i wielo k ro tn ie wid ziałem, jak u mierają d zieci i d o ro ś li, i n ig d y n ie p rzy s zło mi d o g ło wy , b y my ś leć in aczej. Do p iero g d y p o ś więciłem czas , b y zap y tać ty ch , k tó rzy p rzeży li ś mierć k lin iczn ą, jak ie to b y ło d o zn an ie, d o wied ziałem s ię, że u mieran ie częs to jes t rad o s n y m p ro ces em d u ch o wy m. Na k o ń cu ży cia n ie czek a n a n as ciemn o ś ć, a raczej p rzy jazn e ś wiatło – ś wiatło , k tó re, jak p o wied ziało p ewn e d zieck o , „ma w s o b ie d u żo d o b ry ch rzeczy ”. Przeży cia z p o g ran icza ś mierci n ie s ą s p o wo d o wan e n ied o tlen ien iem mó zg u , lek ami czy s tres em p s y ch iczn y m wy wo łan y m lęk iem p rzed u mieran iem. Trwające o d n iemal d wu d zies tu lat b ad an ia n au k o we u d o wo d n iły , że p rzeży cia te s ą n atu raln y m i n o rmaln y m p ro ces em. Ud o k u men to waliś my n awet is tn ien ie o b s zaru w mó zg u , d zięk i k tó remu ich d o ś wiad czamy . Ozn acza to , że p rzeży cia z p o g ran icza ś mierci s ą ab s o lu tn ie p rawd ziwe, n ie s ą to h alu cy n acje u my s łu . Są tak s amo au ten ty czn e jak jak ak o lwiek in n a czy n n o ś ć lu d zk ieg o mó zg u , jak matematy k a czy języ k . M in ęło zaled wie o s iem lat, o d k ąd mo ja g ru p a b ad awcza z Un iwers y tetu

Was zy n g to ń s k ieg o i s zp itala d ziecięceg o w Seattle o p u b lik o wała wy n ik i b ad ań w czas o p is mach p ed iatry czn y ch Amery k ań s k ieg o To warzy s twa M ed y czn eg o . Ch o ć d o tak ich s amy ch u s taleń d o s zli n au k o wcy n a cały m ś wiecie, międ zy in n y mi z Un iwers y tetu Flo ry d y , Bo s to ń s k ieg o Szp itala Dziecięceg o o raz Un iwers y tetu w Utrech cie w Ho lan d ii, fak ty te n ad al n ie s ą p o ws zech n ie ro zu mian e. Nies tety s p o łeczeń s two n ie zaak cep to wało p o s tęp ó w n au k o wy ch w ro zu mien iu p ro ces u u mieran ia, k tó ry ch d o k o n an o w o s tatn im d wu d zies to leciu . Niezwy k le ważn e jes t, b y ś my p o n o wn ie zro zu mieli, że n ie jes teś my ty lk o u rząd zen iami b io lo g iczn y mi, ale ró wn ież is to tami d u ch o wy mi. Bard zo d u żo p ro b lemó w n ęk ający ch n as ze s p o łeczeń s two , tak ich jak k ry zy s o p iek i zd ro wo tn ej, p rawo d o g o d n ej ś mierci, k u lt zach łan n o ś ci, k tó ry zru jn o wał n as zą g o s p o d ark ę, ws ty d liwy n aro d o wy p ro b lem b ezd o mn o ś ci k o b iet i d zieci – ws zy s tk ie te k wes tie wy n ik ają z b rak u zro zu mien ia, że jes teś my wzajemn ie o d s ieb ie zależn y mi is to tami d u ch o wy mi. Ks iążk a Po schodach do nieba u czy , że ży cie k ażd eg o z n as jes t ważn e i ma s en s . Wielo k ro tn ie u d erza mn ie, że ci, k tó rzy p o ś mierci wk ro czy li w ś wiatło ś ć Bo g a, p o wracają z p ro s ty m i p ięk n y m p rzes łan iem: „M iło ś ć jes t n ajważn iejs za… M iło ś ć mu s i rząd zić… Swo je o to czen ie two rzy my s wo imi my ś lami… J es teś my tu p o s łan i, b y w p ełn i p rzeży ć ży cie, b y p rzeży ć je w całej jeg o o b fito ś ci, b y zn ajd o wać rad o ś ć w s wo ich d ziełach , b y d o ś wiad czy ć i p o rażk i, i s u k ces u , b y u ży wać wo ln ej wo li d o ro zwijan ia i p o mn ażan ia d aró w ży cia”. Betty n ie wraca z zaś wiató w z p o mp aty czn y mi d ek laracjami u s tan o wien ia n o weg o Ko ś cio ła an i o b ietn icami wy p ro d u k o wan ia cu d o wn y ch lek ó w n a ch o ro b y , ale z p ro s ty m p rzes łan iem miło ś ci. Ws zy s cy wiemy , że is to ta teg o p rzes łan ia jes t s łu s zn a, rzecz jed n ak w ty m, że ws zy s ​c y o n iej zap o mn ieliś my . „M amy b y ć ży czliwi, to leran cy jn i i ch ętn ie s łu ży ć in n y m. M amy s ię k o ch ać n awzajem”. Nin iejs za k s iążk a jes t w g ru n cie rzeczy o p is em p rzeży ć z p o g ran icza ś mierci w fo rmie p ro s tej i ws p an iałej o p o wieś ci, k tó rą ws zy s cy p o trafimy zro zu mieć. Nig d y n ie miałem teg o ro d zaju p rzeży ć, an i n awet d o ś wiad czeń , k tó re mo g ę o k reś lić jak o d u ch o we, i b y łem n ieco s cep ty czn y wo b ec relacji, k tó ry mi p o d zieliło s ię ze mn ą wiele o s ó b . Dla s cep ty k a n a p ewn o n ajtru d n iejs zą rzeczą jes t zro zu mien ie teg o , jak mo żn a p rzeb y wać p o za ciałem fizy czn y m, o raz teg o , że wch o d zen ie w zaś wiaty jes t p rzy jemn e. Betty Ead ie o p is u je k o lejn e etap y teg o p rzeży cia w d o s k o n ały , u łatwiający zro zu mien ie s p o s ó b ; au to rk a s p rawia, że to , co n iep o zn awaln e, s taje s ię mo żliwe d o p o jęcia. Kied y Betty zaczęła u mierać, p o czu ła, jak jej ciało s łab n ie. O ty m, co b y ło d alej,

p is ze: „Po czu łam p rzy p ły w en erg ii. Wewn ątrz mn ie co ś jak b y p ęk ło lu b s ię o two rzy ło . M o je p ierws ze wrażen ie b y ło tak ie, że jes tem wo ln a. W ty m o d czu ciu n ie b y ło n ic n ien atu raln eg o ”. Po tem p o jawili s ię p rzy n iej An io ło wie Stró żo wie, k tó rzy p o mo g li jej zro zu mieć ważn e rzeczy d o ty czące jej ży cia o raz p o jąć jej związek z ro d zin ą. To warzy s zy li jej w trak cie p rzejś cia n a d ru g ą s tro n ę. Betty wes zła w ciemn o ś ć i p rzemieś ciła s ię ciemn y m tu n elem. „Po my ś lałam, że to n a p ewn o jes t ciemn a d o lin a ś mierci”, mó wi. „Nig d y w ży ciu n ie czu łam więk s zeg o s p o k o ju ”. Relacja Betty o d p o wiad a n a p y tan ia, k tó re o d d awn a zad ają mi lu d zie n a temat d o ś wiad czen ia ś mierci – p y tan ia, n a k tó re n ie b y łem w s tan ie o d p o wied zieć. Betty o p is u je p o d s u mo wan ie s wo jeg o ży cia n a ziemi i zazn acza, że n ie b y ła o s ąd zan a p rzez in n y ch , ale p rzez s amą s ieb ie. Wy jaś n ia zn aczen ie i p o wo d y n iek tó ry ch n eg aty wn y ch p rzeży ć z p o g ran icza ś mierci o raz to , d laczeg o n iek tó rzy lu d zie s ą b ard zo n imi zmartwien i. Tłu maczy , d laczeg o ży cie czas ami b y wa tru d n e i d laczeg o złe rzeczy częs to p rzy trafiają s ię d o b ry m lu d zio m. Od p o wiad a n a p y tan ie, d laczeg o lu d zie, k tó rzy zmarli, częs to n ie mają o ch o ty wró cić d o s wo jeg o ciała. „Przy tłaczający ciężar ciała i jeg o ch łó d b y ły o d rażające”, mó wi Betty . „Po rad o ś ci, k tó rą d ała mi s wo b o d a d u ch o wa, zn o wu s tałam s ię więźn iem ciała”. Betty miała p rzeży cia z p o g ran icza ś mierci n ie ty lk o jak o o s o b a d o ro s ła; b y ła d o n ich p rzy g o to wan a, p o n ieważ d o ś wiad czy ła czeg o ś p o d o b n eg o jak o d zieck o . Dzieci mają p ro s te i czy s te d o zn an ia, n iezak łó co n e relig ijn y mi an i k u ltu ro wy mi o czek iwan iami. Nie u k ry wają s wo ich p rzeży ć, co częs to ro b ią d o ro ś li, i n ie mają p ro b lemó w z zaak cep to wan iem d u ch o wy ch k o n s ek wen cji s p o tk an ia z Bo g iem. Nig d y n ie zap o mn ę p ięcio letn iej d ziewczy n k i, k tó ra p o wied ziała mi n ieś miało : „Ro zmawiałam z J ezu s em i On b y ł miły . Po wied ział, że jes zcze n ie p o ra, żeb y m u marła”. Dzieci p amiętają s wo je p rzeży cia z p o g ran icza ś mierci zn aczn ie częś ciej n iż d o ro ś li i w rezu ltacie o wiele łatwiej ak cep tu ją i ro zu mieją s wo ją d u ch o wo ś ć jak o o s o b y d o ro s łe. J eś li mają k o lejn e teg o ro d zaju d o ś wiad czen ie w p ó źn iejs zy m ży ciu , jes t o n o zazwy czaj wy jątk o wo s iln e i k o mp letn e. Betty Ead ie p rzy p o min a n am, że wag a p rzeży ć z p o g ran icza ś mierci p o leg a n a ty m, że u czą n as o n e, jak ży ć. Do p iero o d k ilk u s et lat u ważamy , że czło wiek n ie ma d u s zy i ty m s amy m n ie is tn ieje ży cie p o ś mierci. Bezp o ś red n im n as tęp s twem tak ieg o p rzek o n an ia s tał s ię n ien atu raln y lęk p rzed ś miercią, k tó ry p rzen ik a n as ze ży cie d o czes n e i u n iemo żliwia n am o s iąg n ięcie jeg o p ełn i. Betty u czy n as , że wied za o ty m, iż ś mierć jes t p ro ces em d u ch o wy m, n ie wy wo łu je p rag n ien ia, b y u mrzeć, ale p rag n ien ie, b y p rzeży ć s wo je ży cie w p ełn iejs zy s p o s ó b . „Nares zcie wied ziałam, że

Bó g n ap rawd ę is tn ieje”, mó wi Betty . „Przes tałam wierzy ć w s iłę wy żs zą… Zo b aczy łam k o ch ająceg o Bo g a, k tó ry s two rzy ł ws zech ś wiat… ” Pewn a mała d ziewczy n k a p o wied ziała mi, że k ied y u marła, d o wied ziała s ię, iż ma „n o we ży cie”. Do d ała, że ch o ć w s zk ó łce n ied zieln ej s ły s zała o n ieb ie, tak n ap rawd ę n ie wierzy ła w jeg o is tn ien ie. Po ty m jak u marła i wró ciła d o ży cia, s twierd ziła: „J u ż n ie b o ję s ię ś mierci, b o teraz ju ż tro ch ę więcej o n iej wiem”. Nie ch ciałab y zn o wu u mrzeć, b o , jak s ię d o wied ziała: „ży cie jes t p o to , żeb y ży ć, a ś wiatło jes t n a p ó źn iej”. Zap y tałem ją, jak s ię zmien iła p o ty m p rzeży ciu , a o n a milczała p rzez d łu żs zą ch wilę, p o czy m s twierd ziła: „M iło jes t b y ć miły m”. Ks iążk a Po schodach do nieba u d ziela n am tej s amej lek cji. „J eś li b ęd ziemy ży czliwi, zazn amy rad o ś ci”. Betty zap y tała J ezu s a: „Dlaczeg o n ie wied ziałam o ty m wcześ n iej?”. W o d p o wied zi u s ły s zała: „Zan im p o czu jes z rad o ś ć, mu s is z p o zn ać s mu tek ”. To p ro s te zd an ie zmien iło mó j s p o s ó b ro zu mien ia ży cia. J es t to mąd ro ś ć, k tó rą zn ałem „wcześ n iej”; p rawd ę mó wiąc, s ły s załem ją p rzez całe ży cie. Po p rzeczy tan iu k s iążk i Betty u ś wiad amiam s o b ie, że mo je ży cie zmien iło s ię p o d jej wp ły wem, że mu s zę wró cić d o p ro s ty ch p rawd , k tó re zaws ze zn ałem, ale k tó re lek ceważy łem. Będ ąc In d ian k ą, Betty w d zieciń s twie u częs zczała d o s zk o ły z in tern atem. Przed s zk o łą zn ajd o wała s ię o g ro mn a tab lica z s en ten cją: „J eś li n ie ma wiary , lu d zie g as n ą”. Nas ze s p o łeczeń s two u traciło ro zu mien ie włas n y ch wierzeń . Stało s ię to b ezp o ś red n ią p rzy czy n ą mak ab ry czn ej s zo p k i, jak ą zro b iliś my z u mieran ia: lu d zie u mierają p o u k ry wan i w s zp italach , w to warzy s twie zimn ej ap aratu ry zamias t p o ś ró d k rewn y ch i p rzy jació ł. Zap o mn ieliś ​m y , jak u mierać, p o n ieważ ś mierć n ie jes t ju ż częś cią n as zeg o p o ws zed n ieg o ży cia. J ed n o cześ n ie zap o mn ieliś my , jak ży ć. J o s ep h Camp b ell, wielk i zn awca mitó w, s twierd ził, że b ezp o ś red n ią p rzy czy n ą wielu z n as zy ch ws p ó łczes n y ch p ro b lemó w, p o czy n ając o d u zależn ien ia o d n ark o ty k ó w, a n a p rzemo cy w cen trach n as zy ch mias t k o ń cząc, jes t p o ws zech n y b rak d u ch o wy ch wizji. Zap o mn ieliś my , że n as ze p o ws zed n ie ży cie jes t is to tn e d u ch o wo . W k s iążce Po schodach do nieba zawarta jes t ws p an iała tajemn ica. To tajemn ica, k tó rą ju ż zn acie. Od ty s ięcy lat s tarają s ię ją n am p rzek azać wielcy p ro ro cy i p rzy wó d cy d u ch o wi. Betty Ead ie p o zn ała ją, o cierając s ię o ś mierć. Owa tajemn ica ma mo c, b y o d mien ić was ze ży cie. M ELVIN M o rs e, d o k to r med y cy n y

Więcej n a: www.eb o o k 4 all.p l

PIERWSZA NOC

Co ś b y ło n ie tak . J u ż k ilk a min u t p o ty m, jak mó j mąż J o e wy s zed ł z mo jej s ali s zp italn ej, zaczęły mn ie o g arn iać złe p rzeczu cia. M iałam b y ć s ama p rzez całą n o c, s ama tu ż p rzed jed n y m z n ajb ard ziej p rzerażający ch wy d arzeń w mo im ży ciu . Do g ło wy zaczęły mi p rzy ch o d zić my ś li o ś mierci. Po d o b n e reflek s je n ie n awied zały

mn ie o d lat. Dlaczeg o teraz s tały s ię tak ie n atrętn e? By ł wieczó r 1 8 lis to p ad a 1 9 7 3 ro k u . Zg ło s iłam s ię d o s zp itala n a h is terek to mię częś cio wą. J ak o trzy d zies to ​j ed n o letn ia matk a s ied mio rg a d zieci cies ząca s ię d o s k o n ały m zd ro wiem p o s tan o wiłam p o s łu ch ać rad s wo jeg o lek arza i p o d d ać s ię o p eracji. An i mó j mąż J o e, an i ja n ie mieliś my wątp liwo ś ci co d o tej d ecy zji. Tamteg o wieczo ru ró wn ież mn ie o n e n ie d o p ad ły , ale zaczęło mn ie n iep o k o ić co ś in n eg o – co ś n ieo k reś lo n eg o . Przez lata n as zeg o małżeń s twa rzad k o s p ęd zaliś my n o ce o s o b n o , d lateg o s tarałam s ię my ś leć o n as zej ro d zin ie o raz wy jątk o wo b lis k iej więzi, k tó ra n as łączy ła. Ch o ć mieliś my w d o mu s ześ cio ro d zieci (jed n a z có reczek zmarła jak o n iemo wlę ws k u tek n ag łej ś mierci łó żeczk o wej), n iech ętn ie s ię z n imi ro zs tawaliś my . Nawet w czas ie „wieczo rn y ch ran d ek ” zo s tawaliś my w d o mu i p o zwalaliś my d ziecio m ws zy s tk o zap lan o wać. Niek ied y p rzy g o to wy wały d la n as k o lację w s alo n ie, p rzy ś wiecach i o g n iu trzas k ający m w k o min k u . Zwy k le d b ały ró wn ież o o d p o wied n ią mu zy k ę – mo że n ie tak ą, jak ą s ami b y ś my wy b rali, mimo to id ealn ą. Przy p o mn iałam s o b ie wieczó r, k ied y n as ze d zieci p o d ały n am ch iń s k ie p o trawy n a p ięk n ie n ak ry tej ławie i p rzy n io s ły d u że p o d u s zk i d o s ied zen ia. Przy g as iły ś wiatła, u cało wały n as n a d o b ran o c i ch ich o cząc, p o p ęd ziły s ch o d ami n a g ó rę. Ob o je z J o em p o czu liś my s ię jak w n ieb ie. Po my ś lałam, jak ie mn ie s zczęś cie s p o tk ało , że mam tak ieg o k o ch ająceg o i tro s k liweg o to warzy s za jak J o e. Wziął u rlo p w p racy , żeb y b y ć ze mn ą p rzed mo im p ó jś ciem d o s zp itala, i zamierzał s p ęd zić w d o mu jes zcze ty d zień w czas ie mo jej rek o n wales cen cji. J o e i n as ze d wie n ajs tars ze có rk i, p iętn as to - i s zes n as to letn ia, ju ż p lan o wali ws p an iały o b iad z o k azji Święta Dzięk czy n ien ia. M o je złe p rzeczu cia jes zcze s ię n as iliły . M o że ich p o wo d em b y ła ciemn o ś ć w p o k o ju , o k ro p n a ciemn o ś ć, k tó rej zaczęłam s ię b ać jak o mała d ziewczy n k a. A mo że to zło wies zcze u czu cie b y ło wy wo łan e p rzeży ciem z p o b y tu w s zp italu wiele lat wcześ n iej, p rzeży ciem, k tó re n ad al b u d ziło wiele mo ich p y tań o raz tęs k n o tę.

***

Kied y miałam cztery lata, mo i ro d zice zd ecy d o wali s ię n a s ep arację. Ojciec częs to p o wtarzał, że „p o ś lu b ien ie In d ian k i w tamty ch czas ach b y ło ch y b a n ajg o rs zą rzeczą, jak ą mó g ł zro b ić b iały mężczy zn a”. By ł jas n o wło s y m p ó ł Szk o tem, p ó ł

Irlan d czy k iem, mama n ato mias t b y ła p ełn ej k rwi In d ian k ą z p lemien ia Dak o tó w. J ak o s ió d me z d zies ięcio rg a d zieci p rawie n ie miałam s zan s y p o zn ać s wo ich ro d zicó w, zan im s ię ro zs tali. M ama wró ciła d o rezerwatu , a o jciec zamies zk ał ze s wo imi ro d zicami w mieś cie. Wted y mn ie i p ięcio ro mo jeg o ro d zeń s twa p o s łan o d o k ato lic​k iej s zk o ły z in tern atem. W czas ie p ierws zej zimy w tej s zk o le zaczęłam o k ro p n ie k as zleć i miałam d res zcze. W d u żej s ali s p ało czterd zieś ci d ziewczy n ek . Pamiętam, jak w n o cy o p u ś ciłam p o s łan ie i wes złam d o łó żk a s wo jej s io s try J o y ce. Leżały ś my razem i p łak ały ś my – ja z p o wo d u g o rączk i, o n a ze s trach u o mn ie. Kied y jed n a z zak o n n ic ro b iła n o cn y o b ch ó d , zau waży ła mn ie i zap ro wad ziła z p o wro tem d o mo jeg o łó żk a, k tó re b y ło mo k re i zimn e o d p o tu . J o y ce p ró b o wała p rzek o n ać zak o n n icę, że jes tem ch o ra, ale b ez s k u tk u . W k o ń cu trzeciej n o cy zab ran o mn ie d o s zp itala. Lek arz ro zp o zn ał u mn ie k o k lu s z i o b u s tro n n e zap alen ie p łu c i p o lecił p ielęg n iarce, b y zawiad o miła mo ich ro d zicó w. Pamiętam, że p o wied ział jej, że n ie s p o d ziewa s ię, że p rzeży ję n o c. Leżałam n a łó żk u ro zp alo n a o d g o rączk i i n a p rzemian zas y p iałam i b u d ziłam s ię. W p ewn ej ch wili p o czu łam czy jeś d ło n ie n a s wo jej g ło wie i p o d n o s ząc wzro k , zo b aczy łam p o ch y lającą s ię n ad e mn ą p ielęg n iark ę. Przeczes ała mi p alcami wło s y i p o wied ziała: „J es t jes zcze tak a mała”. Nig d y n ie zap o mn ę d o b ro ci, jak ą wy czu łam w ty ch s ło wach . J es zcze b ard ziej wtu liłam s ię w p o ś ciel i zro b iło mi s ię ciep ło i b ło g o . Sło wa p ielęg n iark i u s p o k o iły mn ie i zamk n ęłam o czy , żeb y zn o wu zas n ąć. Ob u d ziły mn ie s ło wa lek arza: „Za p ó źn o . Straciliś my ją”, i p o czu łam, jak k to ś zak ry wa mi g ło wę k o łd rą. Nic n ie ro zu miałam. Dlaczeg o b y ło za p ó źn o ? Od wró ciłam g ło wę i ro zejrzałam s ię p o p o k o ju , co n ie wy d ało mi s ię n iczy m d ziwn y m, ch o ć miałam zak ry tą twarz. Zo b aczy łam lek arza i p ielęg n iark ę s to jący ch p rzy mo im łó żk u . Przy jrzałam s ię s zp italn ej s ali i zau waży łam, że wy p ełn ia ją ś wiatło jaś n iejs ze n iż p rzed tem. Łó żk o wy d ało mi s ię o g ro mn e i p amiętam, jak p o my ś lałam: „W ty m d u ży m b iały m łó żk u wy g ląd am jak b rązo wy ro b aczek ”. Po tem lek arz o d s zed ł, a ja p o czu łam, że k to ś jes t p rzy mn ie. Nie leżałam ju ż w łó żk u , ale b y łam w czy ich ś ramio n ach . Po d n io s łam wzro k i zo b aczy łam, jak s p o g ląd a n a mn ie mężczy zn a z p ięk n ą b iałą b ro d ą. Ta b ro d a b ard zo mi s ię s p o d o b ała. Lś n iła jas n y m ś wiatłem, k tó re wy p ły wało z jej wn ętrza. Zach ich o tałam i o k ręciłam k o s my k i b ro d y wo k ó ł s wo ich p alcó w. M ężczy zn a d elik atn ie mn ie k o ły s ał i tu lił w ramio n ach , i ch o ć n ie wied ziałam, k im jes t, n ie ch ciałam g o n ig d y o p u ś cić. „Zaczęła o d d y ch ać!” – k rzy k n ęła p ielęg n iark a i lek arz p rzy b ieg ł z p o wro tem d o

p o k o ju . By ł to jed n ak in n y p o k ó j. Ok azało s ię, że p rzewiezio n o mn ie d o mn iejs zeg o p o mies zczen ia, w k tó ry m b y ło b ard zo ciemn o . M ężczy zn a z b iałą b ro d ą zn ik n ął. M o je ro zg o rączk o wan e ciało b y ło mo k re o d p o tu , a ja b y łam p rzerażo n a. Lek arz zap alił ś wiatło i zo s tałam p rzen ies io n a z p o wro tem d o p o p rzed n iej s ali. Kied y p rzy jech ali mo i ro d zice, lek arze p o wied zieli im, że n iemal mn ie s tracili. Sły s załam, co o mn ie mó wili, ale n ad al n ic n ie ro zu miałam. J ak mo g lib y mn ie s tracić, s k o ro b y łam tam p rzez cały czas ? Ale d o b rze b y ło zn o wu b y ć z ro d zicami, z lu d źmi, k tó rzy n ap rawd ę mn ie zn ali i k o ch ali – tak jak ten p an z b iałą b ro d ą. Zap y tałam ro d zicó w, k im o n b y ł i g d zie s o b ie p o s zed ł, ale n ie ro zu mieli, o czy m mó wię. Po wtó rzy łam im s ło wa lek arza, że jes t za p ó źn o , i o p o wied ziałam, jak p o tem p rzy s zed ł p an z b iały m ś wiatłem w b ro d zie i wziął mn ie n a ręce, ale ro d zice n ie u mieli mi teg o wy jaś n ić. An i wted y , an i p ó źn iej. Sp o tk an ie z b ro d aty m p an em s tało s ię ws p o mn ien iem o azy miło ś ci i lu b iłam d o n ieg o wracać p rzez całą s wo ją mło d o ś ć. Ws p o mn ien ie teg o p rzeży cia n ig d y s ię n ie zmien iło i za k ażd y m razem p rzy p o min ałam s o b ie b ło g i s p o k ó j i s zczęś cie, k tó re czu łam w o b jęciach teg o mężczy zn y .

***

Starałam s ię p rzy wo łać to ws p o mn ien ie teraz, g d y ciemn o ś ć o g arn iała p o k ó j, w k tó ry m leżałam. Od d zieciń s twa, k ied y b y łam d alek o o d s wo ich ro d zicó w, ciemn o ś ć mn ie p rzerażała. Teraz, zn o wu s amo tn a w ciemn o ś ci, wy czu wałam co ś d ziwn eg o w p o k o ju . J ak b y ś mierć p o d ch o d ziła d o mn ie z k ażd ej s tro n y . M y ś lałam ty lk o o n iej, n ie p o trafiłam my ś leć o n iczy m in n y m. Ty lk o o ś mierci. O ś mierci i o Bo g u . Te d wie rzeczy wy d awały s ię z s o b ą wieczn ie złączo n e. Co czek a mn ie p o d ru g iej s tro n ie? J eś li ju tro u mrę, to co tam b ęd zie? Wieczn a ś mierć? Wieczn o ś ć z mś ciwy m Bo g iem? Nie b y łam p ewn a. I jak i jes t Bó g ? M iałam ty lk o n ad zieję, że n ie tak i, jak ieg o mi p rzed s tawian o , k ied y ch o d ziłam d o s zk o ły z in tern atem.

***

Do d ziś d o b rze p amiętam wy g ląd b u d y n k u , w k tó ry m mieś ciła s ię mo ja p ierws za s zk o ła. Og ro mn e ceg lan e mu ry i ciemn e, zimn e s ale. Pło t z metalo wej s iatk i o d d zielał częś ć d la ch ło p có w o d częś ci d la d ziewcząt, a jes zcze jed en p ło t ro zciąg ał

s ię wzd łu ż b o k u s zk o ły . By liś my o d g ro d zen i o d ś wiata i o d d zielen i o d s ieb ie. Nad al p amiętam p ierws zy p o ran ek , k ied y mo ich b raci zap ro wad zo n o d o jed n eg o b u d y n k u , a mo je s io s try i mn ie d o d ru g ieg o . Nig d y n ie zap o mn ę s trach u w ich o czach , k ied y o b ejrzeli s ię p o raz o s tatn i w n as zą s tro n ę. M y ś lałam, że mi s erce p ęk n ie. M o je d wie s io s try i mn ie zap ro wad zo n o d o małeg o p o k o ju , g d zie zak o n n ice n as o d ws zawiły i o b cięły n am wło s y . Po tem d ały n am p o d wie s u k ien k i, k ażd a w in n y m k o lo rze: jed en k o lo r n a jed en ty d zień , d ru g i n a n as tęp n y . Te mu n d u rk i miały p o mó c zid en ty fik o wać u ciek in ieró w. Zo s tały ś my ro zd zielo n e – n as zą n ajs tars zą s io s trę, Th elmę, k tó rą n azy waliś my Sis , zap ro wad zo n o d o s ali d la s tars zy ch d ziewcząt. Pierws zeg o wieczo ru J o y ce i ja u s tawiły ś my s ię w jed n y m s zereg u z in n y mi d ziewczy n k ami, wmas zero wały ś my d o s ali i s tały ś my p rzy s wo ich łó żk ach , aż zak o n n ica d ała s y g n ał g wizd k iem. Wted y s zy b k o s ię p o ło ży ły ś my , ś wiatło zo s tało zg as zo n e, a d rzwi zamk n ięte o d zewn ątrz n a k lu cz. To , że jes tem zamk n ięta n a k lu cz w ty m ciemn y m p o mies zczen iu , p rzerażało mn ie. Stru ch lała ze s trach u czek ałam, aż w k o ń cu o g arn ął mn ie lito ś ciwy s en . W n ied zielę ws zy s tk ie d zieci p ro wad zo n o d o k o ś cio ła, co d awało mo im s io s tro m i mn ie o k azję, żeb y zo b aczy ć n as zy ch b raci p o d ru g iej s tro n ie k ap licy . Kied y w p ierws zą n ied zielę p rzep y ch ałam s ię p rzez tłu m d ziewcząt, żeb y ich d o jrzeć, p o czu łam u d erzen ie w g ło wę. Ob ró ciłam s ię i zo b aczy łam d łu g i k ij zak o ń czo n y g u mo wą k u lk ą. Zak o n n ice u ży wały g o , żeb y u czy ć n as właś ciweg o zach o wan ia w k o ś ciele. Pó źn iej jes zcze wiele razy n im o b ry wałam. Po n ieważ tru d n o mi b y ło zro zu mieć, co zn aczą d zwo n k i i k ied y p o win n am u k lęk n ąć, częs to b y łam ty m k ijem s ztu rch an a. M o g łam jed n ak zo b aczy ć s wo ich b raci, a to b y ło warte k ażd ej k ary . Uczo n o n as o Bo g u i d o wied ziałam s ię wielu rzeczy , o k tó ry ch n ig d y wcześ n iej n ie my ś lałam. Po wied zian o n am, że my – In d ian ie – jes teś my p o g an ami i g rzes zn ik ami i o czy wiś cie w to u wierzy łam. Uczo n o n as , że zak o n n ice s ą wy jątk o we w o czach Bo g a i mają n am p o mó c. M o ja s io s tra Th elma częs to b y ła p rzez n ie b ita n iewielk im g u mo wy m wężem, a p o tem zmu s zan a d o p o d zięk o wan ia zak o n n icy , k tó ra wy mierzy ła jej k arę, alb o b y ła b ita zn o wu . Wierzy łam, że zak o n n ice s ą wy b ran y mi s łu żeb n icami Pan a, i z ich p o wo d u zaczęłam s ię n ies amo wicie b ać Bo g a. Ws zy s tk o , czeg o s ię o Nim d o wiad y wałam, jes zcze n as ilało ten s trach . Bó g wy d awał s ię zły , n iecierp liwy i p o tężn y , co o zn aczało , że p rawd o p o d o b n ie zn is zczy mn ie lu b ześ le p ro s to d o p iek ła w d n iu Sąd u Os tateczn eg o – alb o wcześ n iej, jeś li Go ro zg n iewam. Bó g z tamtej s zk o ły z in tern atem b y ł is to tą, k tó rej miałam n ad zieję n ig d y n ie s p o tk ać.

***

Sp o jrzałam n a d u ży zeg ar n a ś cian ie. Od wy jś cia J o eg o u p ły n ęło ty lk o k ilk a min u t. Ty lk o k ilk a min u t. M alu tk a lamp k a n ad u my walk ą d awała ak u rat ty le ś wiatła, b y p o ws tały g łęb o k ie cien ie – cien ie, k tó re w mo jej wy o b raźn i p rzy p o min ały k o s zmary z p rzes zło ś ci. „W g ło wie mam k łęb o wis k o my ś li” – s twierd ziłam. Nap ęd zan e p o czu ciem o d izo lo wan ia mo je my ś li g n ały p rzez mro czn e k o ry tarze ws p o mn ień . M u s iałam n ad n imi zap an o wać, żeb y s ię u s p o k o ić, in aczej ta n o c n ig d y b y s ię n ie s k o ń czy ła. Uło ży łam s ię wy g o d n iej i zaczęłam s zu k ać rad o ś n iejs zy ch h is to rii z p rzes zło ś ci. Zaś wiecił p ro mień ś wiatła.

***

Szk o ła zawo d o wa d la In d ian w Brain ard b y ła p ro wad zo n a p rzez meto d y s tó w wes ley ań s k ich . Nig d y n ie zap o mn ę, jak p ierws zeg o d n ia p rzeczy tałam n a d u żej tab licy s to jącej p rzed s zk o łą: J EŚLI NIE M A WIARY, LUDZIE GASNĄ. Po my ś lałam, o czy wiś cie, że te s ło wa o d n o s zą s ię d o In d ian i że tu taj b ęd ą n as u czy ć wiary . Przek o n an ie to b y ło ch y b a s p o wo d o wan e in n y mi n ap is ami, k tó re s p o ty k ałam w mieś cie, n a p rzy k ład : INDIANOM I PSOM WSTĘP WZBRONIONY. Po b y t w s zk o le zawo d o wej d la In d ian

w Brain ard

o k azał s ię b ard ziej

p o zy ty wn y m d o ś wiad czen iem n iż mo je wcześ n iejs ze k o n tak ty z p lacó wk ami o ś wiato wy mi. Pan o wała tam ciep ła, mn iej o ficjaln a atmo s fera, a n au czy ciele wy raźn ie lu b ili p rzeb y wać z u czn iami. Do wied ziałam s ię, że Bó g zn aczy ró żn e rzeczy d la ró żn y ch lu d zi. Zamias t o zły m, mś ciwy m Bo g u , k tó reg o p o zn ałam wcześ n iej, w Brain ard n au czan o o rad o ś n iejs zy m Bo g u , k tó ry cies zy s ię, k ied y my jes teś my s zczęś liwi. W czas ie n ab o żeń s tw wiern i częs to wy k rzy k iwali „amen ” i „allelu ja” i tro ch ę czas u zajęło mi p rzy zwy czajen ie s ię d o ty ch n ies p o d ziewan y ch zawo łań . Ch o ciaż zro zu miałam, że s ą ró żn e s p o s o b y p atrzen ia n a Bo g a i czczen ia Go , ch y b a n ad al b y łam p rzek o n an a, że to Bó g , k tó ry mn ie u k arze, k ied y u mrę i p rzed Nim s tan ę. Latem ch o d ziłam zaró wn o d o k o ś cio łó w lu terań s k ich , jak i d o b ap ty s tó w, czas ami też d o Armii Zb awien ia. To , d o jak ieg o s złam k o ś cio ła, n ie b y ło tak ważn e jak to , żeb y w o g ó le iś ć. M o ja ciek awo ś ć Bo g a wzro s ła, k ied y d o jrzałam, p o n ieważ s twierd ziłam, że o d g ry wa On ważn ą ro lę w mo im ży ciu . Nie b y łam ty lk o p ewn a, jak a

to ro la an i jak i b ęd zie wp ły w Bo g a n a mn ie w d als zy ch latach mo jeg o ży cia. Zwracałam s ię d o Nieg o w s wo ich mo d litwach , b y u zy s k ać o d p o wied zi, ale n ie czu łam, żeb y mn ie s ły s zał. M iałam wrażen ie, że mo je s ło wa ro zp ły wają s ię w p o wietrzu . Kied y miałam jed en aś cie lat, zeb rałam s ię n a o d wag ę i zap y tałam n as zą s zk o ln ą o p iek u n k ę, czy Bó g n ap rawd ę is tn ieje. M y ś lałam, że jeżeli k to k o lwiek to wie, to właś n ie o n a. Zamias t jed n ak o d p o wied zieć n a mo je p y tan ie, o p iek u n k a u d erzy ła mn ie w twarz i zap y tała, jak ś miem wątp ić w J eg o is tn ien ie. Kazała mi u k lęk n ąć i mo d lić s ię o p rzeb aczen ie, co też zro b iłam. Wied ziałam ju ż, że jes tem s k azan a n a p iek ło z p o wo d u b rak u wiary , p o n ieważ zwątp iłam w is tn ien ie Bo g a. By łam p ewn a, że to n iewy b aczaln y g rzech . Pó źn iej teg o s ameg o lata zamies zk ałam ze s wo im o jcem i p ewn ej n o cy p rzeży łam co ś , co wy wo łało u mn ie p araliżu jący s trach . Ro zs u n ęłam zas ło n y w o k n ie p rzy mo im łó żk u i leżąc, wp atry wałam s ię w g wiazd y i p rzep ły wające ch mu ry . Lu b iłam to ju ż o d d zieciń s twa. Nag le mo ją u wag ę p rzy ciąg n ął p ro mień b iałeg o ś wiatła, k tó re s p ły wało z ch mu ry . Zn ieru ch o miałam ze s trach u . Światło p o ru s zało s ię to w jed n ą, to w d ru g ą s tro n ę, jak b y n as , k ażd eg o czło wiek a, s zu k ało . By łam p rzek o n an a, że to J ezu s i J eg o p o wtó rn e p rzy jś cie, zaczęłam więc k rzy czeć co s ił w p łu cach . Uczo n o mn ie, że J ezu s p rzy jd zie n o cą jak zło d ziej i zab ierze z s o b ą p rawy ch , a s p ali n ieg o d ziwy ch . Ojcu u d ało s ię mn ie u s p o k o ić d o p iero p o k ilk u g o d zin ach , k ied y w k o ń cu p rzek o n ał mn ie, że wid ziałam ty lk o ś wiatło reflek to ra rek lamu jąceg o p rzy b y cie wes o łeg o mias teczk a. Nig d y wcześ n iej n ie wid ziałam teg o ro d zaju ś wiatła. Zaciąg n ęłam zas ło n y i p rzez jak iś czas n ie wp atry wałam s ię w n ieb o . M o je p o s zu k iwan ie p rawd ziwej n atu ry Bo g a trwało n ad al. Pamiętam, że ch o d ziłam d o ró żn y ch k o ś cio łó w i n au czy łam s ię n a p amięć wielu frag men tó w z No weg o Tes tamen tu . Zaczęłam wierzy ć, że k ied y czło wiek u miera, jeg o d u s za p rzeb y wa w g ro b ie razem z ciałem aż d o d n ia zmartwy ch ws tan ia, k ied y to p rzy jd zie Ch ry s tu s i p rawi p o ws tan ą, żeb y z Nim b y ć. Częs to o ty m my ś lałam, b o jąc s ię włas n ej ś mierci i ciemn o ś ci, k tó ra p o n iej n as tęp u je.

CIEMNOŚĆ NOCY

Zas ło n y w o k n ie mo jej s ali s zp italn ej b y ły teraz zaciąg n ięte. Czy to ja je zaciąg n ęłam? Po n o wn ie s p o jrzałam n a zeg ar i aż s ię u n io s łam, żeb y s p rawd zić, czy wty czk a n ie wy s u n ęła s ię z k o n tak tu . M iałam wrażen ie, że czas s tan ął w miejs cu . Czu łam, że mu s zę z k imś p o ro zmawiać. M o że zajrzy d o mn ie p ielęg n iark a alb o , co b y ło b y jes zcze lep s ze, mo g łab y m zad zwo n ić d o d o mu . Sięg n ęłam p o telefo n s to jący n a s to lik u p o d ru g iej s tro n ie łó żk a. Ch wilę p ó źn iej ju ż d zwo n iłam, a w s łu ch awce

o d ezwała s ię Do n n a, n as za p iętn as to latk a. Naty ch mias t zap y tała, czy co ś mi s ię s tało . Cu d o wn ie b y ło u s ły s zeć tro s k ę w jej g ło s ie. Po wied ziałam, że ws zy s tk o jes t d o b rze, ale że czu ję s ię tro ch ę s amo tn a. „Tata jes zcze n ie wró cił”, p o wied ziała Do n n a. Zrzed ła mi min a. Bard zo ch ciałam z n im p o ro zmawiać. „M amo , d o b rze s ię czu jes z?”, zap y tała có rk a. Od p o wied ziałam: „Tak , d o b rze”. Ale w rzeczy wis to ś ci ch ciałam p o wied zieć: „Po p ro ś tatę, żeb y d o mn ie p rzy jech ał! J ak n ajs zy b ciej!”. M ó j lęk s ię n as ilał. W s łu ch awce u s ły s załam k ilk a g ło s ik ó w: „Ch cę p o ro zmawiać z mamą!”, „Daj mi telefo n !”, „Po wiem tacie!”. Do mo we o d g ło s y p o p rawiły mi s amo p o czu cie. Przez n as tęp n e p ó ł g o d zin y ży czy łam d o b rej n o cy p o k o lei k ażd emu d zieck u . Ale k ied y o d ło ży łam s łu ch awk ę, zn o wu o g arn ęła mn ie d o k u czliwa s amo tn o ś ć. Po k ó j wy d ał mi s ię ciemn iejs zy i czu łam, jak b y o d leg ło ś ć p o międ zy s zp italem a p o ło żo n y m p o d ru g iej s tro n ie mias ta n as zy m d o mem wy n o s iła milio n k ilo metró w. Ro d zin a b y ła d la mn ie ży ciem i p rzeb y wan ie d alek o o d n iej p rzerażało mn ie, b o lało . Ale k ied y zn o wu zaczęłam my ś leć o k ażd y m d zieck u i o czy wiś cie o s wo im mężu J o em, p o czu łam s ię lep iej i w ty m mo men cie n ik t n a cały m ś wiecie n ie b y łb y w s tan ie mn ie p rzek o n ać, że ju ż za k ilk a g o d zin n ie b ęd zie mi zależało , żeb y k ied y k o lwiek wró cić d o d o mu – a n awet, że b ęd ę b łag ać, żeb y tam ju ż n ie wracać.

***

Zaws ze my ś lałam, że mó j mąż i d zieci zas tąp ią mi ro d zin ę, k tó rej b rak o wało mi w d zieciń s twie. Ob iecałam s o b ie, że k ied y wy jd ę za mąż i zało żę włas n ą ro d zin ę, b ęd zie o n a d la mn ie n ajważn iejs zy m celem i azy lem. Ob iecałam s o b ie, że b ęd ę k o ch ała s wo jeg o męża i zo s tan ę z n im n a d o b re i n a złe i że n as ze d zieci zaws ze b ęd ą mo g ły mieć p ewn o ś ć, że b ęd ziemy razem. Kied y s k o ń czy łam p iętn aś cie lat, wy s łan o mn ie d o matk i. Ojciec u ważał, że d o ras tająca d ziewczy n a p o win n a b y ć z matk ą – n ie w s zk o le z in tern atem i n ie z n im. M ama s twierd ziła, że ab y mó c p raco wać n a p ełn y etat, p o trzeb u je o p iek u n k i d o d zieck a. Zab ran o mn ie więc ze s zk o ły i zaczęłam s ię o p iek o wać s wo ją n ajmło d s zą s io s trzy czk ą. Sied ząc d zień p o d n iu w d o mu i o b s erwu jąc, jak d zieci z s ąs ied ztwa id ą ran o d o s zk o ły , a p o p o łu d n iu wracają d o d o mu , czu łam żal. J es zcze n ie zd awałam s o b ie w p ełn i s p rawy z teg o , ile wy k s ztałcen ie b ęd zie d la mn ie zn aczy ło , g d y d o ro s n ę, ale wied ziałam, że b rak u je mi to warzy s twa k o leżan ek i k o leg ó w o raz mo ich p o zo s tały ch s ió s tr i b raci. W k ró tk im czas ie n ab rałam p rzek o n an ia, że jed y n y m

ro związan iem b ęd zie wy jś cie za mąż i zało żen ie włas n ej ro d zin y . Czu łam, że mo im ży ciem rząd zą p o trzeb y in n y ch lu d zi i że tracę p rawo d o o s o b is teg o s zczęś cia. Ch ciałam mieć włas n e u b ran ia, włas n e łó żk o , włas n y d o m. Ch ciałam mieć męża, k tó remu mo g łab y m u fać, tak ieg o , k tó ry zaws ze b y mn ie k o ch ał b ez wzg lęd u n a to , co s ię wy d arzy w n as zy m ży ciu . Nic d ziwn eg o , że zak o ch ałam s ię b ez p amięci w ch ło p cu z s ąs ied ztwa i wy s złam za n ieg o wio s n ą n as tęp n eg o ro k u . M ó j o jciec b y ł s tan o wczo temu p rzeciwn y , ale mies zk ałam z matk ą, a o n a mn ie p o p arła. M iałam p iętn aś cie lat i zu p ełn ie n ie zd awałam s o b ie s p rawy z teg o , jak ie s ą p o trzeb y p rawd ziwej ro d zin y . Nied o jrzało ś ć n as o b o jg a o raz to , że k ażd e z n as miało zu p ełn ie in n e cele w ży ciu , d o p ro wad ziły d o zak o ń czen ia teg o małżeń s twa s ześ ć lat p ó źn iej. M o je marzen ia s ię ro zwiały i miałam zran io n e s erce, k tó reg o u leczen ie wy mag ało wiele cierp liwo ś ​c i i miło ś ci. Nig d y jed n ak n ie żało wałam teg o małżeń s twa, p o n ieważ d ało mi czwo ro p ięk n y ch d zieci. Pierws ze b y ły d wie d ziewczy n k i, Do n n a i Ch ery l, p o tem u ro d ził s ię s y n Glen n . Najmło d s za có reczk a, Cy n th ia, zmarła jak o trzy mies ięczn e n iemo wlę ws k u tek n ag łej ś mierci łó żeczk o wej. J o eg o p o zn ałam n a p o tań có wce w czas ie p ierws zeg o Bo żeg o Naro d zen ia p o mo im ro zwo d zie. Stacjo n o wał w b azie lo tn iczej imien ia Stead a, w p o b liżu Ren o , w s tan ie Newad a, g d zie mies zk ałam w tamty m czas ie. On też b y ł p o ro zwo d zie i g d y g o lep iej p o zn ałam, o d k ry łam, że mamy z s o b ą wiele ws p ó ln eg o . J eg o d zieciń s two b y ło p o d o b n e d o mo jeg o i o n też p rag n ął mieć s cemen to wan ą ro d zin ę. Najwy raźn iej d o s ieb ie p as o waliś my . Nawet mo je d zieci ch ciały , żeb y J o e b y ł z n ami, mo że b ard ziej n iż ja w p ierws zy m o k res ie, i wk ró tce s ię p o b raliś my . Od p o czątk u b y ło n am tak d o b rze, że aż tru d n o b y ło u wierzy ć, że to p rawd a. J o e miał d elik atn o ś ć, k tó rej wcześ n iej n ie zazn ałam. By ł n ies amo wicie cierp liwy wo b ec d zieci, ale n a ty le s tan o wczy , że o d p o wiad ały miło ś cią n a jeg o miło ś ć. Sp ierały s ię o to , k to p ierws zy p o wita g o w d rzwiach , k ied y wieczo rem wracał z p racy . J o e b y ł d la n ich „tatą”, o d k ąd p o jawił s ię w n as zy m ży ciu – p o d k ażd y m wzg lęd em. Bard zo ch cieliś my b y ć razem i to , w p o łączen iu z n as zą ro zwijającą s ię d o jrzało ś cią, s tało s ię s p o iwem, k tó re łączy n as o d lat. Kied y p rzen o s iliś my s ię z miejs ca n a miejs ​c e i k ied y k ażd e z n as zmien iało co ś we włas n y m ży ciu , p o p ro s tu zo b o wiązaliś my s ię ro związać k ażd y p ro b lem i u trzy mać ro d zin ę razem b ez wzg lęd u n a ws zy s tk o . Na p ierws zy m miejs cu p o s tawiliś my p o trzeb y ro d zin y , a s wo je n a d ru g im. W lip cu 1 9 6 3 ro k u J o e zo s tał p rzen ies io n y d o b azy lo tn iczej Ran d o lp h a w San

An to n io , w Tek s as ie. W tamty ch czas ach zaczęto wp ro wad zać k o mp u tery i J o e zo s tał s k iero wan y n a k u rs p ro g ramo wan ia. W czas ie czterech lat n as zeg o p o b y tu w Tek s as ie u ro d ziłam d wó ch s y n ó w, J o s e​p h a ju n io ra i Stewarta J effery ’eg o . Nas ze ży cie b y ło s p ełn ien iem marzeń . Ku p iliś my n o wy s amo ch ó d i n o wy d o m z k limaty zacją. Dzieci miały mn ó s two u b rań , a ja mo g łam s o b ie p o zwo lić, b y n ie p raco wać i zająć s ię wy ch o wy wan iem n as zej g ro mad k i. Czu łam s ię n ap rawd ę s zczęś liwa. Szk o ła z in tern atem, mo je s amo tn e d zieciń s two i n ieu d an e małżeń s two b y ły o d d alo n e o całą wieczn o ś ć o d mo jeg o o b ecn eg o ży cia, o d p o czu cia b ezp ieczeń s twa i rad o ś ci. M imo to czu łam, że czeg o ś mi b rak u je. Nad al s ię mo d liłam, ale mo ja relacja z Bo g iem b y ła ch ło d n a i p ełn a lęk u . Wied ziałam, że o d czas u d o czas u wy s łu ch iwał mo ich mo d litw – n a p rzy k ład k ied y p o ro zwo d zie p ro s iłam Go o k o g o ś k o ch ająceg o i cierp liweg o , k to b y mi p o mó g ł wy ch o wać d zieci, Bó g wręcz zap ro wad ził mn ie d o J o eg o . Wierzy łam, że Bó g is tn ieje i k o ch a s wo je d zieci p o mimo s wo jej rzek o mej mś ciwo ś ci, ale n ie miałam p o jęcia, jak wp ro wad zić tę miło ś ć d o włas n eg o ży cia, an i jak d zielić s ię n ią ze s wo imi p o ciech ami. Po ru s zy łam ten temat z J o em i zap ro p o n o wałam, żeb y ś my zaczęli ch o d zić d o k o ś cio ła. Nie o k azał wielk ieg o en tu zjazmu , g łó wn ie z p o wo d u s wo ich wcześ n iejs zy ch d o ś wiad czeń , k tó re ro zczaro wały g o d o relig ii. Szan o wałam jeg o zd an ie, ale n ie p rzes tałam s zu k ać s p o s o b u n a wp ro wad zen ie w ży cie n as zej ro d zin y więk s zej relig ijn o ś ci. By liś ​m y n a n ab o żeń s twach w k ilk u miejs co wy ch k o ś cio łach , ale n ie czu liś my s ię zad o wo len i i p o jak imś czas ie d ałam s o b ie s p o k ó j. M o je p rzek o n an ia relig ijn e p rzez wiele lat b y ły ch wiejn e.

***

M o je ro zmy ś lan ia p rzerwało wejś cie p ielęg n iark i. Przy n io s ła mi w k ielis zk u tab letk i n as en n e, ale o d mó wiłam ich p rzy jęcia z p o wo d u n iech ęci d o p rawie ws zy s tk ich ro d zajó w lek ars tw. M ó j lęk p rzed lek ami zaczął s ię d awn o temu , n awet as p iry n ę b rałam rzad k o . Wo lałam p rzetrzy mać b ó l g ło wy czy ch o ro b ę. Pielęg n iark a wy s zła, a ja zn o wu zo s tałam s ama ze s wo imi my ś lami. Po d wp ły wem zu p ełn ej s amo tn o ś ci zaczęłam s ię zas tan awiać n ad czek ającą mn ie ju ż za k ilk a g o d zin o p eracją. Czy ws zy s tk o b ęd zie d o b rze? Sły s załam wiele o p o wieś ci o lu d ziach u mierający ch n a s to le o p eracy jn y m. Czy mn ie też to s p o tk a? Gło wę wy p ełn iły mi o b razy cmen tarzy . W mo ich my ś ​l ach p o jawiły s ię n ag ro b k i i k rzy że n a s zy jach s zk ieletó w

w zak o p an y ch tru mn ach . Zaczęłam ro zważać o s tatn ie n amas zczen ie, o k tó ry m s ły s załam w mło d o ś ci. Pró b o wałam zro zu mieć, d laczeg o zmarli mają n a s o b ie k rzy że. Czy p o to , żeb y p o k azać Bo g u , że s ą ś więty mi? A mo że to g rzes zn icy , k tó rzy p o trzeb u ją o ch ro n y p rzed d emo n ami z p iek ła? M o je p rzy g n ęb ien ie jes zcze s ię p o g łęb iło i ciemn o ś ć p rzerażała mn ie co raz b ard ziej. Wy ciąg n ęłam ręk ę i d zwo n k iem wezwałam p ielęg n iark ę. „Czy ma s io s tra p o d ręk ą te tab letk i?”, zap y tałam, k ied y p rzy s zła. Sp o jrzała n a mn ie zd ziwio n a, ale miała je p rzy s o b ie. Wzięłam p ro s zk i, p o d zięk o wałam, a o n a p rzy g as iła ś wiatło i zamk n ęła d rzwi. Po ch wili p o czu łam s en n o ś ć i w k o ń cu , p o zmó wien iu mo d litwy , zas n ęłam.

DRUGI DZIEŃ

Ran ek n ad s zed ł s zy b k o wraz z p ro mien iami s ło ń ca wp ad ający mi d o s ali p rzez s zp arę w zas ło n ach . Op eracja b y ła wy zn aczo n a n a p o łu d n ie. M o g łam s ię ro zb u d zić i czek ać k ilk a g o d zin alb o cies zy ć s ię lu k s u s em, jak im b y ło d la mn ie wy leg iwan ie s ię w łó żk u . Nad al b y łam p ó łp rzy to mn a p o tab letk ach n as en n y ch , a mo że zmęczo n a d ręczący m mn ie w n o cy lęk iem i o b awami. Teraz, k ied y p o ran n e s ło ń ce ro zś wietlało p o k ó j, u s p o k o iłam s ię i zaczęłam my ś leć o s wo im p o p rzed n im p o b y cie w s zp italu .

M o je lęk i z min io n ej n o cy b y ły n iczy m w p o ró wn an iu ze s trach em, k tó ry czu łam wted y . Ty m razem p rzy n ajmn iej wied ziałam, co miało s ię s tać.

***

J o e p rzes zed ł n a emery tu rę wo js k o wą w 1 9 6 7 ro k u i zaczęliś my s ię zas tan awiać n ad p racą d la n ieg o w cy wilu . Ko mp u tery s tawały s ię n o wą d zied zin ą p rzemy s łu , a k walifik acje mo jeg o męża u mo żliwiały mu zn alezien ie p racy , g d ziek o lwiek b y ch ciał. M u s ieliś my ty lk o zd ecy d o wać, w k tó rej częś ci k raju ch cemy zamies zk ać. W k o ń cu wy b raliś my Pó łn o cn o -Zach o d n ie Wy b rzeże, g d zie J o e d o s tał p o s ad ę w d u żej k o rp o racji k o s miczn ej. Uważaliś my , że tamtejs zy k limat b ęd zie miłą o d mian ą p o g o rący m i s u ch y m p o wietrzu , d o k tó reg o p rzy wy k liś my w Tek s as ie. Po za ty m o zn aczało to zamies zk an ie w p o b liżu mo jeg o o jca i jeg o żo n y . Wk ró tce p o ty m, jak s ię p rzep ro wad ziliś my , s twierd ziłam, że p o raz s ió d my jes tem p rzy n ad ziei. Nie u cies zy liś ​m y s ię z tej n ies p o d zian k i. Uważając, że mamy ju ż ty le d zieci, ile jes teś my w s tan ie d o b rze wy ch o wać – p ięcio ro ży jący ch – s to s o waliś my ś ro d k i an ty k o n cep cy jn e. Sześ ć p o p rzed n ich ciąż n ad wy ręży ło mó j o rg an izm i lek arze o d rad zali mi k o lejn e d zieck o . W trzecim mies iącu p o czu łam b o les n e s k u rcze i zaczęłam k rwawić. Lek arze p o wied zieli, że tracę tk an k i p ło d u . Z teg o p o wo d u , a tak że ws k u tek in n y ch k o mp lik acji, b y li p ewn i, że wk ró tce p o ro n ię. Krwawien ie n ie u s tawało i zo s tałam p rzy jęta n a ty d zień d o s zp itala. Czek aliś my , aż mo je ciało p o zb ęd zie s ię u s zk o d zo n eg o p ło d u w n atu raln y s p o s ó b . Wk ró tce s tało s ię o czy wis te, że ciąża s ama s ię n ie zak o ń czy i jed en z lek arzy p o wied ział, żeb y m wzięła p o d u wag ę ab o rcję. By ł p rzek o n an y , że d zieck o – jeś li d o n o s zę je d o ro związan ia – n ajp rawd o p o d o b n iej u ro d zi s ię b ez n iek tó ry ch częś ci ciała. Nie miałam p o wo d ó w, żeb y mu n ie wierzy ć. Po ro zmo wie z J o em p o s tan o wiłam p o d d ać s ię zab ieg o wi. Na d zień p rzed wy zn aczo n ą ab o rcją zo s tałam p rzeb ad an a w s zp italu p rzez in n y zes p ó ł lek arzy . On i tak że u zn ali, że p o win n iś my p o s tęp o wać zg o d n ie z p lan em. Os tatn i z wy ch o d zący ch z s ali med y k ó w p o wied ział d o mn ie: „Nie ro zu miemy , d laczeg o ten mały tak s ię tam trzy ma”. Po czu łam, jak p rzech o d zi mn ie d res zcz, i w mo jej g ło wie p o jawiła s ię my ś l: „Nie ró b teg o . M u s is z u ro d zić to d ziec​k o . On o ch ce p rzy jś ć n a ś wiat”. Wieczo rem

o d wied ził

mn ie

J o e.

Po wtó rzy łam

mu ,

co

o rzek li

lek arze,

i p o wied ziałam o s wo im p rzek o n an iu , że to d zieck o p o win n o s ię u ro d zić. Ro zmawialiś my o p o d trzy man iu ciąży i o u ro d zen iu k alek ieg o d zieck a. Żad n e z n as teg o n ie ch ciało , ale wied ziałam, że n ie mo g łab y m ży ć z my ś lą, że je u s u n ęłam. J o e zg o d ził s ię, że mu s imy u trzy mać ciążę. Pó źn y m wieczo rem jes zcze raz s p o tk aliś my s ię z lek arzami i p rzed s tawiliś my s wo je zd an ie. Lek arze b y li s tan o wczy . M u s imy u s u n ąć u s zk o d zo n y p łó d . Po wied zieli, że żad en s p ecjalis ta n ie zg o d zi s ię n a p o d trzy man ie tej ciąży i że o n i, o czy wiś cie, n ie ch cą b rać w ty m u d ziału . Nas tęp n eg o d n ia zo s tałam wy p is an a ze s zp itala i zaczęłam s zu k ać k o g o ś , k to p rzy jąłb y mn ie n a mo ich waru n k ach . W k o ń cu zn alazłam mło d eg o lek arza, k tó ry właś n ie zaczął p ry watn ą p rak ty k ę p o k ilk u latach p racy w lo tn ic​t wie. Po czu ł d o J o eg o s y mp atię z p o wo d u p o d o b n ej h is to rii zawo d o wej i p rzy jął mn ie jak o p acjen tk ę. Wid ział p ewn ą s zan s ę, że d zieck o u ro d zi s ię ży we, ale i o n s ię o b awiał, że b ęd zie k alek ą. Kazał mi leżeć i d ał lis tę zaleceń . J o e i d zieci ws p an iale zas tęp o wali mn ie w p racach d o mo wy ch , a ja wy k o rzy s tałam ten czas n a k u rs y s amo k s ztałcen io we i u k o ń czen ie s zk o ły ś red n iej. W miarę jak mijały mies iące i zb liżał s ię termin p o ro d u , co raz b ard ziej s ię d en erwo wałam. Up rzed ziliś my d zieci o ty m, co mo że s ię s tać, że d zieck o mo że s ię u ro d zić k alek ie, b ez n iek tó ry ch częś ci ciała, alb o mo że u mrzeć. J o e i ja s taraliś my s ię wzajemn ie p o cies zy ć, p rzy p o min ając s o b ie mo je o d czu cia w reak cji n a s ło wa lek arza: „Ten mały n ad al s ię trzy ma”. By ły to czas y , k ied y s zp itale n ie p o zwalały o jco m b y ć p rzy p o ro d zie, i p rzerażała mn ie my ś l, że u ro d zę to d ziec​k o b ez J o eg o . W k o ń cu p ers o n el s zp itala zg o d ził s ię, żeb y J o e to warzy s zy ł mi w czas ie p o ro d u , ale o b awian o s ię jeg o ewen tu aln ej reak cji. Po wied zian o mu , że jeżeli zemd leje alb o zach o ru je, ich p rio ry tetem b ęd ę ja. Po p ro s zo n o g o , żeb y p o d p is ał o ś wiad czen ie, k tó re zwaln iało s zp ital z o d p o wied zialn o ś ci za n ieg o . Kied y p o czu łam, że ju ż czas , zg ło s iłam s ię d o s zp itala 1 9 czerwca 1 9 6 8 ro k u . By łam tak p rzerażo n a, że n ie mo g łam zap an o wać n ad d rżen iem ciała. J o e s tał o b o k mn ie w s ali p o ro d o wej. Trzy mał mn ie za ręk ę i g łas k ał p o g ło wie. M u s iał wło ży ć zielo n y fartu ch i b iałą mas eczk ę tak jak lek arze. Sp o jrzen iem s wo ich s zaro n ieb ies k ich o czu s tarał s ię mn ie u s p o k o ić, ale p o p rzy s p ies zo n y m u n o s zen iu s ię i o p ad an iu jeg o mas eczk i wid ziałam, że jes t tak s amo p rzerażo n y jak ja. Kied y n ad s zed ł mo men t p rzy jś cia d ziec​k a n a ś wiat, mo cn o ch wy ciliś my s ię za ręce. Gd y d zieck o wy s zło , p atrzy łam n a o czy lek arzy . Od razu p o zn ałam, że n iep o trzeb n ie s ię b aliś my i cierp ieliś ​m y p rzez te ws zy s tk ie mies iące. Lek arz p o ło ży ł maleń s two n a mo im b rzu ch u , żeb y m mo g ła je p rzy tu lić, a J o e i ja s zy b k o

o b ejrzeliś my n as zeg o s y n k a o d s tó p d o g łó w. Ro zp łak aliś my s ię. By ł id ealn ie zb u d o wan y i zd ro wy . Kied y g o tu liłam, b y łam p ewn a, że to d zieck o rzeczy wiś cie b y ło mi p rzezn aczo n e i że o n o n ap rawd ę b ard zo ch ciało p rzy jś ć n a ś wiat. Ch o ć za n ic w ś wiecie n ie zmien iłab y m s wo jej d ecy zji, ciąża n ad wy ręży ła jed n ak mó j o rg an izm. W n as tęp n y ch latach p o jawiło s ię u mn ie wiele p ro b lemó w ze zd ro wiem i lek arze d o rad zili mi h is terek to mię. Po d łu g im n amy ś le i ro zmo wie z J o em p o s tan o wiłam ich p o s łu ch ać. Wy zn aczo n o mi d atę o p eracji.

***

Teraz, ran k iem p rzed o p eracją, p rzy s zła d o mn ie n o wa p ielęg n iark a i o b u d ziła mn ie s ztu rch n ięciem. Ch ciała d ać mi zas trzy k u s y p iający p rzed o p eracją. Ro zb awiło mn ie, że b u d zi mn ie p o to , żeb y mn ie zn o wu u ś p ić. Pewn ie b y m s ię ro ześ miała, ale ju ż czu łam, jak lek zaczy n a d ziałać, jak ciep ło ro zch o d zi s ię razem z k rwią p o cały m mo im o rg an izmie. Na p ewn o p rzy s zed ł wted y lek arz, b o u s ły s załam jeg o g ło s : „J es t ju ż g o to wa?”. A p o tem ws zy s tk o p o wo li zro b iło s ię czarn e. By ło ju ż p o p o łu d n ie, k ied y zaczęłam o d zy s k iwać p rzy to mn o ś ć. Stał p rzy mn ie mó j lek arz i mó wił, że o p eracja s ię u d ała i że n ied łu g o p o win n am p o czu ć s ię lep iej. I p amiętam, jak p o my ś lałam: „To ws p an iale. Nares zcie mo g ę o d p o cząć i p rzes tać s ię martwić o p eracją”. A p o tem zn o wu zas n ęłam. Ob u d ziłam s ię w n o cy i ro zejrzałam. Ch o ciaż u mies zczo n o mn ie w p o k o ju d wu o s o b o wy m, b y łam s ama. Dru g ie łó żk o s tało p u s te. Po k ó j miał wes o ły wy s tró j d zięk i tap ecie w jas k rawe p o marań czo wo -żó łte p as k i. Krzy k liwie, p o my ś lałam, ale wes o ło . Zau waży łam d wie s zafk i n o cn e, d wie s zafy n a u b ran ia, telewizo r i d u że o k n o p rzy mo im łó żk u . Po p ro s iłam o łó żk o p rzy o k n ie, p o n ieważ o d d zieciń s twa cierp iałam n a k lau s tro fo b ię. Na zewn ątrz b y ło ciemn o i jed y n e źró d ło ś wiatła w p o k o ju s tan o wiła lamp k a n o cn a n ad u my walk ą p rzy d rzwiach . Zad zwo n iłam p o p ielęg n iark ę i p o p ro s iłam ją o wo d ę. Po wied ziała, że o d wczes n eg o p o p o łu d n ia p o d awan o mi k ru s zo n y ló d , ale ja teg o n ie p amiętałam. Po in fo rmo wała mn ie ró wn ież, że p rzy s zed ł mó j mąż z p rzy jació łmi, ale ich o d wied zin też n ie mo g łam s o b ie p rzy p o mn ieć. By łam jed n ak w p ełn i ś wiad o ma, że ro zmazał mi s ię mak ijaż i że n ie ży czy łam s o b ie, żeb y mn ie k to k o lwiek o g ląd ał b ez mo jej wied zy . No i d o teg o mo ja s zp italn a k o s zu la; k ied y s p o jrzałam w d ó ł, zo b aczy łam, że zak ry wa ty lk o częś ci in ty mn e. Po my ś lałam, że b ęd ę mu s iała p o ro zmawiać z J o em

o p rzy p ro wad zan iu jeg o p rzy jació ł. O d ziewiątej p ielęg n iark a p rzy n io s ła mi wieczo rn ą d awk ę lek ars tw. Po za n iewielk im b ó lem p o o p eracy jn y m n ic mi n ie d o leg ało . Wzięłam tab letk i i o d p o wied n io s ię u ło ży łam, b y p o o g ląd ać p rzed s n em telewizję. Na p ewn o s ię zd rzemn ęłam, b o g d y p o n o wn ie s p o jrzałam n a zeg ar, b y ło wp ó ł d o d zies iątej. Nies p o d ziewan ie p o czu łam zawro ty g ło wy i n ag łą p o trzeb ę, żeb y zad zwo n ić d o J o eg o . Sięg n ęłam p o telefo n i z tru d em wy k ręciłam n u mer. Nie p amiętam ro zmo wy – b y łam tak zmęczo n a, że marzy łam ty lk o o ty m, żeb y zas n ąć. Zd o łałam wy łączy ć telewizo r, a p o tem p o d ciąg n ęłam k o c p o d s zy ję. Po czu łam p rzen ik liwe zimn o i zro b iło mi s ię s łab o jak n ig d y p rzed tem.

MOJA ŚMIERĆ

M u s iałam zn o wu zas n ąć, lecz n ie n a d łu g o , p o n ieważ zeg ar n ad al ws k azy wał wp ó ł d o d zies iątej. Ob u d ziłam s ię n ag le p o d wp ły wem b ard zo d ziwn eg o u czu cia. M o je in s ty n k ty o s trzeg ały mn ie p rzed n ieb ezp ieczeń s twem. Ro zejrzałam s ię p o p o k o ju . Drzwi b y ły n ied o mk n ięte. Nad małą u my walk ą p rzy d rzwiach wciąż p aliło s ię p rzy ćmio n e ś wiatło . Stałam s ię b ard zo czu jn a i o g arn iał mn ie co raz więk s zy s trach . Zmy s ły mó wiły mi, że jes tem s ama, i czu łam, jak mo je ciało s łab n ie.

Wy ciąg n ęłam ręk ę w s tro n ę d zwo n k a p rzy łó żk u , b y wezwać p ielęg n iark ę. Ch o ciaż s tarałam s ię ze ws zy s tk ich s ił, n ie b y łam jed n ak w s tan ie g o d o s ięg n ąć. Op an o wało mn ie b ard zo złe p rzeczu cie, jak b y wy p ły wały ze mn ie o s tatn ie k ro p le k rwi. W g ło wie u s ły s załam cich e b u czen ie. Cały czas s łab łam, aż p o czu łam, że mo je ciało jes t n ieru ch o me i b ez ży cia. Wted y d o zn ałam p rzy p ły wu en erg ii. Wewn ątrz mn ie co ś jak b y p ęk ło lu b s ię o two rzy ło i mo ja d u s za zo s tała ze mn ie g wałto wn ie wy ciąg n ięta p rzez k latk ę p iers io wą i p o leciała w g ó rę, jak b y ją p rzy ciąg ał o lb rzy mi mag n es . M o je p ierws ze wrażen ie b y ło tak ie, że jes tem wo ln a. W ty m o d czu ciu n ie b y ło n ic n ien atu raln eg o . Zn ajd o wałam s ię n ad łó żk iem i u n o s iłam s ię p o d s u fitem. M iałam p o czu cie b ezg ran iczn ej wo ln o ś ci i wrażen ie, że p rzeb y wam w ty m s tan ie o d zaws ze. Ob ró ciłam s ię i zo b aczy łam jak ieś ciało n a łó żk u . By łam ciek awa, k to to jes t, i n aty ch mias t zaczęłam s ię o b n iżać. Będ ąc o d lat p ielęg n iark ą, d o b rze wied ziałam, jak wy g ląd a martwy czło wiek , i k ied y zn alaz​ł am s ię b lis k o jeg o twarzy , o d razu wied ziałam, że n ie ma w n im ży cia. I wted y p o zn ałam, że to mo ja twarz. Na łó żk u leżało mo je ciało . Nie b y łam zas k o czo n a an i p rzerażo n a, p o czu łam ty lk o p ewien ro d zaj ws p ó łczu cia. Wy g ląd ało mło d ziej i ład n iej, n iż je p amiętałam, a teraz b y ło martwe. J ak b y m zd jęła zn o s zo n y s tró j i o d ło ży ła g o n a zaws ze, co b y ło s mu tn e, p o n ieważ mo je ciało n ad al b y ło d o b re – wciąż mo g ło d o b rze s łu ży ć. Uś wiad o miłam s o b ie, że n ig d y n ie wid ziałam s ieb ie w tró jwy miarze, o g ląd ałam s ię ty lk o w lu s trze, k tó re jes t p łas k ie. Oczy d u s zy wid zą jed n ak w więk s zej liczb ie wy miaró w n iż ś mierteln e ciało . Wid ziałam s ieb ie ze ws zy s tk ich s tro n jed n o cześ n ie – o d p rzo d u , o d ty łu i z b o k ó w. Do s trzeg ałam s zczeg ó ły s wo jeg o wy g ląd u , o k tó ry ch is tn ien iu n ie miałam p o jęcia i k tó re s p rawiały , że to , co o g ląd ałam, b y ło p ełn e i k o mp letn e. M o żliwe, że właś n ie d lateg o w p ierws zej ch wili n ie ro zp o zn ałam s ieb ie. M o je n o we ciało b y ło n ieważk ie i n iezwy k le ru ch liwe. By łam zafas cy n o wan a s wo im n o wy m s tan em is tn ien ia. Zaled wie k ilk a ch wil wcześ n iej czu łam b ó l s p o wo d o wan y o p eracją, teraz jed n ak n ie miałam ab s o lu tn ie żad n y ch d o leg liwo ś ci. By łam k o mp letn a w k ażd y z mo żliwy ch s p o s o b ó w – p o p ro s tu d o s k o n ała. I p o my ś lałam: „Właś n ie tak a jes tem n ap rawd ę”. Po n o wn ie zain teres o wałam s ię ciałem. Uś wiad o miłam s o b ie, że n ik t n ie ma p o jęcia o mo jej ś mierci, i p o czu łam n ag łą p o trzeb ę, b y o n iej k o mu ś p o wied zieć. Po my ś lałam: „Umarłam, a tu taj n ik t o ty m n ie wie!”. Zan im jed n ak zd o łałam s ię ru s zy ć, n ies p o d ziewan ie zjawiło s ię p rzy mn ie trzech mężczy zn . By li w p ięk n y ch , jas n o b rązo wy ch s zatach , a jed en z n ich miał n a g ło wie k ap tu r. Każd y b y ł

p rzewiązan y zło ty m p lecio n y m p as em z lu źn o zwis ający mi k o ń cami. Bił o d n ich b las k , k tó ry jed n ak n ie o ś lep iał, i zau waży łam, że mo je ciało ró wn ież b y ło o to czo n e łag o d n ą p o ś wiatą o raz że n as ze ś wiatła mies zały s ię wo k ó ł n as . Nie b ałam s ię. M ężczy źn i wy g ląd ali n a s ied emd zies ięcio - lu b o s iemd zies ięcio letn ich , ale d o my ś liłam s ię, że zn ajd u ją s ię w in n y m wy miarze czas o wy m n iż ziems k i. Co ś mi mó wiło , że mają zn aczn ie więcej lat n iż s ied emd zies iąt czy o s iemd zies iąt – że s ą wiek o wi. Wy czu wałam w n ich wielk ą d u ch o wo ś ć, wied zę i mąd ro ś ć. Przy p u s zczam, że u k azali mi s ię w s zatach , b y wy wo łać wrażen ie ty ch zalet. Zaczęłam my ś leć o n ich jak o o mn ich ach – g łó wn ie z p o wo d u ty ch u b io ró w – i wied ziałam, że mo g ę im zau fać. Przemó wili d o mn ie. Po wied zieli, że s ą ze mn ą o d „ws zech wieczn o ś ci”. Nie zro zu miałam; wieczn o ś ć zaws ze s p rawiała mi k ło p o t, a co d o p iero ws zech wieczn o ś ć. Dla mn ie wieczn o ś ć zaczy n ała s ię w p rzy s zło ś ci, a te is to ty p o wied ziały , że s ą ze mn ą o d ws zech wieczn o ś ci. To b y ło jes zcze tru d n iejs ze d o zro zu mien ia. Wtem zaczęłam wid zieć w my ś lach o b razy z o d leg ​ł ej p rzes zło ś ci, z is tn ien ia p o p rzed zająceg o mo je ży cie n a ziemi, z mo jej zn ajo mo ś ci z ty mi mężczy zn ami „p rzed tem”. Kied y s cen y te p rzes u wały s ię w mo ich my ś lach , n ab rałam p ewn o ś ci, że n ap rawd ę zn amy s ię o d „ws zech wieczn o ś ci”. Po czu łam rad o ś ć. Uś wiad o miłam s o b ie is tn ien ie ży cia p rzed ziems k ieg o i p o jęłam, że ś mierć to właś ciwie „n aro d zin y ” we ws p an ials zy m ży ciu zro zu mien ia i wied zy , k tó re n ie mają żad n y ch o g ran iczeń czas o wy ch . Wied ziałam też, że ci mężczy źn i s ą mo imi n ajlep s zy mi p rzy jació łmi w ty m ws p an ials zy m ży ciu i że p o s tan o wili b y ć p rzy mn ie. Wy jaś n ili, że wraz z in n y mi b y li mo imi An io łami Stró żami w czas ie mo jeg o ży cia ziems k ieg o . Czu łam jed n ak , że ci trzej s ą wy jątk o wi, że s ą ró wn ież mo imi „an io łami s łu żeb n y mi”. Po wied zieli, że u marłam p rzed wcześ n ie. W jak iś s p o s ó b n ap ełn ili mn ie s p o k o jem i p o wied zieli, żeb y m s ię n ie martwiła, że ws zy s tk o b ęd zie d o b rze. Kied y to u czu cie d o mn ie d o tarło , wy czu łam ich g łęb o k ą miło ś ć i tro s k ę. Te u czu cia o raz my ś li b y ły p rzek azy wan e o d d u s zy d o d u s zy – o d jed n eg o b y tu d o d ru g ieg o . Po czątk o wo s ąd ziłam, że mężczy źn i u ży wają u s t, b o b y łam p rzy zwy czajo n a d o „lu d zk ieg o ” mó wien ia. Po ro zu miewali s ię ze mn ą o wiele s zy b ciej i p ełn iej, w s p o s ó b , k tó ry o k reś lali jak o „czy s ta wied za”. Najlep s zy m s ło wem n azy wający m ten s p o s ó b b y łab y telep atia, ale n awet o n a n ie o p is u je teg o zjawis k a w p ełn i. Czu łam ich emo cje i zamiary . Czu łam ich miło ś ć. Do ś wiad czałam ich u czu ć. I to mn ie cies zy ło , b o p rawd ziwie mn ie k o ch ali. M ó j p o p rzed n i języ k , języ k mo jeg o ciała, b y ł b ard zo o g ran iczo n y i zd ałam s o b ie s p rawę, że mo ja d o ty ch czas o wa zd o ln o ś ć d o wy rażan ia

u czu ć właś ciwie jes t n iczy m w p o ró wn an iu ze zd o ln o ś cią d u s zy d o p o ro zu miewan ia s ię w czy s ty s p o s ó b . By ło wiele rzeczy , k tó re mężczy źn i ch cieli mi p rzek azać i k tó re ja ch ciałam im p o wied zieć, ale ws zy s cy wied zieliś my , że p ierws zeń s two mają s p rawy b ieżące. Nag le p o my ś lałam o mężu i d zieciach i zmartwiłam s ię ty m, jak p rzy jmą mo ją ś mierć. J ak J o e d a s o b ie rad ę z wy ch o wan iem s ześ cio rg a d zieci? J ak d zieci p o rad zą s o b ie b eze mn ie? M u s iałam ich zn o wu zo b aczy ć, p rzy n ajmn iej p o to , żeb y s ię u s p o k o ić. M o ją jed y n ą my ś lą b y ło o p u ś cić s zp ital i zn aleźć s ię ze s wo ją ro d zin ą. Po wielu latach czek an ia n a zało żen ie włas n ej ro d zin y , p o latach wy s iłk u , żeb y ś my trzy mali s ię razem, b ałam s ię, że teraz ich s tracę. A mo że raczej, że o n i s tracą mn ie. Naty ch mias t zaczęłam s zu k ać wy jś cia i zau waży łam o k n o . Szy b k o p rzez n ie p rzes złam i zn alazłam s ię n a zewn ątrz. Wk ró tce zro zu miałam, że n ie mu s zę k o rzy s tać z o k n a, że mo g ę o p u ś cić p o k ó j, p rzen ik ając p rzez d o wo ln e miejs ce. Ok n o p rzy s zło mi d o g ło wy ty lk o d lateg o , że jes zcze ciąg le my ś lałam o s o b ie jak o k imś ś mierteln y m, a więc z fizy czn y mi o g ran iczen iami. Zd ałam s o b ie s p rawę, że jes tem w „try b ie s p o wo ln io n y m”, p o n ieważ n ad al my ś lę w k ateg o riach s wo jeg o ciała fizy czn eg o , k ied y w rzeczy wis to ś ci mo je ciało d u ch o we p o trafi p rzejś ć p rzez ws zy s tk o , co wcześ n iej b y ło d la mn ie n ie d o p rzejś cia. Ok n o b y ło p rzez cały czas zamk n ięte. M o ja p o d ró ż d o d o mu min ęła b ły s k awiczn ie. Teraz, k ied y wied ziałam o s wo jej n o wej u miejętn o ś ci, zaczęłam s ię p o ru s zać z n ies amo witą p ręd k o ś cią, led wie zau ważając p rzes u wające s ię p o d e mn ą d rzewa. Nie p o d jęłam żad n ej d ecy zji, n ie wy zn aczy łam s o b ie żad n ej tras y – p o p ro s tu p o my ś lałam o d o mu i ju ż tam zmierzałam. W o k amg n ien iu zn alazłam s ię w n as zy m s alo n ie. Zo b aczy łam męża s ied ząceg o w s wo im u lu b io n y m fo telu i czy tająceg o g azetę. Ujrzałam d zieci b ieg ające p o s ch o d ach i p o my ś lałam, że p o win n y s zy k o wać s ię d o s n u . Dwo je u rząd ziło b itwę n a p o d u s zk i – ty p o wą d la n as zy ch malu ch ó w p rzed p ó jś ciem d o łó żek . Nie czu łam ch ęci, żeb y s ię z n imi p o ro zu mieć, ale martwiłam s ię, jak b ęd ą ży ły b eze mn ie. Kied y p rzy g ląd ałam s ię p o k o lei k ażd emu d zieck u , zo b aczy łam w my ś lach p ewn eg o ro d zaju p o d g ląd jeg o p rzy s złeg o ży cia. Zro zu miałam, że k ażd e z mo ich d zieci jes t n a ty m ś wiecie, żeb y zd o b y ć włas n e d o ś wiad czen ia, że ch o ciaż u ważam je za „s wo je”, to n ie mam racji. By ły o s o b n y mi d u s zami, jak ja, p o s iad ający mi in telig en cję, k tó ra zo s tała ro zwin ięta, zan im p rzy s zły n a ś wiat. Ws zy s tk ie miały wo ln ą wo lę, d zięk i k tó rej mo g ły p rzeży ć s wo je ży cie, jak ch ciały . Wied ziałam, że n ie mo g ę im o d mawiać p rawa d o wo ln ej wo li. On e ty lk o

zo s tały o d d an e p o d mo ją o p iek ę. Wied ziałam, że mo je d zieci mają włas n e mis je (ch o ciaż teraz s o b ie ich n ie p rzy p o min am) i k ied y je zrealizu ją, ró wn ież zak o ń czą s wó j p o b y t n a ziemi. Zo b aczy łam n iek tó re z czek ający ch je wy zwań i tru d n o ś ci, ale ro zu miałam, że s ą o n e k o n ieczn e d la ich ro zwo ju . Nie b y ło p o trzeb y s mu cić s ię czy b ać. M iałam ś wiad o mo ś ć, że w k o ń cu k ażd emu z mo ich d zieci ws zy s tk o s ię u ło ży i wk ró tce zn o wu ws zy s cy b ęd ziemy razem. Og arn ął mn ie b ło g i s p o k ó j. M ó j mąż i mo je d ro g ie d zieci, ro d zin a, n a k tó rą tak d łu g o czek ałam, b ęd zie b ezp ieczn a. Wied ziałam, że d ad zą s o b ie rad ę – i ja też. By łam wd zięczn a za ro zu mien ie d als zeg o ro zwo ju s p raw i czu łam, że p o zwo lo n o mi g o p o zn ać, b y mo je p rzejś cie p rzez ś mierć b y ło łatwiejs ze. Zap rag n ęłam ży ć s wo im ży ciem i d o ś wiad czy ć teg o , co mn ie czek ało . Zo s tałam p rzen ies io n a z p o wro tem d o s zp itala, ale n ie p amiętam tej p o d ró ży ; miałam wrażen ie, że o d b y ła s ię b ły s k awiczn ie. Zo b aczy łam s wo je ciało leżące n a łó żk u mn iej więcej metr p o d e mn ą i tro ch ę w lewo . M o i trzej p rzy jaciele n ad al tam b y li i czek ali n a mn ie. Zn o wu p o czu łam ich miło ś ć i rad o ś ć, jak ą czerp ali z p o mag an ia mi. Nap ełn io n a ich miło ś cią, u ś wiad o miłam s o b ie, że p rzy s zła p o ra, żeb y m zro b iła k o lejn y k ro k . Wied ziałam też, że mo i d ro d zy p rzy jaciele mn is i n ie b ęd ą mi to warzy s zy ć.

***

Sły s załam co raz d o n o ś n iejs zy d źwięk .

TUNEL

Kied y zn ajd zies z s ię w o b ecn o ś ci p o tężn ej en erg ii, wies z o ty m. I ja wted y o ty m wied ziałam. Nis k i, d u d n iący d źwięk zaczął wy p ełn iać p o k ó j. Wy czu wałam mo c, k tó ra g o p o wo d o wała, p ęd , k tó ry wy d awał s ię b ezwzg lęd n y . Ale ch o ciaż d źwięk i mo c b u d ziły g ro zę, p o n o wn ie o p an o wały mn ie b ard zo p rzy jemn e u czu cia – n iemal h ip n o ty czn e. Us ły s załam k u ran ty lu b b icie d zwo n ó w w o d d ali – p ięk n ą melo d ię, k tó rej n ig d y n ie zap o mn ę. Zaczęła mn ie o taczać ciemn o ś ć. Łó żk o , lamp k a p rzy

d rzwiach , cały p o k ó j wy d awały s ię ciemn ieć i n ag le zo s tałam d elik atn ie p o ciąg n ięta w g ó rę w wielk ą, wiru jącą, czarn ą mas ę. Czu łam, jak b y wciąg ało mn ie p o tężn e to rn ad o . Nie wid ziałam n ic p o za g ęs tą, n iemal n amacaln ą ciemn o ś cią. Ciemn o ś ć ta b y ła czy mś więcej n iż ty lk o b rak iem ś wiatła; b y ła to g łęb o k a czerń n iep o d o b n a d o n iczeg o , co wid ziałam wcześ n iej. Ro zs ąd ek mó wił mi, że p o win n am b y ć p rzerażo n a, że p o win n y s ię o d ezwać ws zy s tk ie lęk i z mo jej mło d o ś ci, ale w ś ro d k u tej czarn ej mas y miałam wy raźn e u czu cie p rzy jemn o ś ci i s p o k o ju . Czu łam, że p rzemies zczam s ię p rzez tę mas ę, a d u d n iący d źwięk p rzy cich ł. Po ru s załam s ię w p o zy cji p ó łleżącej, ze s to p ami d o p rzo d u i lek k o u n ies io n ą g ło wą. Szy b k o ś ć s tała s ię tak zawro tn a, iż p o k o n y wan ej p rzeze mn ie o d leg ło ś ci n ie mo żn a b y zmierzy ć latami ś wietln y mi. Ale u czu cie s p o k o ju i b ło g o ś ci ró wn ież s ię n as iliło i p o my ś ​l ałam, że w ty m cu d o wn y m s tan ie mo g łab y m p rzeb y wać w n ies k o ń czo n o ś ć; wied ziałam też, że mo g ​ł ab y m, g d y b y m teg o ch ciała. Zd ałam s o b ie s p rawę, że razem ze mn ą p o d ró żu ją ró wn ież in n i lu d zie o raz zwierzęta, ale w p ewn ej o d leg ło ś ci o d e mn ie. Nie wid ziałam ich , ale wied ziałam, że ich o d czu cia s ą tak ie s ame jak mo je. Nie czu łam z n imi żad n eg o o s o b is teg o związk u i wied ziałam, że n ie s tan o wią d la mn ie zag ro żen ia, więc wk ró tce p rzes tałam zwracać n a n ich u wag ę. Wy czu wałam jed n ak , że b y li tacy , k tó rzy n ie p rzemies zczali s ię d o p rzo d u tak jak ja, ale p o zo s tawali w tej cu d o wn ej czern i. Alb o n ie mieli ch ęci, alb o p o p ro s tu n ie wied zieli, jak s ię p o ru s zać d alej. Nie b y ło jed n ak s trach u . Czu łam, jak zaczy n a s ię p ro ces u zd rawian ia. Tę wiru jącą, p ęd zącą mas ę wy p ełn iała miło ś ć i zap ad ając s ię g łęb iej w jej ciep ło i czerń , cies zy łam s ię p o czu ciem b ezp ieczeń s twa i s p o k o ju . Po my ś lałam: to n a p ewn o jes t ciemn a d o lin a ś mierci. Nig d y w ży ciu n ie czu łam więk s zeg o s p o k o ju .

ŚWIATŁOŚĆ

W o d d ali zo b aczy łam ś wietlis ty p u n k t. Otaczająca mn ie czarn a mas a zaczęła p rzy b ierać k s ztałt tu n elu . Po czu łam, że p ęd zę p rzez n ieg o z jes zcze więk s zą s zy b k o ś cią w k ieru n k u teg o ś wiatła. Zmierzałam d o n ieg o in s ty n k to wn ie, ch o ciaż zn o wu czu łam, że z in n y mi mo że b y ć in aczej. Kied y s ię zb liży łam, zo b aczy łam p o s tać s to jąceg o mężczy zn y p ro mien iu jąceg o n a ws zy s tk ie s tro n y ś wiatło ś cią. Gd y zn alazłam s ię jes zcze b liżej, ś wiatło ś ć s tała s ię jas k rawa – n iemo żliwa d o o p is an ia,

o wiele b ard ziej jas k rawa o d s ło ń ca – i b y łam p ewn a, że ziems k ie o czy w s wo im n atu raln y m s tan ie zo s tały b y n ią p o rażo n e. Ty lk o o czy d u ch o we mo g ​ł y ją wy trzy mać i d o cen ić. Zb liżając s ię d o n iej, p o d n o s iłam s ię d o p io n u . Zo b aczy łam, że ś wiatło b ezp o ś red n io wo k ó ł mężczy zn y jes t zło te, jak b y całe J eg o ciało o taczała zło ta au reo la, i że ta zło ta au reo la, ro zch o d ząc s ię n a p ewn ą o d leg ło ś ć, s to p n io wo n ab iera k o lo ru is k rzącej s ię, cu d o wn ej b ieli. Po czu łam, jak ś wiatło mężczy zn y d o s ło wn ie p rzen ik a mo je ś wiatło , że p rzy ciąg a mo je d o s wo jeg o . J ak w p o k o ju , k ied y ś wiecą d wie lamp y , a ich ś wiatła s ię łączą. Tru d n o p o wied zieć, g d zie k o ń czy s ię jed n o ś wiatło , a zaczy n a d ru g ie; p o p ro s tu s tają s ię jed n y m b las k iem. Ch o ć ś wiatło mężczy zn y b y ło o wiele jaś n iejs ze o d mo jeg o , wied ziałam, że o p ro mien ia n as ró wn ież mo je ś wiatło . I k ied y n as ze ś wiatła s ię łączy ły , to b y ło tak , jak b y m s ię z Nim s tap iała, i czu łam p o tężn ą ek s p lo zję miło ś ci. By ła to n ajb ard ziej b ezwaru n k o wa miło ś ć, jak iej k ied y k o lwiek d o zn ałam. M ężczy zn a ro zło ży ł ramio n a, żeb y mn ie p rzy witać. Ob jął mn ie mo cn o , a ja p o wtarzałam w k ó łk o : „J es tem w d o mu . J es tem w d o mu . Nares zcie jes tem w d o mu ”. Czu łam J eg o p o tężn ą d u s zę i wied ziałam, że zaws ze b y łam J eg o częś cią, że w rzeczy wis to ś ci n ig d y s ię z Nim n ie ro zs tałam. I wied ziałam, że jes tem warta, b y z Nim b y ć, b y Go o b ejmo wać. Wied ziałam, że On zd aje s o b ie s p rawę ze ws zy s tk ich mo ich g rzech ó w i wad , ale że teraz n ie s ą o n e ważn e. Prag n ął ty lk o trzy mać mn ie w ramio n ach i o b d arzać s wo ją miło ś cią, a ja p rag n ęłam o b d arzać Go s wo ją. Nie miałam wątp liwo ś ci, k im jes t. Wied ziałam, że jes t mo im Zb awicielem i p rzy jacielem, i Bo g iem. By ł J ezu s em Ch ry s tu s em, k tó ry zaws ze mn ie k o ch ał, n awet wted y , k ied y my ś lałam, że mn ie n ien awid zi. By ł s amy m ży ciem, s amą miło ś cią i J eg o miło ś ć d awała mi p ełn ię rad o ś ci, a n awet więcej. Wied ziałam, że zn am Go o d s ameg o p o czątk u , o d czas ó w p rzed mo im ży ciem ziems k im, p o n ieważ mo ja d u s za Go p amiętała. Przez całe ży cie b ałam s ię Go , a teraz zo b aczy łam – wied ziałam – że jes t mo im n ajlep s zy m p rzy jacielem. Delik atn ie ro zlu źn ił u ś cis k i p o zwo lił mi o d s u n ąć s ię n a ty le, b y m mo g ła p atrzeć M u w o czy , p o czy m p o wied ział: „Two ja ś mierć b y ła p rzed wczes n a, jes zcze n ie n ad es zła two ja p o ra”. Nig d y wcześ n iej żad n e s ło wa n ie p o ru s zy ły mn ie b ard ziej. Aż d o tamtej ch wili n ie czu łam, żeb y m miała ży ciu jak iś cel; p o p ro s tu ży łam, s zu k ając miło ś ci i d o b ro ci, ale n ig d y tak n ap rawd ę n ie wied ziałam, czy mo je p o s tęp o wan ie jes t właś ciwe. Teraz z J eg o s łó w wy n ik ało , że mam mis ję, mam cel; n ie wied ziałam jak i, ale wied ziałam, że mo je ży cie n a ziemi n ie b y ło b ezs en s o wn e.

J es zcze n ie n ad es zła mo ja p o ra. M ó j czas n ad ejd zie, k ied y mo ja mis ja zo s tan ie wy p ełn io n a, k ied y n ad am s en s s wo jemu ży ciu . M iałam p o wó d , żeb y b y ć n a ziemi. Ch o ciaż to zro zu miałam, mo ja d u s za s ię b u n to wała. Czy to zn aczy ło , że b ęd ę mu s iała wró cić? Po wied ziałam d o Nieg o : „Nie, teraz ju ż n ie mo g ę Cię o p u ś cić”. Ro zu miał, co miałam n a my ś li, a J eg o miło ś ć i ak cep tacja d la mn ie n ie zmalały . W mo jej g ło wie jed n a my ś l g o n iła d ru g ą. Czy to jes t J ezu s , Bó g , is to ta, k tó rej s ię b ałam p rzez całe ży cie? Wy o b rażałam Go s o b ie zu p ełn ie in aczej. A On jes t p rzep ełn io n y miło ś cią. Po tem p o jawiły s ię p y tan ia. Ch ciałam wied zieć, d laczeg o u marłam w ten s p o s ó b – n ie d laczeg o p rzed wcześ n ie, ale jak to s ię s tało , że mo ja d u s za p rzy s zła d o Nieg o p rzed zmartwy ch ws tan iem. Nad al b y łam p o d wp ły wem n au k i wierzeń wp o jo n y ch mi w d zieciń s twie. Światło J ezu s a zaczęło p rzen ik ać mó j u my s ł i d o s tawałam o d p o wied zi n a s wo je p y tan ia, n awet zan im zd ąży łam je zad ać. J eg o ś wiatło b y ło wied zą. M iało mo c n ap ełn ian ia mn ie ws zelk ą p rawd ą. Kied y n ab rałam p ewn o ś ci s ieb ie i p o zwo liłam, żeb y J eg o ś wiatło mn ie p rzen ik ało , zad awałam p y tan ia s zy b ciej, n iż my ś lałam, że to mo żliwe, i ró wn ie s zy b k o d o s tawałam o d p o wied zi. I b y ły to o d p o wied zi p ełn e i d o k ład n e. Z p o wo d u s wo ich lęk ó w źle ro zu miałam ś mierć i s p o d ziewałam s ię czeg o ś in n eg o . Gró b n ig d y n ie b y ł p rzezn aczo n y d la d u s zy – ty lk o d la ciała. Nie czu łam s ię o s ąd zan a za s wo je my ln e wy o b rażen ia. Czu łam ty lk o , że p ro s ta, ży wa p rawd a zas tąp iła mo ją p o my łk ę. Zro zu miałam, że On jes t Sy n em Bo g a, ch o ciaż s am też jes t Bo g iem, i że p rzed s two rzen iem ś wiata p o s tan o wił zo s tać n as zy m Zb awicielem. Ro zu miałam, a raczej p amiętałam J eg o ro lę jak o s twó rcy ziemi. Przy s zed ł n a ś wiat z mis ją n au czan ia miło ś ci. Ta wied za b y ła raczej p rzy p o min an iem s o b ie wcześ n iejs zej wied zy . Wracały d o mn ie ws p o mn ien ia s p rzed mo jeg o ży cia n a ziemi, ws p o mn ien ia, k tó re zo s tały celo wo p rzed e mn ą zas ło n ięte „welo n em” n iep amięci w ch wili mo ich n aro d zin . Kied y zas y p y wałam Go k o lejn y mi p y tan iami, zau waży łam, że jes t ro zb awio n y . Uś miech ając s ię, p o rad ził mi, żeb y m zwo ln iła, że mo g ę d o wied zieć s ię ws zy s tk ieg o , czeg o ty lk o zech cę. Ale ja ch ciałam p o zn ać k ażd y s zczeg ó ł, o d p o czątk u d o k o ń ca. M o ja ciek awo ś ć zaws ze b y ła u trap ien iem d la mo ich ro d zicó w i męża – a czas ami tak że d la mn ie – ale teraz o k azała s ię b ło g o s ławień s twem, a ja b y łam p o d ek s cy to wan a s wo b o d ą zd o b y wan ia wied zy . Po b ierałam n au k i o d n ajlep s zeg o n au czy ciela! M o ja zd o ln o ś ć p o jmo wan ia b y ła tak wielk a, że mo g łam n aty ch mias t p rzy s wo ić s o b ie całe to my wied zy . J ak b y m p o trafiła p o zn ać treś ć całej k s iążk i p o

jed n y m s p o jrzen iu n a jej o k ład k ę – jak b y k s iążk a s ama mi o d s łan iała s wo je n ajd ro b n iejs ze s zczeg ó ły , p o zn awałam ją n a wy lo t, o d ś ro d k a i o d zewn ątrz, k ażd y n iu an s i k ażd ą mo żliwą s u g es tię. Ws zy s tk o n aty ch mias t. Kied y p o jmo wałam jed n ą rzecz, p rzy ch o d ziły mi n a my ś l k o lejn e p y tan ia i zaraz p o jawiały s ię o d p o wied zi, a ws zy s tk ie s ię z s o b ą zazęb iały i wzajemn ie u zu p ełn iały , jak b y ws zy s tk ie p rawd ziwe fak ty b y ły z s o b ą wewn ętrzn ie p o łączo n e. Sło wo „ws zech wied zący ” n ab rało d la mn ie zu p ełn ie n o weg o zn aczen ia. Przep ełn iała mn ie wied za. W p ewn y m s en s ie wied za s tała s ię mn ą. By łam zd u mio n a s wo ją zd o ln o ś cią p o jmo wan ia tajemn ic ws zech ś wiata d zięk i s amemu my ś len iu o n ich . Ch ciałam wied zieć, d laczeg o n a ś wiecie jes t ty le relig ii. Dlaczeg o Bó g n ie d ał n am jed n eg o wy zn an ia, jed n ej czy s tej wiary ? Od p o wied ź p rzy jęłam z ab s o lu tn y m zro zu mien iem. Każd y z n as , d o wied ziałam s ię, jes t n a in n y m p o zio mie ro zwo ju d u ch o weg o i ro zu mien ia. Dlateg o też k ażd y jes t p rzy g o to wan y d o in n eg o p o zio mu wied zy d u ch o wej. Ws zy s tk ie relig ie, k tó re is tn ieją n a ziemi, s ą p o trzeb n e, p o n ieważ s ą lu d zie, k tó rzy p o trzeb u ją teg o , co o n e n au czają. J ed n a relig ia mo że n ie zap ewn iać p ełn eg o zro zu mien ia Ewan g elii Pan a i wy zn awcy tej relig ii, p o zo s tając w n iej, mo g ą g o n ig d y n ie o s iąg n ąć. Tak a relig ia s taje s ię jed n ak p u n k tem wy jś cia d o p o s zu k iwan ia d als zej wied zy . Każd e wy zn an ie zas p o k aja p o trzeb y d u ch o we, k tó ry ch in n e wy zn an ia p rawd o p o d o b n ie n ie p o trafią zas p o k o ić. Żad n a relig ia n ie p o trafi s p ełn ić ws zy s tk ich o czek iwań n a k ażd y m p o zio mie. Kied y czło wiek wzn o s i s ię n a k o lejn y p o zio m ro zu mien ia Bo g a i ro zwija s ię d u ch o wo , mo że s ię czu ć n iezad o wo lo n y z n au k s wo jeg o o b ecn eg o Ko ś cio ła i p o s zu k iwać in n ej filo zo fii lu b relig ii, ab y wy p ełn ić tę lu k ę. Kied y d o teg o d o ch o d zi, o zn acza to , że czło wiek o s iąg n ął jed en p o zio m ro zu mien ia i że b ęd zie d ąży ł d o lep s zeg o p o zn an ia p rawd y i d o więk s zej wied zy , d o k o lejn ej s zan s y ro zwo ju . I te s zan s e b ęd ą mu d an e n a k ażd y m etap ie d ro g i. Otrzy maws zy tę wied zę, zro zu miałam, że n ie mamy żad n eg o p rawa, ab y k ry ty k o wać jak ik o lwiek Ko ś ció ł, wy zn an ie czy relig ię. Ws zy s tk ie s ą d la Nieg o cen n e i ważn e. We ws zy s tk ich k rajach , relig iach i wars twach s p o łeczn y ch zo s tali u mies zczen i s zczeg ó ln i lu d zie z ważn y mi mis jami, p o to b y o d d ziały wać n a in n y ch . Is tn ieje p ełn ia Ewan g elii, ale więk s zo ś ć lu d zi jej tu taj n ie p o zn a. Ab y p o zn ać p rawd ę, mu s imy s łu ch ać Du ch a i zap o mn ieć o s wo im eg o . Ch ciałam p o zn ać cel ży cia n a ziemi. Dlaczeg o tu jes teś ​m y ? Ro zk o s zu jąc s ię miło ś cią J ezu s a Ch ry s tu s a, n ie p o trafiłam s o b ie wy o b razić, żeb y jak ak o lwiek d u s za ch ciała d o b ro wo ln ie o p u ś cić ten cu d o wn y raj i ws zy s tk o , co o n u mo żliwiał –

p o zn an ie ś wiató w, two rzen ie id ei, zd o b y cie wied zy . Dlaczeg o k to k o lwiek miałb y ch cieć b y ć n a ziemi? W o d p o wied zi p rzy p o mn iałam s o b ie s two rzen ie ś wiata. Właś ciwie p rzeży łam je, jak b y zo s tało o d two rzo n e p rzed mo imi o czami. To b y ło ważn e. J ezu s p rag n ął, żeb y m s o b ie tę wied zę u trwaliła. Ch ciał, żeb y m wied ziała, jak s ię czu łam w czas ie s two rzen ia. A jed y n y m s p o s o b em b y ło to , żeb y m zn o wu je o b ejrzała i p o czu ła to , co wted y czu łam. Ws zy s cy

lu d zie

jak o

d u s ze

w

ś wiecie

p rzed ś mierteln y m

u czes tn iczy li

w two rzen iu ziemi. By liś my zach wy cen i, że b ierzemy w ty m u d ział. Przeb y waliś my z Bo g iem i wied zieliś my , że On n as s two rzy ł, że jes teś my J eg o d ziećmi. Bó g cies zy ł s ię z n as zeg o ro zwo ju i p rzep ełn iała Go b ezg ran iczn a miło ś ć d o k ażd eg o z n as . By ł tam też J ezu s . Zro zu miałam, co b y ło d la mn ie zas k o czen iem, że J ezu s jes t o d ręb n ą is to tą, że ma s wó j włas n y b o s k i cel, i wied ziałam, że Bó g jes t n as zy m ws p ó ln y m Ojcem. Wed łu g p ro tes tan c​k ieg o wy ch o wan ia, k tó re o d eb rałam, Bó g Ojciec i J ezu s Ch ry s tu s to jed n a o s o b a. Kied y s ię ws zy s cy zeb raliś my , Bó g wy jaś n ił, że p rzy b y cie n a p ewien czas n a ziemię p o mo że n am w ro zwo ju d u ch o wy m. Każd a d u s za, k tó ra miała s ię tam zjawić, u czes tn iczy ła w p lan o wan iu ziems k ich waru n k ó w, międ zy in n y mi p raw ś mierteln o ś ci, k tó re miały n ami rząd zić. By ły wś ró d n ich p rawa fizy k i, k tó re zn amy teraz, n ied o s k o n ało ś ci n as zy ch ciał o raz s iły d u ch o we, d o k tó ry ch mo g lib y ś my mieć d o s tęp . Po mag aliś my Bo g u w s twarzan iu ro ś lin i zwierząt. Ws zy s tk o n ajp ierw p o ws tawało z materii d u ch o wej, a d o p iero p o tem p rzy b ierało fo rmę fizy czn ą – u k ład y s ło n eczn e, s ło ń ca, k s ięży ce, p lan ety , ży cie n a p lan etach , g ó ry , rzek i, mo rza i tak d alej. Wid ziałam ten p ro ces , a p o tem, żeb y m mo g ła g o lep iej zro zu mieć, Zb awiciel p o wied ział mi, że d zieło d u ch o we mo żn a p o ró wn ać d o ziems k iej fo to g rafii; d zieło d u ch o we to wy raźn e, jas n e zd jęcie, a ziemia to jej n eg aty w. Ziemia jes t ty lk o n amias tk ą p ięk n a i ws p an iało ś ci s wo jej p o s taci d u ch o wej, ale właś n ie tak ieg o miejs ca p o trzeb u jemy d o ro zwo ju . By ło ważn e, żeb y m zro zu miała, że ws zy s cy p o mag aliś my w two rzen iu p an u jący ch tu waru n k ó w. Wiele my ś li twó rczy ch , jak ie p rzy ch o d zą n am d o g ło wy w ty m ży ciu , jes t wy n ik iem n iewid o czn ej in s p iracji. Wiele ważn y ch wy n alazk ó w, a n awet in n o wacji tech n o lo g iczn y ch zo s tało n ajp ierw s two rzo n y ch w ś wiecie d u ch o wy m p rzez g en iu s zy d u ch o wy ch . Po tem ś mierteln icy o trzy mali n atch n ien ie, żeb y s two rzy ć te s ame wy n alazk i tu taj n a ziemi. Zro zu miałam, że is tn ieje ży wo tn e, d y n amiczn e p o łączen ie p o międ zy ś wiatem d u ch o wy m a ś mierteln y m i że p o trzeb u jemy d u s z p o d ru g iej s tro n ie, b y tu taj ro b ić p o s tęp y . Zo b aczy łam też, że te d u s ze b ard zo s ię cies zą, p o mag ając n am n ajlep iej, jak ty lk o p o trafią.

Zo b aczy łam, że w p rzed ś mierteln y m ś wiecie wied zieliś my o s wo ich ży cio wy ch mis jach , a n awet je wy b raliś ​m y . Zro zu miałam, że ws zy s tk o , co n as w ży ciu s p o ty k a, jes t zg o d n e z celami ty ch mis ji. Dzięk i b o s k iej wied zy mieliś my ś wiad o mo ś ć, jak wiele czek a n as s p rawd zian ó w i d o ś wiad czeń , i o d p o wied n io s ię d o n ich p rzy g o to waliś ​m y . Nawiązy waliś my więzi z in n y mi – czło n k ami ro d zin y i p rzy jació łmi – b y k o rzy s tać z ich p o mo cy w wy p ełn ian iu s wo ich mis ji. Po trzeb o waliś my jej. Przy s zliś my n a ziemię jak o o ch o tn icy , p rag n ący p o zn ać i d o ś wiad czy ć ws zy s tk ieg o , co Bó g d la n as s two rzy ł. Wied ziałam, że k ażd y z n as , k to p o s tan o wił tu p rzy jś ć, jes t d zieln ą d u s zą. Nawet n ajmn iej ro zwin ięta d u ch o wo tu taj, tam b y ła s iln a i o d ważn a. Do s taliś my mo c, żeb y d ziałać s amo d zieln ie. Nas ze czy n y wy zn aczają k ieru n ek n as zeg o ży cia i w k ażd ej ch wili mo żemy je zmien ić alb o n ad ać mu in n y k ieru n ek . Zro zu miałam, że to k lu czo wa rzecz; Bó g zło ży ł o b ietn icę, że n ie b ęd zie in g ero wał w n as ze ży cie, ch y b a że Go o to p o p ro s imy . A wted y d zięk i s wo jej ws zech wied zy p o mo że n am zrealizo wać n as ze właś ciwe p rag n ien ia. By liś my wd zięczn i za d ar wo ln ej wo li i zd o ln o ś ć d o wy k o rzy s ty wan ia jej mo cy . Po zwala o n a k ażd emu z n as zazn ać wielk iej rad o ś ci alb o s mu tk u . Wy b ó r n ależy d o n as ; to my p o d ejmu jemy d ecy zje. Prawd ę mó wiąc, p o czu łam u lg ę, k ied y d o wied ziałam s ię, że ziemia n ie jes t n as zy m n atu raln y m d o mem, że to n ie s tąd s ię wy wo d zimy . Ucies zy ło mn ie, że to ty lk o miejs ce n as zeg o ty mczas o weg o p o b y tu i że g rzech n ie jes t n as zą p rawd ziwą n atu rą. Po d wzg lęd em d u ch o wy m jes teś my n a ró żn y ch p o zio mach ś wiatła – k tó re jes t wied zą – i z p o wo d u s wo jej b o s k iej, d u ch o wej n atu ry czu jemy p rzemo żn e p rag n ien ie czy n ien ia d o b ra. Nas za ziems k a częś ć jes t jed n ak w ciąg łej o p o zy cji d o n as zej częś ci d u ch o wej. Wid ziałam, jak s łab e jes t ciało . Słab e, ale też u p arte. Ch o ciaż n as ze ciało d u ch o we jes t p ełn e ś wiatła, p rawd y i miło ś ci, mu s i ciąg le walczy ć, żeb y p rzezwy cięży ć ciało , i to je wzmacn ia. Ci, k tó rzy s ą całk o wicie ro zwin ięci, zn ajd u ją id ealn ą h armo n ię p o międ zy s wo im ciałem a d u s zą, h armo n ię, k tó ra zap ewn ia im s p o k ó j i u mo żliwia n ies ien ie p o mo cy in n y m. W miarę jak u czy my s ię p rzes trzeg ać p raw u s tan o wio n y ch p rzy s two rzen iu , u czy my s ię wy k o rzy s ty wać je d la włas n eg o d o b ra. Uczy my s ię, jak ży ć w h armo n ii z s iłami twó rczy mi wo k ó ł n as . Bó g ws zy s tk im n am d ał talen ty , n iek tó re b ard ziej, a n iek tó re mn iej s to s o wn e d o n as zy ch p o trzeb . Ko rzy s tając z n ich , p o zn ajemy i w k o ń cu zaczy n amy ro zu mieć p rawa u s tan o wio n e p rzy s two rzen iu , i p rzezwy ciężamy o g ran iczen ia teg o ży cia. Dzięk i zro zu mien iu o wy ch p raw u miemy lep iej s łu ży ć

lu d zio m wo k ó ł n as . To , k im jes teś my w ś wiecie ś mierteln y m, n ie ma żad n eg o zn aczen ia, ważn e jes t ty lk o to , czy d ziałamy d la d o b ra in n y ch . Nas ze d ary i talen ty s ą n am d an e p o to , b y ś my mo g li lep iej s łu ży ć in n y m. A s łu żąc im, s ami ro zwijamy s ię d u ch o wo . Najważn iejs zą rzeczą, jak ą zro zu miałam, jes t to , że liczy s ię ty lk o miło ś ć. Zo b aczy łam, że b ez n iej jes teś my n iczy m. J es teś my tu taj, b y p o mag ać s o b ie n awzajem, tro s zczy ć s ię o s ieb ie wzajemn ie, ro zu mieć, wy b aczać i s łu ży ć s o b ie n awzajem. J es teś my tu , b y o k azy wać miło ś ć ws zy s tk im lu d zio m u ro d zo n y m n a tej ziemi. Ich ziems k a p o s tać mo że b y ć czarn a, żó łta, b rązo wa, p rzy s to jn a, b rzy d k a, ch u d a, g ru b a, zamo żn a, b ied n a, in telig en tn a lu b p ry mity wn a, ale n ie wo ln o n am n ik o g o o s ąd zać p o wy g ląd zie. Każd a d u s za ma zd o ln o ś ć n ap ełn ian ia s ię miło ś cią i en erg ią wiek u is tą. Na p o czątk u k ażd a p o s iad a p ewn ą ilo ś ć ś wiatła i p rawd y , k tó ra mo że s ię zwięk s zy ć i o s iąg n ąć p ełn ię. M y n ie p o trafimy mierzy ć ty ch rzeczy . Ty lk o Bó g zn a s erce czło wiek a i ty lk o On p o trafi je właś ciwie o s ąd zić. On zn a n as ze d u s ze, my wid zimy ty lk o ty mczas o we zalety i wad y . Z p o wo d u s wo ich o g ran iczeń rzad k o p o trafimy wejrzeć w s erce d ru g ieg o czło wiek a. Ws zy s tk o , co ro b imy , żeb y o k azać miło ś ć, jes t warto ś cio we: u ś miech , s ło wo o tu ch y , d ro b n e p o ś więcen ie. Dzięk i tak im u czy n k o m wzras tamy d u ch o wo . Nie ws zy s cy lu d zie wzb u d zają miło ś ć, ale k ied y s p o tk amy k o g o ś , k o g o tru d n o n am p o k o ch ać, częs to d zieje s ię tak d lateg o , że o s o b a ta p rzy p o min a n am o czy mś , czeg o n ie lu b imy w s o b ie. Nau czy łam s ię, że mu s imy k o ch ać n as zy ch wro g ó w – mu s imy p o zb y ć s ię zło ś ci, n ien awiś ci, zazd ro ś ci, zawzięto ś ci i n iech ęci d o wy b aczan ia. Cech y te n is zczą d u s zę. Będ ziemy mu s ieli wy tłu maczy ć s ię z teg o , jak trak tu jemy in n y ch . W ch wili o trzy man ia p lan u s two rzen ia zaś p iewaliś my rad o ś n ie i p o czu liś my s ię p ełn i miło ś ci Bo g a. Przep ełn iała n as rad o ś ć, k ied y wid zieliś my ro zwó j, k tó ry czek ał n as tu taj, n a ziemi, i s erd eczn e więzi, k tó re mieliś my zb u d o wać międ zy s o b ą n awzajem. Po tem p rzy g ląd aliś my s ię two rzen iu ziemi. Patrzy liś my , jak n as i d u ch o wi b racia i s io s try wch o d zą w ciała fizy czn e, k ied y p rzy ch o d ziła ich k o lej, jak k ażd y z n ich p rzeży wa b ó l i rad o ś ć, k tó re p o mag ają im w ro zwo ju . Wy raźn ie p amiętam, że p rzy g ląd ałam s ię amery k ań s k im p io n iero m p o d ró żu jący m w p o p rzek k o n ty n en tu i cies zący m s ię, k ied y u d ało im s ię p o k o n ać tru d y i wy p ełn ić s wo je mis je. Wied ziałam, że w ty m miejs cu i czas ie zo s tali u mies zczen i ty lk o ci, k tó ry m p o trzeb n e b y ły tak ie d o ś wiad czen ia. Wid ziałam an io łó w rad u jący ch s ię z p o wo d u

ty ch , k tó rzy p o my ś ln ie p rzes zli ciężk ie p ró b y , i zmartwio n y ch z p o wo d u ty ch , k tó ry m s ię n ie u d ało . Wid ziałam, że n iek tó rzy p o n ieś li p o rażk ę s p o wo d o wan ą włas n y mi s łab o ś ciami, a n iek tó rzy s łab o ś ciami in n y ch . Wy czu wałam, że wielu z n as , k tó ry ch tam wted y n ie b y ło , n ie s tan ęło b y n a wy s o k o ś ci zad an ia, że b y lib y ś my k iep s k im p io n ierami i s talib y ś my s ię p o wo d em cierp ien ia in n y ch . Po d o b n ie częś ć p io n ieró w i lu d zi z in n y ch ep o k n ie s p ro s tałab y d zis iejs zy m p ro b lemo m. J es teś my tam, g d zie mamy b y ć. Kied y to ws zy s tk o d o mn ie d o tarło , zro zu miałam d o s k o n ało ś ć p lan u . Po jęłam, że ws zy s cy d o b ro wo ln ie wy b raliś my s wo je miejs ca w ś wiecie i p o zy cje w s p o łeczeń s twie i że k ażd y z n as o trzy mu je więcej p o mo cy , n iż s ię d o my ś ​l a. Przek o n ałam s ię o b ezwaru n k o wej miło ś ci Bo g a, miło ś ​c i p rzewy żs zającej ws zelk ą miło ś ć ziems k ą, p ro mien iu jącej z Nieg o n a ws zy s tk ie J eg o d zieci. Wid ziałam an io łó w s to jący ch o b o k n as , czek ający ch , b y n am p o mó c, cies zący ch s ię n as zy mi o s iąg n ięciami i rad o ś ciami. Ale p rzed e ws zy s tk im zo b aczy łam Ch ry s tu s a, Stwó rcę i Zb awiciela ziemi, mo jeg o p rzy jaciela, n ajb liżs zeg o , jak ieg o mo żemy mieć. M y ś lałam, że ro zp ły n ę s ię z rad o ś ci, k ied y trzy mał mn ie w o b jęciach i p o cies zał – n ares zcie b y łam w d o mu . Od d ałab y m ws zy s tk o , co w mo jej mo cy , ws zy s tk o , co k ied y k o lwiek miałam, żeb y zn o wu p o czu ć tę miło ś ć – zn aleźć s ię w o b jęciach J eg o wiek u is tej ś wiatło ś ci.

Więcej n a: www.eb o o k 4 all.p l

PRAWA

Wciąż b y łam z Pan em i o p ły wało mn ie ciep ło J eg o ś wiatło ś ci. Nie miałam o d czu cia, że p rzeb y wam w jak imś k o n k retn y m miejs cu , że o tacza n as jak aś p rzes trzeń lu b że s ą w p o b liżu in n e is to ty . J ezu s wid ział ws zy s tk o , co wid ziałam; właś ciwie to o d Nieg o p o ch o d ziło ws zy s tk o , co wid ziałam i ro zu miałam.

Po zo s tawałam w J eg o ś wiatło ś ci i n as z d ialo g to czy ł s ię d alej. Py tan ia i o d p o wied zi p ad ały co raz s zy b ciej i p o s zerzał s ię zak res temató w, aż miałam p o czu cie, że zo s tały o mó wio n e ws zy s tk ie as p ek ty eg zy s ten cji. Po n o wn ie zain teres o wałam s ię p rawami, k tó re rząd zą n ami tu taj, i zaczęła d o mn ie p ły n ąć wied za J ezu s a. Wy raźn ie wy czu łam J eg o rad o ś ć, b y ło M u p rzy jemn ie, że mo że s ię ze mn ą p o d zielić wiad o mo ś ciami. Do wied ziałam s ię, że jes t wiele p raw, k tó re n ami rząd zą – d u ch o we, fizy czn e i p o ws zech n e – i że więk s zo ś ci z n ich ty lk o s ię d o my ś lamy . Prawa te zo s tały s two rzo n e w o k reś lo n y m celu i ws zy s tk ie wzajemn ie s ię u zu p ełn iają. Kied y zro zu miemy ich wag ę i n au czy my s ię wy k o rzy s ty wać ich p o zy ty wn e i n eg aty wn e s iły , zd o b ęd ziemy d o s tęp d o n iep o jętej mo cy . Kied y łamiemy jed n o z ty ch p raw, co o zn acza s p rzeciwien ie s ię n atu raln emu p o rząd k o wi, p o p ełn iamy g rzech . Zro zu miałam, że ws zy s tk o zo s tało s two rzo n e p rzez s iłę d u ch o wą. Każd y elemen t, k ażd a cząs tk a s two rzen ia ma w s o b ie in telig en cję, k tó ra jes t n ap ełn io n a d u ch em i ży ciem i d zięk i temu jes t zd o ln a d o o d czu wan ia rad o ś ci. Każd y elemen t jes t n iezależn y i mo że d ziałać s amo d zieln ie, reag o wać n a p rawa i s iły wo k ó ł s ieb ie; k ied y Bó g p rzemawia d o ty ch elemen tó w, o n e reag u ją i cies zą s ię z p o s łu s zeń s twa wo b ec J eg o s łó w. To właś n ie d zięk i s iło m n atu raln y m i p rawo m s two rzen ia Ch ry s tu s s two rzy ł ziemię. Po jęłam, że ży jąc w zg o d zie z p rawami, k tó re n ami rząd zą, zo s tan iemy o b d arzen i k o lejn y mi łas k ami i zd o b ęd ziemy jes zcze więk s zą wied zę. Zro zu miałam też jed n ak , że łamiąc te p rawa, „g rzes ząc”, o s łab imy i p rawd o p o d o b n ie zn is zczy my ws zy s tk o , co d o tej p o ry o s iąg n ęliś my . Grzech to p rzy czy n a, k tó ra p o ciąg a za s o b ą s k u tek . Zły mi czy n ami ś ciąg amy n a s ieb ie wiele k ar. J eś li, n a p rzy k ład , zan ieczy s zczamy ś ro d o wis k o , p o p ełn iamy „g rzech ” p rzeciwk o ziemi i w rezu ltacie o d czu wamy n atu raln e s k u tk i złaman ia p raw ży cia. Sami zap ad amy n a zd ro wiu alb o u mieramy , alb o też d o p ro wad zamy d o teg o , że in n i zaczy n ają ch o ro wać lu b u mierają z p o wo d u n as zy ch czy n ó w. Są też g rzech y p rzeciwk o ciału , n a p rzy k ład p rzejad an ie s ię alb o n ied o jad an ie, b rak ru ch u , b ran ie u ży wek (d o k tó ry ch zalicza s ię k ażd ą s u b s tan cję zak łó cającą fu n k cjo n o wan ie n as zy ch o rg an izmó w) o raz in n e fizy czn ie wy n is zczające d ziałan ia. Żad en z ty ch „g rzech ó w” ciała n ie jes t więk s zy o d p o zo s tały ch . J es teś my o d p o wied zialn i za s wo je ciała. Zo b aczy łam, że k ażd a d u s za d o s taje ciało n a włas n o ś ć. Tak d łu g o , jak ży jemy w ś wiecie ś mierteln y m, n as za d u s za ma p an o wać n ad ciałem, p o d p o rząd k o wu jąc s o b ie jeg o p rag n ien ia i n amiętn o ś ci. Du s za o b jawia s ię w ciele, ale ciało i jeg o

właś ciwo ś ci n ie mo g ą n arzu cać s ię jej wb rew jej wo li – to n as za d u s za p o d ejmu je d ecy zje. To o n a rząd zi. Ab y s tać s ię tak d o s k o n ały m, jak ty lk o ś mierteln ik p o trafi b y ć, mu s imy wp ro wad zić ab s o lu tn ą h armo n ię p o międ zy n as zy mi u my s łem, ciałem i d u s zą. Ab y o s iąg n ąć d o s k o n ało ś ć d u ch o wą, mu s imy d o tej h armo n ii d o d ać miło ś ć p o d o b n ą d o Ch ry s tu s o wej o raz p rawo ś ć. Cała mo ja d u s za ch ciała k rzy czeć z rad o ś ci, k ied y p rzy jmo wałam te p rawd y . Ro zu miałam je, a J ezu s wied ział, że p o jmu ję ws zy s tk o , co mi p o k azu je. M o je o czy d u ch o we zo s tały p o n o wn ie o twarte i zo b aczy łam, że Bó g s two rzy ł wiele ws zech ś wiató w i że p an u je n ad ży wio łami. M a wład zę n ad ws zy s tk imi p rawami o raz en erg ią i materią. W n as zy m ws zech ś wiecie s ą o b ecn e zaró wn o p o zy ty wn e, jak i n eg aty wn e en erg ie, i o b a ro d zaje en erg ii s ą n iezb ęd n e d o two rzen ia i d u ch o weg o wzras tan ia. Te en erg ie mają in telig en cję – s p ełn iają n as zą wo lę. Są ch ętn y mi s łu żący mi. Bó g ma wład zę ab s o lu tn ą n ad o b o ma ro d zajami en erg ii. Po zy ty wn a en erg ia to zas ad n iczo to , o czy m wiemy , że jes t d o b re: ś wiatło , d o b ro ć, ży czliwo ś ć, cierp liwo ś ć, miło s ierd zie, n ad zieja i ty m p o d o b n e. Neg aty wn a en erg ia to ró wn ież jes t to , o czy m wiemy , że jes t złe: ciemn o ś ć, n ien awiś ć, s trach (n ajwięk s ze n arzęd zie s zatan a), n ieży czliwo ś ć, n ieto leran cja, s amo lu b s two , ro zp acz, zn iech ęcen ie i ty m p o d o b n e. Po zy ty wn e i n eg aty wn e en erg ie d ziałają w o p o zy cji d o s ieb ie. Kied y n ad n imi p an u jemy , zaczy n ają n am s łu ży ć. Po zy ty wn e p rzy ciąg a p o zy ty wn e, a n eg aty wn e p rzy ciąg a n eg aty wn e. Światło trzy ma s ię ś wiatła, ciemn o ś ć k o ch a ciemn o ś ć. J eś li s tajemy s ię g łó wn ie p o zy ty wn i lu b g łó wn ie n eg aty wn i, zaczy n amy lg n ąć d o lu d zi p o d o b n y ch d o n as . Ale to o d n as zależy , jacy b ęd ziemy . J u ż p rzez s amo p o zy ty wn e my ś len ie i wy p o wiad an ie p o zy ty wn y ch s łó w p rzy ciąg amy p o zy ty wn ą en erg ię. Wid ziałam tak ie s y tu acje. Wid ziałam ró żn e o s o b y o to czo n e p rzez ró żn e ro d zaje en erg ii. Wid ziałam, jak wy p o wiad an e p rzez k o g o ś s ło wa d ziałały n a o taczające g o p o le en erg ety czn e. Same s ło wa – wib racje w p o wietrzu – p rzy ciąg ają jed en ro d zaj en erg ii lu b d ru g i. Po d o b n y s k u tek mają lu d zk ie p rag n ien ia. Nas ze my ś li mają mo c. Two rzy my włas n e o to czen ie p rzez my ś li, k tó re ro d zą s ię w n as zy ch g ło wach . Fizy czn ie mo że to trwać jak iś czas , ale d u ch o wo d zieje s ię to n aty ch mias t. Gd y b y ś my zd awali s o b ie s p rawę z p o tęg i s wo ich my ś li, zwracalib y ś my n a n ie więk s zą u wag ę. Gd y b y ś my u ś wiad o mili s o b ie p rzerażającą p o tęg ę s wo ich s łó w, wo leli​b y ś my milczen ie o d p rawie ws zy s tk ich s wo ich n eg aty wn y ch wy p o wied zi. Włas n y mi my ś lami i s ło wami two rzy my s wo je s u k ces y i p o rażk i. Nas ze s mu tk i i rad o ś ci ro d zą s ię w n as zy ch s ercach . Zaws ze mo żemy n eg aty wn ą en erg ię zas tąp ić

p o zy ty wn ą. Po n ieważ n as ze my ś li mo g ą wp ły wać n a en erg ię wiek u is tą, s ą źró d łem two rzen ia. Każd y ro d zaj two rzen ia zaczy n a s ię w u my ś le. Najp ierw mu s i b y ć my ś lą. Utalen to wan i lu d zie s ą zd o ln i d o wy k o rzy s ty wan ia s wo jej wy o b raźn i, b y two rzy ć n o we rzeczy , zaró wn o ws p an iałe, jak i s tras zn e. Niek tó rzy p rzy ch o d zą n a ś wiat z d o b rze ro zwin iętą wy o b raźn ią, ale wid ziałam, jak częś ć z n ich źle wy k o rzy s tu je tę mo c. Niek tó rzy wy k o rzy s tu ją n eg aty wn ą en erg ię d o two rzen ia s zk o d liwy ch rzeczy – p rzed mio tó w lu b s łó w, k tó re p o trafią n is zczy ć. In n i u ży wają s wo jej wy o b raźn i w p o zy ty wn y s p o s ó b , d la p o p rawy s y tu acji ty ch , k tó rzy s ą wo k ó ł. Ci lu d zie n ap rawd ę d ają rad o ś ć i s ą b ło g o s ławień s twem. W d ziełach s two rzo n y ch p rzez u my s ł jes t rzeczy wis ta mo c. M y ś li to czy n y . Zro zu miałam, że ży cie jes t p rzeży wan e n ajp ełn iej w wy o b raźn i – że, jak n a iro n ię, wy o b raźn ia jes t k lu czem d o rzeczy wis to ś ci. Nig d y b y m s ię teg o n ie d o my ś liła. J es teś my p rzy s y łan i tu taj, b y p rzeży ć ży cie w p ełn i, b y p rzeży ć je w całej jeg o o b fito ś ci, b y czerp ać rad o ś ć z włas n y ch d o k o n ań , b ez wzg lęd u n a to , czy s ą to n o we my ś li, rzeczy , u czu cia, czy d o ś wiad czen ia. M amy two rzy ć s wo je ży cie, wy k o rzy s ty wać o trzy man e d ary i zaró wn o p o n o s ić p o rażk i, jak i o d n o s ić s u k ces y . M amy wy k o rzy s ty wać s wo ją wo ln ą wo lę d o jak n ajp ełn iejs zeg o ro zwo ju . Kied y zro zu miałam to ws zy s tk o , u ś wiad o miłam s o b ie p o n o wn ie, że miło ś ć jes t n ajważn iejs za. M iło ś ć mu s i rząd zić. M iło ś ć zaws ze rząd zi d u s zą, a d u s za mu s i b y ć u macn ian a, b y p an o wać n ad u my s łem i ciałem. Zro zu miałam n atu raln y p o rząd ek miło ś ci. Po p ierws ze, mu s imy k o ch ać Stwó rcę. To n ajwięk s za miło ś ć, jak ą mo żemy czu ć (ch o ć mo żemy teg o n ie wied zieć d o ch wili s p o tk an ia z Nim). Nas tęp n ie mu s imy k o ch ać s amy ch s ieb ie. J eś li n ie ma w n as miło ś ci włas n ej, n as za miło ś ć d o in n y ch jes t u d awan a. A p o tem mu s imy k o ch ać ws zy s tk ich jak s ieb ie s amy ch . Kied y zo b aczy my ś wiatło Ch ry s tu s a w n as s amy ch , zo b aczy my je ró wn ież w in n y ch i n iek o ch an ie w n ich tej częś ci Bo g a s tan ie s ię p o p ro s tu n iemo żliwe. Przeb y wając w b las k u Zb awiciela, w J eg o ab s o lu tn ej miło ś ci, u ś wiad o miłam s o b ie, że b o jąc s ię Go jak o d ziec​k o , o d s u n ęłam s ię o d n ieg o . Kied y my ś lałam, że mn ie n ie k o ch a, o d s u wałam s wo ją miło ś ć o d Nieg o . On s ię n ig d y n ie o d s u n ął. Zo b aczy łam teraz, że b y ł jak Sło ń ce w mo jej g alak ty ce. Krąży łam wo k ó ł Nieg o , czas ami b y łam b liżej, czas ami d alej, J eg o miło ś ć b y ła n ato mias t zaws ze tak a s ama. Zro zu miałam, jak ważn ą ro lę o d eg rali in n i w mo im o d d alen iu o d Nieg o , n ie czu łam jed n ak g o ry czy an i u razy d o n ich . Wid ziałam, jak mężczy źn i i k o b iety mający n ad e mn ą wład zę s tali s ię o fiarami n eg aty wn ej en erg ii i u czy li mn ie wiary

w Bo g a p rzez lęk . Ich cele b y ły p o zy ty wn e, ale ich czy n y n eg aty wn e. Po n ieważ s ami ży li w lęk u , p o s łu g iwali s ię n im, b y p an o wać n ad in n y mi. Zas tras zali ty ch , k tó rzy b y li o d n ich zależn i, b y wierzy li w Bo g a, b o „alb o s ię b o is z Bo g a, alb o id zies z d o p iek ła”. To u n iemo żliwiło zro zu miałam, że s trach jes t s zatan a. Po n ieważ b ałam s ię k o ch ając Go , n ie mo g łam też

mi p rawd ziwe p o k o ch an ie Go . Po raz k o lejn y p rzeciwień s twem miło ś ci i n ajwięk s zy m n arzęd ziem Bo g a, n ie p o trafiłam p rawd ziwie Go p o k o ch ać, a n ie k o ch ać czy s tą miło ś cią s ieb ie an i in n y ch lu d zi. Prawo

miło ś ci zo s tało złaman e. Ch ry s tu s p rzez cały czas s ię d o mn ie u ś miech ał. Cies zy ło Go , że p rzy s wajan ie wied zy s p rawia mi p rzy jemn o ś ć, cies zy ła Go mo ja rad o ś ć wy wo łan a ty m p rzeży ciem. Nares zcie wied ziałam, że Bó g n ap rawd ę is tn ieje. Przes tałam wierzy ć w s iłę wy żs zą, wres zcie zo b aczy łam, k to za n ią s to i. Zo b aczy łam k o ch ająceg o Bo g a, k tó ry s two rzy ł ws zech ś wiat i zawarł w n im ws zelk ą wied zę. Po jęłam, że On rząd zi tą wied zą i p an u je n ad jej mo cą. Dzięk i czy s tej wied zy zro zu miałam, że Bó g ch ce, ab y ś my s tali s ię ty m, czy m On jes t, i że o b d arzy ł n as b o s k imi cech ami, tak imi jak s iła wy o b raźn i i two rzen ia, wo ln a wo la, in telig en cja o raz, n ajważn iejs za cech a, zd o ln o ś cią d o miło ś ci. Zro zu miałam, że On fak ty czn ie ch ce, żeb y ś my wy k o rzy s ty wali mo ce n ieb io s , i że my , wierząc, że jes teś my d o teg o zd o ln i, mo żemy teg o d o k o n ać.

UZDROWIENIE I ŚMIERĆ

W o b ecn o ś ci Zb awiciela s tru mień mo jeg o ro zu mien ia p ły n ął n atu raln ie, o d tematu d o tematu , k ażd y elemen t p rawd y p ro wad ził n ieu ch ro n n ie d o n as tęp n eg o . Kied y d o wied ziałam s ię o d wó ch g łó wn y ch ro d zajach en erg ii we ws zech ś wiecie, o b u p o d leg ły ch wład zy Bo g a, zo b aczy łam, jak te s iły mo g ą o d d ziały wać n a n as fizy czn ie. Pamiętając, że d u s za i u my s ł mają o lb rzy mi wp ły w n a n as ze ciało , zro zu miałam, że d y s p o n u jemy mo cą, d zięk i k tó rej mo żemy wp ły wać n a włas n e

zd ro wie. Przek o n ałam s ię, że d u s za k ażd eg o z n as jes t p o tężn a, że mo że d ać ciału s iłę, b y p o trafiło u s trzec s ię p rzed ch o ro b ą, a k ied y jes t ju ż ch o re, b y s ię wy leczy ło . Du s za ma mo c p an o wan ia n ad u my s łem, a u my s ł p an u je n ad ciałem. Przy p o mn iały mi s ię s ło wa z Pis ma Święteg o : „M ó wi o n d o cieb ie: J ed z! Pij! Lecz w s ercu s wo im n ie jes t ci ży czliwy ”* . Nas ze my ś li mają n ad zwy czajn ą mo c, b y wy k o rzy s ty wać n eg aty wn ą i p o zy ty wn ą en erg ię wo k ó ł n as . Kied y p rzez d łu żs zy czas wy k o rzy s tu ją en erg ię n eg aty wn ą, rezu ltatem mo że b y ć o s łab ien ie s ił o b ro n n y ch o rg an izmu . J es t to p rawd ziwe, zwłas zcza g d y n as ze n eg aty wn e my ś li s ą s k u p io n e n a n as s amy ch . Zro zu miałam, że jes teś my n ajb ard ziej s k u p ien i n a s o b ie, g d y jes teś my p rzy g n ęb ien i. Nic n ie p o trafi o s łab ić n as zej n atu raln ej s iły tak b ard zo jak p rzed łu żające s ię o b n iżen ie n as tro ju . Ale k ied y p o d ejmiemy wy s iłek , b y n ab rać d y s tan s u d o s ieb ie, i zaczn iemy s ię k o n cen tro wać n a p o trzeb ach in n y ch i my ś leć, jak im s łu ży ć, zaczy n amy zd ro wieć. Słu żen ie to b als am i d la d u s zy , i d la ciała. Pro ces leczen ia o d b y wa s ię wewn ątrz. Nas ze d u s ze u zd rawiają n as ze ciała. Niezawo d n e d ło n ie lek arza mo g ą wy k o n ać o p erację, a lek ars twa mo g ą zap ewn ić id ealn e waru n k i d o p o wro tu d o zd ro wia, ale to d u s za ma wp ły w n a wy n ik terap ii. Ciało b ez d u s zy n ie mo że b y ć wy leczo n e, n ie mo że d łu g o ży ć. Po k azan o mi, że k o mó rk i n as zy ch ciał zo s tały zap lan o wan e, b y zap ewn ić n am wieczn e ży cie. Po czątk o wo b y ły zap ro g ramo wan e w tak i s p o s ó b , żeb y s ame mo g ły s ię reg en ero wać, żeb y k o mó rk i, k tó re s tały s ię n iewy d o ln e lu b u leg ły zn is zczen iu , b y ły wy mien ian e, p o to ab y ży cie n ig d y s ię n ie k o ń czy ło . Co ś jed n ak to zmien iło ; n ie p o k azan o mi d o k ład n ie, co to za p ro ces , ale zro zu miałam, że „ś mierć” p o jawiła s ię w Ed en ie. Po k azan o mi, że Ed en is tn iał i że p o d jęte tam d ecy zje u n iemo żliwiają ś mierteln ik o m ży cie wieczn e. Nas ze ciała mu s zą u mrzeć, mimo to jes t w n as mo c, jeś li wy k o rzy s tu jemy wiarę i p o zy ty wn ą en erg ię, b y wp ły n ąć n a s wo je k o mó rk i w tak i s p o s ó b , ab y mó c s ię wy leczy ć – jeś li to jes t właś ciwe. M u s imy p amiętać, że w leczen iu zaws ze jes t o b ecn a wo la Bo g a. Po k azan o mi, że wiele ch o ró b w mo im ży ciu b y ło s k u tk iem p rzy g n ęb ien ia lu b p o czu cia, że n ie jes tem k o ch an a. Zo b aczy łam, że częs to s ama s o b ie s zk o d ziłam n eg aty wn y mi wy p o wied ziami: „Och , te mo je ws zy s tk ie b ó le”, „Nik t mn ie n ie k o ch a”, „Ile ja s ię n acierp ię”, „Nie d am rad y d łu żej teg o zn o s ić”, i wielo ma in n y mi. Nag le d o s trzeg łam „ja, ja, ja” w k ażd y m z ty ch zd ań . Ujrzałam ro zmiar s wo jeg o eg o cen try zmu . I zo b aczy łam, że n ie ty lk o u zn awałam te n eg aty wn e zd an ia za s wo je,

ale

ró wn ież

w

n ie

wierzy łam.

A

p o tem

mó j

o rg an izm

d ziałał

wed łu g

s amo s p rawd zającej s ię p rzep o wied n i: „M am s ame zmartwien ia” mo je ciało tłu maczy ło s o b ie jak o : „J es tem ch o ra”. Nig d y wcześ n iej o ty m n ie my ś lałam, ale teraz p rzek o n ałam s ię, w jak d u ży m s to p n iu s ama s p o wo d o wałam s wo je k ło p o ty . Zro zu miałam, że zd ro wien ie zaczy n a s ię o d p o zy ty wn y ch wy p o wied zi n a s wó j temat. Kied y ro zp o zn amy ch o ro b ę lu b p ro b lem, mu s imy zacząć mó wić o leczen iu . M u s imy p o zb y ć s ię my ś li o ch o ro b ie i zacząć s ię k o n cen tro wać n a lek ars twie. Nas tęp n ie mu s imy zwerb alizo wać to lek ars two , p o zwalając, b y n as ze s ło wa d o d awały mo cy n as zy m my ś lo m. To p o wo d u je o ży wien ie w b y tach b ezcieles n y ch wo k ó ł n as i o n e zaczy n ają d ziałać, b y n as wy leczy ć. Zro zu miałam, że n ajlep iej jes t werb alizo wać p o d czas mo d litwy . J eś li Bó g u zn a n as ze wy zd ro wien ie za właś ciwe, p o mo że n am w p ro ces ie zd ro wien ia. Nie mamy zap rzeczać is tn ien iu ch o ro b y czy p ro b lemu , mamy ty lk o n ie zg ad zać s ię n a ich wład zę n ad n as zy m b o s k im p rawem d o p o zb y cia s ię ich . M amy ży ć, k ieru jąc s ię wiarą, n ie wzro k iem. Wzro k jes t związan y z p o zn awczy m, an ality czn y m u my s łem. Umy s ł racjo n alizu je i u s p rawied liwia. Wiara jes t p o d p o rząd k o wan a d u s zy . Du s za – u czu cio wa i ak cep tu jąca – in tern alizu je. I tak s amo jak z k ażd ą in n ą cech ą, s p o s o b em n a wzmo cn ien ie wiary jes t k o rzy s tan ie z n iej. J eś li n au czy my s ię czerp ać z teg o , co mamy , o trzy mamy więcej. J es t to p rawo d u ch o we. Ro zwijan ie wiary p rzy p o min a s iew ziaren . J eś li n awet n iek tó re z n ich n ie wy k iełk u ją, i tak zb ierzemy p ewien p lo n . Każd y ak t wiary p rzy n ies ie n am b ło g o s ławień s two . A im b ard ziej b ieg li b ęd ziemy (a b ęd ziemy b ieg li, jeś li b ęd ziemy ćwiczy ć), ty m więk s zy b ęd zie p lo n n as zej wiary . Każd a rzecz s k u tk u je rzeczą d o s ieb ie p o d o b n ą. To też jes t p rawo d u ch o we. Teraz zaczy n ałam n ap rawd ę ro zu mieć mo c d u s zy n ad ciałem i zo b aczy łam, że d u s za fu n k cjo n u je w s p o s ó b , z k tó reg o więk s zo ś ć z n as n ie zd aje s o b ie s p rawy . Wied ziałam o czy wiś cie, że mó j u my s ł wy twarza my ś li, a mo je ciało wy k o n u je mo je d ziałan ia, ale d u s za s tan o wiła d la mn ie zag ad k ę. Zro zu miałam, że d u s za jes t zag ad k ą d la więk s zo ś ci lu d zi. Zazwy czaj n awet u my s ł n ie jes t ś wiad o my jej d ziałan ia. Du s za p o ro zu miewa s ię z Bo g iem, b ęd ąc n arzęd ziem o d b io rczy m, k tó re p rzy jmu je o d Nieg o wied zę i zro zu mien ie. By ło ważn e, b y m to p o jęła. Wy o b raziłam s o b ie d u s zę jak o ś wietló wk ę w n as zy m ciele. Kied y ś wietló wk a s ię jarzy , n as z rd zeń jes t wy p ełn io n y ś wiatłem i miło ś cią; to właś n ie ta en erg ia d aje ciału ży cie i s iłę. Wid ziałam ró wn ież, że to ś wiatło mo że b y ć p rzy g as zo n e, a d u s za o s łab io n a z p o wo d u n eg aty wn y ch d o ś wiad czeń – z b rak u miło ś ci, a tak że z p o wo d u p rzemo cy , wy k o rzy s ty wan ia

s ek s u aln eg o alb o in n y ch n is zczący ch zjawis k . Os łab iając d u s zę, d o ś wiad czen ia te o s łab iają ró wn ież ciało . By ć mo że ciało n ie d o zn a p rzez n ie ch o ró b , ale jes t n a n ie b ard ziej p o d atn e i tak ie p o zo s taje d o czas u , aż d u s za zo s tan ie zn o wu zas ilo n a. M o żemy p o n o wn ie zas ilić s wo je d u s ze, s łu żąc in n y m, wierząc w Bo g a i zwy czajn ie o twierając s ię n a p o zy ty wn ą en erg ię p rzez p o zy ty wn e my ś len ie. To my n ad ty m p an u jemy . Źró d łem en erg ii, zaws ze d o s tęp n ej, jes t Bó g , ale my mu s imy ch cieć z tej en erg ii k o rzy s tać. M u s imy zaak cep to wać mo c Bo g a, jeś li ch cemy cies zy ć s ię jej wp ły wem w n as zy m ży ciu . Ku s wemu zas k o czen iu zo b aczy łam, że więk s zo ś ć z n as wy b rała d o leg liwo ś ci, n a k tó re miała cierp ieć, a częś ć zd ecy d o wała s ię n a ch o ro b y , k tó re miały zak o ń czy ć ich ży cie. Czas ami u zd ro wien ie n ie p rzy ch o d zi n aty ch mias t alb o n ie p rzy ch o d zi wcale, d la d o b ra n as zeg o ro zwo ju . Ws zelk ie d o ś wiad czen ia s ą d la n as p rzy d atn e i czas ami d la ewo lu cji s wo ich d u s z p o trzeb u jemy tak ich , k tó re u zn ajemy za n eg aty wn e. J ak o d u s ze ws zy s cy b y liś my b ard zo ch ętn i, n awet n iecierp liwi, b y p rzy jąć ws zelk ie d o leg liwo ś ci, ch o ro b y i wy p ad k i n a ziemi, p o to b y d o s k o n alić s ię d u ch o wo . Zro zu miałam, że w ś wiecie d u ch o wy m n as z p o b y t n a ziemi jes t b ez zn aczen ia. Bó l, jak ieg o tu d o ś wiad czamy , trwa ty lk o ch wilę, to ty lk o u łamek s ek u n d y ś wiad o mo ś ci w ś wiecie d u ch o wy m, i jes teś my b ard zo ch ętn i, b y g o zn o s ić. Nas za ś mierć też częs to jes t zap lan o wan a tak , b y p o mó c n am wzras tać. Kied y n a p rzy k ład k to ś u miera n a rak a, częs to jeg o d łu g a i b o les n a ś mierć s twarza mu s zan s ę ro zwo ju , k tó rej in aczej b y n ie miał. M o ja matk a u marła n a rak a, i u ś wiad o miłam s o b ie, że p rzed ś miercią zaczęła o d n o s ić s ię d o czło n k ó w s wo jej ro d zin y tak jak n ig d y p rzed tem. Relacje s ię p o p rawiły i u zd ro wiły . M ama zro b iła p o s tęp y d u ch o we z p o wo d u s wo jej ś mierci. Niek tó rzy lu d zie p o s tan awiają u mrzeć w s p o s ó b , k tó ry p o mo że k o mu ś in n emu . Przy k ład o wo , k to ś mo że p o s tan o wić u mrzeć p o trąco n y n a u licy p rzez p ijan eg o k iero wcę. Nam to s ię wy d aje s tras zn e, ale d zięk i czy s tej wied zy Bo g a d u s za tej o s o b y wied ziała, że w rzeczy wis to ś ci ratu je teg o k iero wcę p rzed więk s zy mi k ło p o tami w p rzy s zło ś ci. M ó g ł o n b y ć zn o wu p ijan y ty d zień p ó źn iej i wjech ać w g ru p ę n as to latk ó w, o k aleczając ich alb o p o wo d u jąc więk s zy b ó l lu b n ies zczęś cia, n iż to b y ło k o n ieczn e, ale zo s tał p rzed ty m p o ws trzy man y , p o n ieważ s ied ział w więzien iu za ś mierteln e p o trącen ie o s o b y , k tó ra ju ż o s iąg n ęła s wó j cel n a ziemi. Z p ers p ek ty wy ży cia wieczn eg o ty m mło d y m lu d zio m zo s tało o s zczęd zo n e n iep o trzeb n e cierp ien ie, a d la k iero wcy p rawd o p o d o b n ie zaczął s ię o k res d u ch o weg o wzro s tu . Przy p ad k ó w jes t zn aczn ie mn iej, n iż my ś limy , zwłas zcza w s p rawach , k tó re d o ty czą n as zeg o ży cia wieczn eg o . Ręk a Bo g a i ś cieżk a, k tó rą wy b raliś my , zan im s ię

tu taj p o jawiliś my , k ieru ją wielo ma n as zy mi d ecy zjami i n awet wielo ma n as zy mi p o zo rn ie p rzy p ad k o wy mi d o ś wiad czen iami. Pró b y ro zp o zn an ia ich ws zy s tk ich s ą b ezo wo cn e, ale tak ie d o ś wiad czen ia n ap rawd ę s ię zd arzają i s ą celo we. Nawet ro zwó d , n ag ła u trata p racy alb o b y cie o fiarą p rzemo cy mo g ą o s tateczn ie p o s zerzy ć n as zą wied zę i p rzy czy n ić s ię d o n as zeg o ro zwo ju d u ch o weg o . Ch o ciaż p rzeży cia te s ą b o les n e, mo g ą n am p o mó c wzras tać. J ak p o wied ział J ezu s w czas ie s wo jej ziems k iej p o s łu g i: „Wp rawd zie zg o rs zen ia mu s zą p rzy jś ć, lecz b iad a czło wiek o wi, p rzez k tó reg o zg o rs zen ie p rzy ch o d zi”* * . Dzięk i ws k azó wk o m Zb awiciela d o wied ziałam s ię, że jes t ważn e, b y m ws zy s tk ie d o ś wiad czen ia p rzy jmo wała jak o p o ten cjaln ie d o b re. M u s zę zaak cep to wać s wó j cel i s y tu ację ży cio wą. M o g ę p o g o d zić s ię ze ws zy s tk imi zły mi d o ś wiad czen iami, k tó re mn ie s p o tk ały , i s p ró b o wać p rzezwy cięży ć ich s k u tk i. M o g ę wy b aczy ć s wo im wro g o m, n awet ich p o k o ch ać, i w ten s p o s ó b p o zb y ć s ię ws zelk ich zły ch wp ły wó w, k tó re mo g li n a mn ie wy wrzeć. M o g ę s zu k ać d o b ry ch my ś li i ży czliwy ch s łó w i w ten s p o s ó b wlać k o jący b als am d o włas n ej d u s zy o raz d u s zy in n y ch lu d zi. Zo b aczy łam, że mo g ę zacząć u zd rawiać s ię s ama, n ajp ierw d u ch o wo , p o tem emo cjo n aln ie, men taln ie i fizy czn ie. Przek o n ałam s ię, że mo g ę o s zczęd zić s o b ie d es tru k cy jn y ch s k u tk ó w ro zp aczy . M iałam p rawo ży ć p ełn ią ży cia. Do s trzeg łam zło w u leg an iu jed n emu z n ajwięk s zy ch n arzęd zi s zatan a – mo im o s o b is ty m k ręg o m p o czu cia win y i s trach u . Zro zu miałam, że mu s zę o d ciąć s ię o d p rzes zło ś ci. J eś li złamałam p rawo lu b zg rzes zy łam, mu s zę zmien ić s wo je p o s tęp o wan ie, wy b aczy ć s o b ie i zro b ić k ro k d o p rzo d u . J eś li k o g o ś zran iłam, mu s zę zacząć g o k o ch ać – s zczerze – i zab ieg ać o jeg o p rzeb aczen ie. J eś li zn is zczy łam włas n ą d u s zę, mu s zę zb liży ć s ię d o Bo g a i zn o wu p o czu ć J eg o miło ś ć – J eg o u zd rawiającą miło ś ć. Nawró cen ie mo że b y ć b ard zo łatwe, k ied y s ię n a n ie zd ecy d u jemy , alb o b ard zo tru d n e. Gd y u p ad n iemy , mu s imy s ię p o d n ieś ć, o trzep ać i iś ć d alej. J eś li u p ad n iemy zn o wu , n awet p o raz milio n o wy , n ad al mu s imy iś ć d o p rzo d u ; ro zwijamy s ię b ard ziej, n iż my ś limy . W ś wiecie d u ch o wy m in aczej p atrzą n a g rzech n iż my tu taj. Ws zy s tk ie d o ś wiad czen ia mo g ą b y ć p o zy ty wn e. Ws zy s tk ie s ą d o ś wiad czen iami ro zwo jo wy mi. Nig d y n ie wo ln o n am ro zważać s amo b ó js twa. Ten czy n ty lk o p o zb awiłb y n as s zan s d als zeg o ro zwo ju n a ziemi. A p o tem, zas tan awiając s ię n ad s wo imi s traco n y mi s zan s ami, czu lib y ś my wielk i b ó l i żal. J es t jed n ak ważn e, b y p amiętać, że Bó g jes t s ęd zią k ażd ej d u s zy i d ecy d u je o s ro g o ś ci p ró b , k tó ry m ją p o d d aje. Staraj s ię zn aleźć n ad zieję, ch o ćb y w jed n y m p o zy ty wn y m u czy n k u , a p rawd o p o d o b n ie zo b aczy s z

p ro my k ś wiatła, k tó ry wcześ n iej p rzeo czy łeś . Ro zp acz n ig d y n ie jes t u zas ad n io n a, p o n ieważ n ig d y n ie jes t p o trzeb n a. J es teś my tu p o to , b y s ię u czy ć, ek s p ery men to wać, p o p ełn iać b łęd y . Nie p o win n iś my o cen iać s ię s u ro wo ; p o win n iś my p o p ro s tu iś ć p rzez ży cie k ro k za k ro k iem, n ie p rzejmu jąc s ię o p in iami in n y ch lu d zi n a n as z temat an i n ie mierząc s ię ich miark ą. M u s imy wy b aczać s amy m s o b ie i czu ć wd zięczn o ś ć za rzeczy , k tó re p o mag ają n am s ię ro zwijać. Najb ard ziej p rzy k re d la n as d o ś wiad czen ia p ewn eg o d n ia o k ażą s ię n as zy mi n ajlep s zy mi n au czy cielami. Po n ieważ wied ziałam, że p o czątk iem k ażd eg o ro d zaju two rzen ia jes t my ś l, miałam ró wn ież ś wiad o mo ś ć, że g rzech , p o czu cie win y , ro zp acz, n ad zieja i miło ś ć p o ws tają w n as . Źró d ło u zd ro wien ia jes t w n as zy m wn ętrzu . Źró d ło cierp ien ia jes t w n as zy m wn ętrzu . M o żemy s two rzy ć włas n ą s p iralę ro zp aczy alb o mo żemy s two rzy ć tramp o lin ę s zczęś cia i p o czu cia s p ełn ien ia. Nas ze my ś li mają p o tężn ą mo c. Ws zy s cy jes teś my jak raczk u jące d zieci, k tó re p o zn ają s wo je mo żliwo ś ci i u czą s ię wy k o rzy s ty wać d rzemiące w n ich s iły . Są to p o tężn e mo ce, k tó re p o d leg ają p rawo m ch ro n iący m n as p rzed n ami s amy mi. W miarę jak s ię ro zwijamy i d ąży my d o teg o , co p o zy ty wn e wo k ó ł n as , p o zn amy n awet te p rawa. Otrzy mamy ws zy s tk o , d o czeg o p rzy jęcia jes teś my p rzy g o to wan i.

* Przy p . 2 3 , 7 . Ws zy s tk ie cy taty z Pis ma Święteg o za Bib lią wars zaws k ą. Przy p is y p o ch o d zą o d tłu maczk i. ** Mt 18, 7.

KROSNA I BIBLIOTEKA

Dzięk i ty m in fo rmacjo m zd o b y łam wied zę o Zb awicielu i p o czu łam z Nim więź, k tó ra zaws ze b ęd zie mi d ro g a. J eg o tro s k a o mo je u czu cia b y ła in s p iru jąca; n ie ch ciał zro b ić an i p o wied zieć n iczeg o , co b y mn ie mo g ło u razić. Wied ział, że mam zd o ln o ś ć p o jmo wan ia s p raw, i s taran n ie p rzy g o to wał mn ie d o p rzy s wo jen ia całej wied zy , d o k tó rej d ąży łam. W ś wiecie d u ch o wy m n ie jes t s ię zmu s zan y m d o zro b ien ia lu b zaak cep to wan ia rzeczy , d o k tó ry ch n ie jes t s ię p rzy g o to wan y m. Cierp liwo ś ć jes t tam

n atu raln ą cech ą. Nig d y n ie zap o mn ę żartó w J ezu s a, k tó re b y ły co n ajmn iej tak s amo zach wy cające i b ły s k o tliwe jak te ziems k ie – a właś ciwie wiele o d n ich lep s ze. Nik t n ie b y łb y w s tan ie p rzewy żs zy ć Go p o czu ciem h u mo ru . Nas z Zb awiciel jes t p ełen d o s k o n ałej rad o ś ci, d o s k o n ałej ży czliwo ś ci. Cech u ją g o łag o d n o ś ć i wd zięk ; n ie miałam wątp liwo ś ci, że jes t d o s k o n ały . Zn ałam Go , J eg o d u s zę, J eg o u czu cia, J eg o tro s k ę o mn ie. Czu łam, że łączy n as więź, i wied ziałam, że jes teś my ro d zin ą. Wy czu wałam, że o d n o s i s ię d o mn ie zaró wn o jak o jciec, jak i s tars zy b rat. By ł mi b lis k i, ale jed n o cześ n ie g ó ro wał n ad e mn ą. By ł d elik atn y i d o b ro d u s zn y , ale ró wn ież o d p o wied zialn y . M iałam całk o witą p ewn o ś ć, że n ig d y n ie n ad u ży je s wo jej wład zy , że n ig d y n awet n ie b ęd zie ch ciał teg o zro b ić. J ezu s , n iezmien n ie o to czo n y ś wiatłem, u ś miech n ął s ię d o mn ie, a ja p o czu łam jeg o ap ro b atę. Zwró cił s ię w lewo i p rzed s tawił mn ie d wó m k o b ieto m, k tó re właś n ie s ię p o jawiły . Za n imi mig n ęła trzecia k o b ieta, ale zd awała s ię załatwiać jak ąś s p rawę i zatrzy mała s ię p rzy n as ty lk o n a ch wilę. J ezu s p o lecił ty m d wó m k o b ieto m, żeb y mn ie o d p ro wad ziły , a ja p o czu łam ich rad o ś ć, że s ą ze mn ą. Kied y im s ię p rzy jrzałam, p o zn ałam je; b y ły mo imi p rzy jació łk ami! Należały d o g ro n a mo ich b lis k ich p rzy jació łek z czas ó w p rzed mo im p o jawien iem s ię n a ziemi, a ich rad o ś ć z n as zeg o p o n o wn eg o s p o tk an ia b y ła ró wn ie wielk a jak mo ja. Zan im J ezu s p o zo s tawił mn ie z n imi, zn o wu wy czu łam J eg o ro zb awien ie i u s ły s załam, jak s zep cze d o mo jej d u s zy : „Id ź p o s zerzać wied zę”. Zro zu miałam, że mo g ę p o zn awać ws zy s tk o , co ty lk o b ęd ę ch ciała. By łam zach wy co n a, że jes t więcej rzeczy d o zg łęb ien ia – o wiele więcej, jak s ię miało o k azać. Zb awiciel o d d alił s ię, a mo je p rzy jació łk i mn ie u ś cis k ały . M iło ś ć o g arn ęła ws zy s tk ie; k ażd a z n as ją czu ła. Każd a b y ła s zczęś liwa. Ch o ć is tn iała o lb rzy mia ró żn ica jas n o ś ci i mo cy p o międ zy ty mi k o b ietami a Ch ry s tu s em, ich miło ś ć ró wn ież b y ła b ezwaru n k o wa. Ko ch ały mn ie cały m s ercem. Pamięć o wy p rawie, n a k tó rą s ię wted y u d ałam, zo s tała mi właś ciwie zab ran a. Wiem ty lk o , że p rzy jació łk i zap ro wad ziły mn ie d o wielk ieg o p o k o ju , w k tó ry m p raco wali lu d zie, ale n ie p amiętam, jak s ię tam zn alazły ś my an i jak ten b u d y n ek wy g ląd ał z zewn ątrz. Po k ó j b y ł p ięk n y . J eg o ś cian y wy k o n an o z jak ieg o ś materiału , mo że cien k ieg o marmu ru , k tó ry p rzep u s zczał ś wiatło ; w n iek tó ry ch miejs cach mo g łam p rzez n ie zo b aczy ć to , co zn ajd o wało s ię n a zewn ątrz. Wid o k b y ł in teres u jący i p ięk n y . Kied y p o d es zły ś my d o p racu jący ch o s ó b , zo b aczy łam, że tk ają n a d u ży ch , s taro d awn y ch k ro s n ach . W p ierws zej ch wili p o my ś lałam, że to „s taro mo d n e”, b y

u ży wać ręczn y ch k ro s ien w ś wiecie d u ch o wy m. Stało o b o k n ich wiele b y tó w d u ch o wy ch , mężczy zn i k o b iet, i ws zy s cy p o witali mn ie u ś miech ami. Bard zo s ię u cies zy li n a mó j wid o k i k ilk o ro z n ich o d es zło o d k ro s n a, żeb y m mo g ła s ię mu lep iej p rzy jrzeć. Zależało im, żeb y m zo b aczy ła d zieło ich rąk . Po d es złam b liżej i wzięłam w d ło ń k awałek materii, k tó rą tk ali. Wy g ląd ała jak p o łączen ie p rzęd zy s zk lan ej z watą cu k ro wą. Kied y n ią p o ru s zy łam, zamig o tała i ro zis k rzy ła s ię n iemal jak ży wa. Efek t b y ł zas k ak u jący . Po jed n ej s tro n ie tk an in a b y ła mato wa, ale g d y ją o d wró ciłam, s tała s ię p rzezro czy s ta. Przezro czy s ta p o jed n ej s tro n ie i mato wa p o d ru g iej – p o d o b n a d o lu s tra wen eck ieg o – miała o czy wiś cie jak ieś p rzezn aczen ie, ale n ie p o wied zian o mi jak ie. Ro b o tn icy wy jaś n ili, że z tej tk an in y p o ws tan ą u b ran ia d la lu d zi p rzy b y wający ch d o ś wiata d u ch o weg o z ziemi. By li wy raźn ie zad o wo len i ze s wo jej p racy o raz z mo jej wd zięczn o ś ci za to , że p o zwo lili mi ją zo b aczy ć. M o je d wie to warzy s zk i i ja o d es zły ś my o d k ro s ien i p rzes zły ś my p rzez wiele in n y ch p o mies zczeń , w k tó ry ch wid ziałam n iezwy k łe rzeczy i ws p an iały ch lu d zi, ale n ie p o zwo lo n o mi zarejes tro wać wielu s zczeg ó łó w. Pamiętam wrażen ie, że p o d ró żo wałam k ilk a d n i alb o ty g o d n i i n ig d y n ie czu łam zmęczen ia. By łam zd ziwio n a ty m, jak b ard zo lu d zie ch cą tam p raco wać ręczn ie – ci, k tó rzy wy rażą wo lę. Z rad o ś cią wy k o n u ją n arzęd zia, k tó re p rzy d ają s ię in n y m – zaró wn o tam, jak i tu . Wid ziałam o g ro mn e u rząd zen ie, p o d o b n e d o k o mp u tera, ale zn aczn ie b ard ziej s k o mp lik o wan e i wy d ajn iejs ze. Pracu jący p rzy n im lu d zie ró wn ież s ię cies zy li, że mo g ą mi p o k azać s wo ją p racę. Po n o wn ie zro zu miałam, iż ws zy s tk ie is to tn e rzeczy n ajp ierw p o ws tają w ś wiecie d u ch o wy m, a d o p iero p ó źn iej w fizy czn y m. Kied y ś n ie miałam o ty m p o jęcia. Zap ro wad zo n o mn ie d o k o lejn eg o d u żeg o p o mies zczen ia, p o d o b n eg o d o b ib lio tek i. Ro zg ląd ając s ię, p o my ś lałam, że to s k arb n ica wied zy , ale n ig d zie n ie wid ziałam k s iążek . I wted y zau waży łam, że d o u my s łu n ap ły wają mi my ś li, p rzep ełn ia mn ie wied za o s p rawach , o k tó ry ch d awn o n ie my ś lałam – a n awet o s p rawach , o k tó ry ch n ie my ś lałam n ig d y . Wted y u ś wiad o miłam s o b ie, że jes t to b ib lio tek a u my s łu . Samo zas tan o wien ie s ię n ad jak imś zag ad n ien iem p o wo d o wało , że n ap ły wała d o mn ie cała wied za n a ten temat, tak s amo jak wcześ n iej w o b ecn o ś ci Ch ry s tu s a. M o g ​ł am p o zn ać ws zy s tk ie s zczeg ó ły n a temat k ażd ej p o s taci h is to ry czn ej – a n awet ze ś wiata d u ch o weg o . Ws zelk ie in fo rmacje b y ły d la mn ie d o s tęp n e i n ie b y ło żad n ej my ś li, żad n eg o s twierd zen ia, żad n ej cząs tk i wied zy , k tó ry ch n ie zro zu miałab y m p o p rawn ie. Nie is tn iała ab s o lu tn ie żad n a mo żliwo ś ć złeg o zro zu mien ia czeg o k o lwiek . His to ria b y ła

jas n a. Zro zu mien ie – całk o wite. Po jmo wałam n ie ty lk o to , co lu d zie ro b ią, ale ró wn ież d laczeg o to ro b ią i jak ich d ziałan ia wp ły wają n a p o s trzeg an ie rzeczy wis to ś ci p rzez in n y ch . Ro zu miałam rzeczy wis to ś ć d o ty czącą d an eg o tematu z k ażd eg o p u n k tu wid zen ia, z k ażd ej mo żliwej p ers p ek ty wy , i ws zy s tk o to d awało cało ś cio we u jęcie k ażd eg o zd arzen ia, o s o b y lu b zas ad y , co jes t n iemo żliwe d o o s iąg n ięcia n a ziemi. By ło to jed n ak co ś więcej n iż ty lk o p ro ces my ś lo wy . M o g łam czu ć to , co czu li lu d zie, k ied y d ziałali. Ro zu miałam ich cierp ien ie i rad o ś ć, p o n ieważ b y łam w s tan ie ży ć „w n ich ”. Nie p o zwo lo n o mi zach o wać całej wied zy . Ty m b ard ziej cen ię s o b ie p o zo s tawio n ą mi jej częś ć, zwłas zcza d o ty czącą p ewn y ch wy d arzeń z n as zej h is to rii, k tó ry ch zro zu mien ie b y ło d la mn ie ważn e. Nad al ch ciałam d o ś wiad czy ć jes zcze więcej w ty m ws p an iały m, n iewiary g o d n y m ś wiecie, i mo je to warzy s zk i z rad o ś cią mi w ty m p o mag ały . Ich n ajg łęb s zą rad o ś cią b y ło s p rawien ie mi rad o ś ci, i p o d ek s cy to wan e wy p ro wad ziły mn ie n a zewn ątrz d o o g ro d u .

OGRÓD

Kied y wes zły ś my d o o g ro d u , zo b aczy łam g ó ry , malo wn icze d o lin y i rzek i w o d d ali. M o je to warzy s zk i zo s tawiły mn ie, żeb y m d alej s zła s ama, mo że p o to , b y m mo g ła p o d ziwiać p ięk n o o g ro d u n ies k ręp o wan a o b ecn o ś cią in n y ch . Ro s ły tam d rzewa, k wiaty i ro ś lin y , a ich ro zmies zczen ie s p rawiało wrażen ie d o s k o n ałeg o , jak b y miały b y ć d o k ład n ie tak ie, jak b y ły , i tam, g d zie b y ły . Przez p ewien czas s złam p o trawie. By ła ś wieża, ch ło d n a i s o czy ś cie zielo n a i wy d awała s ię ży wa p o d mo imi

s to p ami. Ty m jed n ak , co wzb u d ziło mó j n ajwięk s zy zach wy t w o g ro d zie, b y ły in ten s y wn e k o lo ry . Na ziemi tak ich n ie mamy . Kied y u n as ś wiatło p ad a n a p rzed mio t, o d b ija s ię o d n ieg o w o k reś lo n y m k o lo rze. M o żliwe s ą ty s iące o d cien i. Światło w ś wiecie d u ch o wy m o d n iczeg o s ię n ie o d b ija. Wy p ły wa ze ś ro d k a i wy g ląd a jak ży wa es en cja. Is tn ieją tam milio n y , miliard y k o lo ró w. Na p rzy k ład k wiaty mają tak ży we i ś wietlis te b arwy , że n ie wy d ają s ię ciałami s tały mi. Z p o wo d u au ry in ten s y wn eg o ś wiatła wo k ó ł k ażd ej ro ś lin y tru d n o p o zn ać, g d zie s ię zaczy n a, a g d zie k o ń czy jej p o wierzch n ia. J es t o czy wis te, że k ażd a częś ć ro ś lin y , k ażd a jej mik ro s k o p ijn a cząs tk a ma włas n ą in telig en cję. To n ajlep s ze s ło wo , jak ie p rzy ch o d zi mi d o g ło wy . Każd a maleń k a cząs tk a ży je włas n y m ży ciem i mo że b y ć zes tawio n a z in n y mi elemen tami, b y s two rzy ć in n ą fo rmę ży cia. Elemen t, k tó ry teraz jes t częś cią k wiatu , mo że p ó źn iej s tać s ię częś cią czeg o ś in n eg o i b y ć tak s amo ży wy . Nie ma d u s zy tak jak my , ale ma in telig en cję i zmy s ł o rg an izacji, p o trafi reag o wać n a wo lę Bo g a o raz in n e p rawa p o ws zech n e. Ws zy s tk o to jes t wid o czn e, k ied y o g ląd a s ię tamtejs ze d zieła s two rzen ia, ale s zczeg ó ln ie jes t to wy raźn e w k wiatach . Nied alek o o d e mn ie p rzep ły wała p rzez o g ró d p ięk n a rzek a i n aty ch mias t p o czu łam ch ęć, b y d o n iej p o d ejś ć. Zo b aczy łam, że jes t o n a zas ilan a d u ży m wo d o s p ad em n ajczy s ts zej wo d y i że wp ły wa d o s tawu . Wo d a b y ła o s załamiająco p rzejrzy s ta i p ełn a ży cia. Ży cie. By ło ró wn ież w wo d zie. Każd a k ro p la z wo d o s p ad u miała włas n ą in telig en cję i cel. Od wo d o s p ad u d o laty wała melo d ia majes taty czn eg o p ięk n a i wy p ełn iała o g ró d , mies zając s ię z in n y mi melo d iami, z k tó ry ch d o p iero teraz zd ałam s o b ie s p rawę. M u zy k a n ap ły wała z s amej wo d y , z jej in telig en cji, a k ażd a k ro p la wy d awała włas n y to n i melo d ię, k tó ra mies zała s ię i łączy ła z ws zy s tk imi p o zo s tały mi d źwięk ami i b rzmien iami wo k ó ł n iej. Wo d a b ło g o s ławiła Bo g a za s wo je ży cie i rad o ś ć. Os tateczn y efek t p rzewy żs zał jak ąk o lwiek s y mfo n ię lu b u miejętn o ś ci jak ieg o k o lwiek ziems k ieg o k o mp o zy to ra. Najlep s za mu zy k a ziems k a w p o ró wn an iu z tamtą wy d aje s ię g rą d zieck a n a b las zan y m b ęb en k u . M y p o p ro s tu n ie mamy u miejętn o ś ci zro zu mien ia o g ro mu i mo cy tamtejs zej mu zy k i, n ie mó wiąc ju ż o u miejętn o ś ciach jej s two rzen ia. Id ąc w s tro n ę wo d y , p o my ś lałam, że p rawd o p o d o b n ie s ą to „wo d y ży wo ta” ws p o min an e w Piś mie* , i ch ciałam s ię w n ich wy k ąp ać.

Kied y p o d es złam d o wo d y , zau waży łam ró żę, k tó ra wy ró żn iała s ię s p o ś ró d in n y ch k wiató w, więc p o ch y liłam s ię, żeb y s ię jej p rzy jrzeć. J ej u ro d a zap ierała d ech . Żad en z tamtejs zy ch k wiató w n ie u rzek ł mn ie tak b ard zo jak ten . Delik atn ie k o ły s ał s ię d o cich ej mu zy k i, ś p iewając p o ch wały d la Pan a włas n y mi s ło d k imi d źwięk ami. Uś wiad o miłam s o b ie, że wid zę, jak ta ró ża ro ś n ie. Kied y ro zwin ęła s ię p rzed mo imi o czami, mo ja d u s za b y ła p o ru s zo n a, i zap rag n ęłam ży ć jej ży ciem, wejś ć w n ią i p o czu ć jej d u s zę. Kied y ty lk o ta my ś l p rzy s zła mi d o g ło wy , p rzek o n ałam s ię, że p o trafię zajrzeć d o wn ętrza o wej ro ś lin y . J ak b y mó j wzro k n ab rał cech mik ro s k o p u i u mo żliwiał mi o g ląd an ie n ajg łęb iej p o ło żo n y ch częś ci k wiatu . To b y ło jed n ak co ś więcej n iż ty lk o d o ś wiad czen ie wzro k o we. Po czu łam tę ró żę wo k ó ł s ieb ie, jak b y m rzeczy wiś cie b y ła w jej wn ętrzu , jak b y m s tan o wiła jej częś ć. Czu łam s ię tak , jak b y m b y ła tą ro ś lin ą. Czu łam, jak ró ża k o ły s ze s ię d o mu zy k i ws zy s tk ich in n y ch k wiató w, i czu łam, jak two rzy włas n ą mu zy k ę, melo d ię, k tó ra id ealn ie h armo n izu je z ty s iącem in n y ch ró ż p rzy łączający ch s ię d o n iej. Zro zu miałam, że mu zy k a w mo jej ró ży p ły n ie z jej p o s zczeg ó ln y ch częś ci, że jej p łatk i wy d ają włas n e to n y i że is to ta k ażd eg o p łatk a ws p ó łtwo rzy d o s k o n ałe d źwięk i całeg o k wiatu , że k ażd y jeg o p łatek d ziała h armo n ijn ie d la o g ó ln eg o efek tu , k tó ry m jes t rad o ś ć. M o ja rad o ś ć zn o wu b y ła ab s o lu tn ie p ełn a! Czu łam Bo g a w tej ro ś lin ie, w s o b ie, czu łam, jak p rzen ik a n as J eg o miło ś ć. Ws zy s cy b y liś my jed n y m! Nig d y n ie zap o mn ę ró ży , k tó rą wted y b y łam. To jed n o p rzeży cie – zaled wie cząs tk a ws p an ials zej rad o ś ci, k tó ra jes t o s iąg aln a w ś wiecie d u ch o wy m, jed n o ś ć ze ws zy s tk im – b y ło tak ws p an iałe, że b ęd ę je zaws ze p ielęg n o wać.

* Ob j. 2 2 , 1 .

POWITANIE

Do o g ro d u p rzy b y ła g ru p a b y tó w d u ch o wy ch . Wiele z n ich miało n a s o b ie mięk k ie p as telo we s zaty , o d d ające – b y ć mo że – ch arak ter miejs ca, a tak że o k azji. By ty o to czy ły mn ie i p o czu łam, że zb ierają s ię, b y u czcić mó j awan s . Umarłam (lu b awan s o wałam, jak ws k azy wała u ży ta p rzez n ie n azwa), więc p rzy s zły , b y mn ie p o witać. Ich twarze p ro mien io wały zach wy tem, jak b y p atrzy ły n a d zieck o , k tó re p o raz p ierws zy zjad ło co ś n iewy o b rażaln ie s maczn eg o . Uś wiad o miłam s o b ie, że

p amiętam je ws zy s tk ie ze s wo jeg o ży cia p rzed ziems k ieg o , więc p o d b ieg łam, u ś cis n ęłam i u cało wałam k ażd eg o . M o i an io ło wie s łu żeb n i – mo i d ro d zy mn is i – p o jawili s ię p o n o wn ie i ich też u cało wałam. Kied y n as ze d u s ze s ię p rzen ik n ęły , zd ałam s o b ie s p rawę, że o we b y ty mają mn ie ws p ierać. M o je to warzy s zk i, k tó re n ad al b y ły mo imi p rzewo d n iczk ami, p o wied ziały mi, że u marłam p rzed wcześ n ie i że tak n ap rawd ę n ie jes t to ś więto wan ie mo jeg o awan s u , ale o k azja, żeb y mi p o k azać, co mn ie s p o tk a, g d y zjawię s ię tam we właś ciwy m czas ie. Bard zo s ię cies zy ły , że mn ie wid zą i że mo g ą mn ie ws p ierać, ale wied ziały , że mu s zę wracać. I wy tłu maczy ły mi, n a czy m p o leg a ś mierć. Kied y „u mieramy ”, p o wied ziały mo je p rzewo d n iczk i, d o ś wiad czamy ty lk o p rzejś cia d o in n eg o s tan u . Nas ze d u s ze wy s u wają s ię z n as zy ch ciał i p rzen o s zą d o k ró les twa d u ch o weg o . J eś li n as za ś mierć jes t trau maty czn a, d u s za s zy b k o o p u s zcza ciało , czas ami jes zcze zan im n as tąp i zg o n . J eś li czło wiek n a p rzy k ład miał wy p ad ek lu b s tał s ię o fiarą p o żaru , jeg o d u s za mo że b y ć zab ran a z ciała, zan im p o czu je wielk i b ó l. Ciało mo że n ad al wy g ląd ać jak ży we, ale d u s za ju ż je o p u ś ciła i jes t w s tan ie p o k o ju . W ch wili ś mierci d o s tajemy mo żliwo ś ć wy b o ru , czy ch cemy p o zo s tać n a ziemi d o p o g rzeb u n as zeg o ciała, czy też ch cemy p rzen ieś ć s ię, jak ja to zro b iłam, d o p o zio mu , d o k tó reg o ro zwin ęła s ię n as za d u s za. Zro zu miałam, że jes t wiele p o zio mó w ro zwo ju i że zaws ze trafimy d o teg o , n a k tó ry m b ęd ziemy s ię n ajlep iej czu ć. Więk s zo ś ć d u s z p o s tan awia zo s tać n a ziemi p rzez k ró tk i czas i p o cies zy ć s wo ich n ajb liżs zy ch ; ro d zin y p rzeży wają o wiele więk s zy s mu tek n iż s am zmarły . Czas ami d u s ze p o zo s tają d łu żej, jeś li ich n ajb liżs i s ą w ro zp aczy . Zo s tają, b y p o mó c ich d u s zo m s ię u s p o k o ić. Po wied zian o mi ró wn ież, że n as ze mo d litwy mo g ą p rzy n ieś ć k o rzy ś ć zaró wn o is to to m d u ch o wy m, jak i lu d zio m n a ziemi. J eś li jes t p o wó d , b y o b awiać s ię o d u s zę o s o b y zmarłej, jeś li jes t p o wó d , b y s ąd zić, że jej p rzejś cie mo że b y ć tru d n e alb o n iech cian e, mo żemy s ię za n ią mo d lić i u zy s k ać p o mo c d u ch o wą. Do wied ziałam s ię ró wn ież, że ważn e jes t, b y ś my zd o b y li wied zę o d u s zy , k ied y jes zcze jes teś my w lu d zk im ciele. Im więk s zą wied zę p o s iąd ziemy tu taj, ty m s zy b ciej d o trzemy d alej w tamty m ś wiecie. Z p o wo d u b rak u wied zy lu b wiary n iek tó re d u s ze s ą rzeczy wis ty mi więźn iami ziemi. Częś ć o s ó b , k tó re u mierają jak o ateiś ci, alb o ci, k tó rzy związali s ię ze ś wiatem ch ciwo ś cią, cieles n y mi żąd zami b ąd ź in n y mi ro d zajami ziems k ieg o zn iewo len ia, mają tru d n o ś ci z p rzejś ciem i p o zo s tają związan i z ziemią. Częs to b rak im wiary i s iły , żeb y s k o rzy s tać z en erg ii i ś wiatła, k tó re

p rzy ciąg ają n as d o Bo g a, a w n iek tó ry ch wy p ad k ach n ie p o trafią n awet tej en erg ii i ś wiatła ro zp o zn ać. Tak ie d u s ze p o zo s tają n a ziemi d o czas u , aż n au czą s ię u zn awać mo c d u ch o wą i o d erwą s ię o d teg o ś wiata. Kied y b y łam w czarn ej mas ie p rzed d o tarciem d o ś wiatło ś ci, wy czu wałam o b ecn o ś ć tak ich o ciąg ający ch s ię d u s z. Przeb y wają tam tak d łu g o , jak ch cą, w miło ś ci i ciep le tej mas y , p o d leg ając jej u zd rawiającemu wp ły wo wi, aż w k o ń cu p rzen o s zą s ię d alej, b y zn aleźć s ię w k ręg u więk s zeg o ciep ła i b ezp ieczeń s twa zap ewn ian eg o p rzez Bo g a. Z całej tej wied zy n ic jed n ak n ie jes t ważn iejs ze o d zn ajo mo ś ci J ezu s a Ch ry s tu s a. Po wied zian o mi, że On jes t b ramą, p rzez k tó rą ws zy s cy wró cimy . J es t jed y n y mi d rzwiami, p rzez k tó re mo żemy wró cić. Bez wzg lęd u n a to , czy d o wiemy s ię o J ezu s ie Ch ry s tu s ie tu , czy ju ż jak o d u s za, mu s imy o s tateczn ie Go u zn ać i p o d d ać s ię J eg o miło ś ci. M o i p rzy jaciele s to jący wo k ó ł mn ie w o g ro d zie b y li p ełn i miło ś ci. Zd awali s o b ie s p rawę, że jes zcze n ie ch cę wracać, że ch cę zo b aczy ć więcej. Prag n ąc zro b ić mi p rzy jemn o ś ć, p o k azali mi zn aczn ie więcej.

WIELE ŚWIATÓW

M o ja p amięć zo s tała o twarta n a jes zcze d als zą p rzes zło ś ć p rzed s two rzen iem ziemi, n a n ajd als zą wieczn o ś ć. Pamiętałam, że Bó g jes t Stwó rcą wielu ś wiató w, g alak ty k i k rain wy k raczający ch p o za g ran ice n as zeg o ro zu mien ia, i zap rag n ęłam je zo b aczy ć. Kied y ty lk o p o jawiło s ię to p rag n ien ie, mo je my ś li d ały mi mo c i u leciałam z o g ro d u , ty m razem es k o rto wan a p rzez d wie in n e is to ty ś wietl​n e, k tó re p o tem s tały s ię mo imi p rzewo d n iczk ami. Nas ze ciała d u ch o we o d p ły n ęły o d mo ich p rzy jació ł

w czerń ws zech ś wiata. Nab rały ś my s zy b k o ś ci i p o czu łam rad o ś ć z lo tu . M o g ​ł am ro b ić, co ty lk o ch ciałam, u d ać s ię, d o k ąd ty lk o zap rag n ęłam, p rzemies zczać s ię s zy b k o – n iewiary g o d n ie s zy b k o – alb o p o wo li. By łam zach wy co n a tą s wo b o d ą. Wleciałam w o g ro m ws zech ś wiata i o d k ry łam, że n ie jes t to p ró żn ia; to o cean p ełen miło ś ci i ś wiatła – d o s trzeg aln ej o b ecn o ś ci Du ch a Święteg o . Us ły s załam cich y , p rzy jemn y , o d leg ły , lecz k o jący d źwięk , k tó ry mn ie u cies zy ł. By ło to b rzmien ie p o d o b n e d o mu zy k i, ale ws zech o g arn iające, wy d awało s ię wy p ełn iać całą p rzes trzeń wo k ó ł mn ie. Po n im n ap ły n ął k o lejn y d źwięk o in n ej g ło ś n o ś ci i wk ró tce u s ły s załam co ś jak b y melo d ię – o g ro mn ą k o s miczn ą p ieś ń , k tó ra mn ie k o iła i k rzep iła. Dźwięk i wy wo łały d elik atn e wib racje i k ied y mn ie d o tk n ęły , wied ziałam, że mają zd o ln o ś ć u zd rawian ia. Wied ziałam, że k ażd a rzecz d o tk n ięta p rzez te d źwięk i o d czu je ich u zd rawiającą mo c; b y ły jak b als am d u ch o wy . To es en cja miło ś ci, k tó ra n ap rawia u s zk o d zo n e d u s ze. Od p o d ró żu jący ch ze mn ą to warzy s zek d o wied ziałam s ię, że n ie ws zy s tk ie mu zy czn e d źwięk i s ą u zd rawiające – n iek tó re p o trafią wy wo łać w n as n eg aty wn e reak cje emo cjo n aln e. Zro zu miałam, że k ied y b y łam n a ziemi, s zatan u ży wał ty ch n eg aty wn y ch d źwięk ó w w mu zy ce, k tó ra s zk o d ziła mo jemu u my s ło wi i ciału . Częś ć zd arzeń , k tó re n as tąp iły p o tem, zo s tało u s u n ięty ch z mo jej p amięci, ale wiele wrażeń w n iej p o zo s tało . Wy d awało mi s ię, że p o d ró żu ję p rzez wiele ty g o d n i, n awet mies ięcy , o d wied zając liczn e d zieła s two rzo n e p rzez Bo g a. Po d ró żu jąc, cały czas czu łam k o jącą o b ecn o ś ć Bo żej miło ś ci. Wy czu wałam, że jes tem „z p o wro tem” w s wo im ro d zimy m o to czen iu , i ro b iłam ty lk o to , co n atu raln e. Od wied ziłam wiele ró żn y ch ś wiató w – p lan et tak ich jak n as za Ziemia, ale cu d o wn iejs zy ch , zamies zk an y ch p rzez s erd eczn y ch , in telig en tn y ch lu d zi. Ws zy s cy jes teś my d ziećmi Bo g a, to On zap ełn ił d la n as b ezmiar ws zech ś wiata. Po k o n ałam n iewiary g o d n e o d leg ło ś ci, wied ząc, że g wiazd y , k tó re wid zę, n ie s ą wid o czn e z Ziemi. Wid ziałam g alak ty k i i d o tarłam d o n ich z łatwo ś cią, n iemal n aty ch mias t, o d wied zając tamtejs ze ś wiaty i p o zn ając d zieci n as zeg o Bo g a, n as zy ch d u ch o wy ch b raci i s io s try . I ws zy s tk o to s o b ie p rzy p o min ałam, b y ły to mo je p o n o wn e o d wied zin y . Wied ziałam, że ju ż k ied y ś b y łam w ty ch miejs cach . Zn aczn ie p ó źn iej, p o p o wro cie d o ś mierteln eg o ciała, p o czu łam s ię o s zu k an a, k ied y n ie b y łam w s tan ie p rzy p o mn ieć s o b ie s zczeg ó łó w tamteg o p rzeży cia, ale z b ieg iem czas u zro zu miałam, że u trata częś ci ws p o mn ień b y ła k o n ieczn a d la mo jeg o d o b ra. Gd y b y m zap amiętała te ws p an iałe i d o s k o n ałe ś wiaty , k tó re wid ziałam, ży łab y m tu w ciąg łej fru s tracji i zmarn o wała p o wierzo n ą mi p rzez Bo g a mis ję.

Uczu cie,

że

zo s tałam

o s zu k an a,

u s tąp iło

miejs ca

zach wy to wi

i

g łęb o k iej

wd zięczn o ś ci za tamto d o ś wiad czen ie. Bó g n ie mu s iał p o k azy wać mi in n y ch ś wiató w an i p o zwo lić mi zach o wać częś ci ws p o mn ień . W s wej łas ce d ał mi b ard zo d u żo ; wid ziałam ś wiaty , k tó ry ch n ik t n ie jes t w s tan ie zo b aczy ć n awet n ajp o tężn iejs ze ziems k ie teles k o p y , i p o czu łam miło ś ć, k tó ra tam p an u je.

p rzez

WYBÓR CIAŁA

Wró ciłam d o o g ro d u i s p o tk ałam s ię ze s wo imi p o p rzed n imi to warzy s zk ami. W ś wiatach , k tó re zwied załam, wid ziałam lu d zi ro zwijający ch s ię, tru d zący ch s ię, żeb y b ard ziej p rzy p o min ać n as zeg o Ojca. Zain teres o wał mn ie n as z ro zwó j n a ziemi. J ak wzras tamy ? Py tan ie u cies zy ło mo je to warzy s zk i, i zab rały mn ie d o miejs ca, w k tó ry m wiele d u s z p rzy g o to wy wało s ię d o ziems k ieg o ży cia. By ły to d o ro s łe d u s ze – w czas ie

całeg o s wo jeg o p o b y tu tam n ie zau waży łam żad n y ch d zieci. Wid ziałam, jak ch ętn e s ą te d u s ze d o p rzy jś cia n a ziemię. Trak to wały ży cie n a n iej jak s zk o łę, w k tó rej mo g ą s ię wiele n au czy ć i ro zwin ąć cech y , k tó ry ch im b rak . Po wied zian o mi, że ws zy s cy p rag n ęliś my p rzy jś ć n a ziemię, że s ami wy b raliś my wiele z s wo ich wad i tru d n y ch s y tu acji ży cio wy ch p o to , b y s ię ro zwijać. Zro zu miałam też, że czas ami o trzy mu jemy p ewn e wad y d la włas n eg o d o b ra. Pan d aje n am ró wn ież d ary i talen ty zg o d n ie ze s wo ją wo lą. Nig d y n ie p o win n iś my p o ró wn y wać ich z talen tami czy wad ami in n ej o s o b y . Każd y z n as ma to , czeg o mu p o trzeb a; k ażd y z n as jes t wy jątk o wy . Ró wn o ś ć d u ch o wy ch wad czy d aró w n ie jes t ważn a. Przes trzeń b ezp o ś red n io p rzed e mn ą i p o d e mn ą ro zs u n ęła s ię, jak b y o two rzy ło s ię o k n o , i zo b aczy łam ziemię. Zo b aczy łam zaró wn o ś wiat fizy czn y , jak i d u ch o wy . Zau waży łam, że n iek tó re s zlach etn e d zieci n as zeg o Ojca Nieb ies k ieg o zad ecy d o wały , żeb y n ie p rzy ch o d zić n a ziemię. Po s tan o wiły p o zo s tać d u s zami p rzy Bo g u i s łu ży ć jak o An io ło wie Stró żo wie lu d zio m. Zro zu miałam też, że międ zy in n y mi „an io ło wie walczący ”. Po k azan o mi, że ich o b ro n ie z s zatan em i jeg o an io łami. Ch o ć k ażd y z n as o p iek u n a alb o s trażn ik a, czas ami d la n as zej o b ro n y

s ą in n e ro d zaje an io łó w, celem jes t walk a w n as zej ma s wo jeg o d u ch o weg o k o n ieczn i s ą an io ło wie

walczący , z k tó ry mi mamy k o n tak t p rzez mo d litwę. Wid ziałam, że s ą to o lb rzy mi mężczy źn i, b ard zo mu s k u larn ie zb u d o wan i, o cu d o wn y ch o b liczach . To ws p an iałe d u s ze. Zro zu miałam p rzez s amo p atrzen ie n a n ich , że walk a z n imi b y łab y d aremn a. An io ło wie ci b y li u b ran i jak wo jo wn icy , mieli p ió ro p u s ze i zb ro je i wid ziałam, że p o ru s zają s ię s zy b ciej n iż in n i. Ale ch y b a ty m, co wy ró żn iało ich n ajb ard ziej, b y ła o taczająca ich au ra p ewn o ś ci s ieb ie; b y li ab s o lu tn ie p ewn i s wo ich u miejętn o ś ci. Żad n e zło n ie mo g ło b y im zag ro zić, i o n i o ty m wied zieli. Kied y n ag le o d fru n ęli n a mis ję (k tó rej mi n ie u jawn io n o ), mo ją u wag ę zwró cił ich n iep o k ó j; ro zu mieli wag ę s wo jej mis ji i wied zieli, i ja wied ziałam, że n ie wró cą, zan im jej n ie wy p ełn ią. Szatan p rag n ie n as p rzejąć i czas ami, k ied y zb iera s wo je s iły p rzeciwk o jed n emu z n as , o s o b a ta p o trzeb u je s p ecjaln ej o ch ro n y . Ws zy s cy jes teś my ch ro n ien i d zięk i temu , że n ie p o trafi o n o d czy tać n as zy ch my ś li. Umie jed n ak o d czy tać n as ze min y , co zn aczy p rawie to s amo co o d czy tan ie my ś li. Nas ze au ry i n as ze min y p o k azu ją u czu cia i emo cje n as zy ch d u s z. Bó g je wid zi, an io ło wie je wid zą i s zatan tak że je wid zi. Stan n as zy ch d u s z zn ają n awet n iek tó rzy wrażliwi lu d zie n a ziemi. M o żemy s ię ch ro n ić, p an u jąc n ad włas n y mi my ś lami, p o zwalając ś wiatłu Ch ry s tu s a p rzen ik n ąć d o n as zeg o ży cia. Kied y tak zro b imy , J eg o ś wiatło b ęd zie n as ro zś wietlać i b ęd zie wid o czn e n a n as zy ch o b liczach .

Gd y to p o jęłam, zn o wu zo b aczy łam d u s ze, k tó re jes zcze n ie p rzy b y ły n a ziemię, i zo b aczy łam, jak n iek tó re z n ich u n o s zą s ię n ad ś mierteln ik ami. Sp o s trzeg łam, jak d u s za mężczy zn y s tara s ię d o p ro wad zić d o s p o tk an ia d wo jg a ś mierteln ik ó w – s wo ich p rzy s zły ch ro d zicó w. M ężczy zn a ten o d g ry wał ro lę s watk i tru d n o ś ci. J eg o p rzy s zły o jciec i p rzy s zła matk a n ieś wiad o mie s zli k ieru n k ach i n ie wy k azy wali ch ęci d o ws p ó łp racy . M ężczy zn a, k tó ry s y n em, d awał im in s tru k cje, mó wił d o n ich , n amawiając, żeb y s ię

i miał wielk ie w p rzeciwn y ch miał zo s tać ich s p o tk ali. J eg o

k ło p o ty zmartwiły in n e d u s ze i k ilk a z n ich zaczęło „zag an iać” w jed n o miejs ce ty ch d wo je mło d y ch n a ziemi. Po wied zian o mi, że b ęd ąc w ś wiecie d u ch o wy m, s two rzy liś my więzi z g ru p ą b raci i s ió s tr – ty mi, k tó rzy b y li n am s zczeg ó ln ie b lis cy . M o je to warzy s zk i wy jaś n iły , że u mó wiliś my s ię z ty mi d u s zami, iż zjawimy s ię n a ziemi jak o ro d zin a lu b p rzy jaciele. Łączące n as tu taj więzi d u ch o we s ą rezu ltatem miło ś ci, k tó rą s ię wzajemn ie d arzy liś my w ś wiecie p rzed ziems k im. Po s tan o wiliś my p o jawić s ię n a ziemi ró wn ież z in n y mi d u s zami ze wzg lęd u n a zad an ie, k tó re mamy tu razem d o wy k o n an ia. Niek tó rzy z n as ch cieli p o łączy ć s iły , żeb y zmien ić p ewn e rzeczy n a ziemi, a mo żemy d o k o n ać teg o n ajs k u teczn iej w o k o liczn o ś ciach s two rzo n y ch p rzez wy b ran y ch ro d zicó w lu b in n e o s o b y . Niek tó rzy z n as p o p ro s tu ch cieli ws p o mó c wy ty czo n y ju ż k u rs i u łatwić d ziałan ia ty m, k tó rzy mieli p rzy jś ć p ó źn iej. Ro zu mieliś my wp ły wy , jak ie b ęd ziemy mieć n a s ieb ie n awzajem w ty m ży ciu , o raz fizy czn e i o s o b o we cech y , k tó re mieliś my d o s tać o d s wo ich ro d zin . M ieliś my ś wiad o mo ś ć k o d u g en ety czn eg o n as zy ch ś mierteln y ch ciał o raz ich o k reś lo n y ch cech fizy czn y ch . Ch cieliś my i p o trzeb o waliś my ich . Ro zu mieliś my , że ws p o mn ien ia zo s tan ą zawarte w k o mó rk ach n as zy ch ś mierteln y ch ciał. Ta wiad o mo ś ć b y ła d la mn ie zu p ełn ie n o wa. Do wied ziałam s ię, że ws zy s tk ie my ś li i p rzeży cia s ą zap is y wan e w n as zej p o d ś wiad o mo ś ci. Są o n e ró wn ież zap is y wan e w n as zy ch k o mó rk ach , więc k ażd a z n ich zawiera n ie ty lk o k o d g en ety czn y , ale ró wn ież zap is k ażd eg o p rzeży cia, jak ie k ied y k o lwiek mieliś my . Co więcej, n as ze ws p o mn ien ia s ą p rzek azy wan e p o p rzez k o d g en ety czn y n as zy m d ziecio m. Ws p o mn ien ia te wy jaś n iają wiele cech d zied ziczo n y ch w ro d zin ach , tak ich jak s k ło n n o ś ci d o u zależn ień , lęk i, zalety i tak d alej. Do wied ziałam s ię ró wn ież, że n ie p rzy ch o d zimy n a ziemię d wa razy ; k ied y wy d aje s ię n am, że „p amiętamy ” p o p rzed n ie ży cie, tak n ap rawd ę o d twarzamy ws p o mn ien ia zawarte w n as zy ch k o mó rk ach . Wid ziałam, że ro zu mieliś my ws zy s tk ie wy zwan ia s p o wo d o wan e n as zą

s k o mp lik o wan ą fizy czn o ś cią, i z p rzek o n an iem g o d ziliś my s ię n a n ie. Zo s taliś my też wy p o s ażen i w cech y d u ch o we k o n ieczn e d o wy p ełn ien ia n as zy ch mis ji. Wiele z n ich b y ło s p ecjaln ie zap ro jek to wan y ch n a n as ze p o trzeb y . Nas i ro d zice mieli zb ió r włas n y ch cech d u ch o wy ch , z k tó ry ch częś ć zo s tała n am p rzek azan a, i p rzy p atry waliś my s ię, jak wy k o rzy s tu ją te zd o ln o ś ci. W czas ie d o ras tan ia n ab y liś my ró wn ież in n y ch cech . J ak o d o ro ś li mamy zes taw włas n y ch n arzęd zi d u ch o wy ch i n ad al mo żemy u czy ć s ię z n ich k o rzy s tać alb o mo żemy zrezy g n o wać z k o rzy s tan ia z n ich . Niezależn ie o d wiek u mo żemy n ab y ć n o wy ch cech d u ch o wy ch , k tó re mo g ą n am p o mó c w zn an y ch n am lu b n o wy ch s y tu acjach . Zaws ze jes t wy b ó r. Wid ziałam, że w k ażd ej s y tu acji d y s p o n u jemy właś ciwą u miejętn o ś cią, żeb y s o b ie p o mó c, ch o ciaż jes t mo żliwe, że jes zcze jej n ie ro zp o zn aliś my alb o mu s imy n au czy ć s ię z n iej k o rzy s tać. M u s imy wejrzeć w s ieb ie. M u s imy zau fać s wo im u miejętn o ś cio m; wś ró d n ich zaws ze jes t właś ciwe n arzęd zie d u ch o we. Przez jak iś czas p atrzy łam, jak d u s ze s tarają s ię d o p ro wad zić d o s p o tk an ia ty ch d wo jg a mło d y ch lu d zi, a p o tem zain teres o wałam s ię d u s zami s zy k u jący mi s ię d o p rzy jś cia n a ziemię. J ed n a wy jątk o wo b y s tra i d y n amiczn a d u s za męs k a właś n ie wch o d ziła d o ło n a s wo jej matk i. M ężczy zn a ten p o s tan o wił u ro d zić s ię jak o d zieck o u p o ś led zo n e u my s ło wo . Bard zo s ię cies zy ł z tej mo żliwo ś ci, p o n ieważ wied ział, jak p o b u d zi to ro zwó j jeg o s ameg o i jeg o ro d zicó w. Ty ch tro je p o łączy ła s iln a więź i ws zy s cy zap lan o wali tę s y tu ację zn aczn ie wcześ n iej. M ężczy zn a p o s tan o wił ro zp o cząć ży cie ś mierteln ik a w ch wili s wo jeg o p o częcia i p atrzy łam, jak jeg o d u s za wch o d zi d o ło n a i d o n o wo p o ws tałeg o ży cia. Nie mó g ł s ię d o czek ać, k ied y p o czu je wielk ą miło ś ć s wo ich ziems k ich ro d zicó w. Do wied ziałam s ię, że d u s za mo że wejś ć d o ciała matk i n a k ażd y m etap ie ciąży . Kied y tam s ię zn ajd zie, n aty ch mias t zaczy n a d o ś wiad czać ży cia ś mierteln ik a. Ab o rcja, jak mi p o wied zian o , jes t wb rew temu , co n atu raln e. Du s za wch o d ząca d o ciała czu je o d rzu cen ie i s mu tek . Wie, że ciało miało b y ć jej, b ez wzg lęd u n a to , czy zo s tało o n o p o częte p o za małżeń s twem, czy jes t u ło mn e alb o czy ma s iłę, b y p rzeży ć zaled wie k ilk a g o d zin . Ale d u s za czu je ró wn ież ws p ó łczu cie d la matk i, wied ząc, że p o d jęła d ecy zję o p artą n a wied zy , k tó rą miała. Wid ziałam wiele d u s z, k tó re miały p rzy jś ć n a ziemię n a k ró tk o , ty lk o n a k ilk a g o d zin lu b d n i o d s wo ich n aro d zin . Cies zy ły s ię tak s amo jak p o zo s tałe, wied ząc, że mają cel d o o s iąg n ięcia. Zro zu miałam, że ich ś mierć zo s tała wy zn aczo n a p rzed ich n aro d zin ami – jak ś mierć k ażd eg o z n as . Du s ze te n ie p o trzeb u ją ro zwo ju , k tó ry jes t s k u tk iem d łu żs zeg o ży cia n a ziemi, a ich ś mierć s two rzy wy zwan ia, k tó re p o mo g ą

w ro zwo ju ich ro d zicó w. Smu tek jes t g łęb o k i, ale trwa k ró tk o , ws zelk i b ó l zn ik a, k ied y zn o wu s ię s p o ty k amy , i p an u je ty lk o rad o ś ć z ro zwo ju i b y cia razem. Zas k o czy ło mn ie, jak wiele u k ład a s ię p lan ó w i p o d ejmu je d ecy zji d la d o b ra in n y ch . Ws zy s cy b y liś my ch ętn i d o p o ś więceń d la in n y ch . Ws zy s tk o ro b i s ię d la ro zwo ju d u ch o weg o – ws zy s tk ie p rzeży cia, ws zy s tk ie d ary i n ied o s k o n ało ś ci mu s łu żą. Sp rawy teg o ś wiata n iewiele zn aczą d la n as p o tamtej s tro n ie – p rawie n ic. Ws zy s tk o jes t wid zian e o czami d u ch a. Dla k ażd eg o z n as zo s tała wy zn aczo n a p o ra u k o ń czen ia ziems k iej ed u k acji. Niek tó re d u s ze zjawią s ię tu ty lk o p o to , b y s ię u ro d zić, b y d o s tarczy ć p rzeży ć in n y m, a p o tem s zy b k o o d ch o d zą z teg o ś wiata. Niek tó re w ś mierteln y m ciele d o ży ją p ó źn eg o wiek u , żeb y o s iąg n ąć s wo je cele i o d d ać p rzy s łu g ę in n y m, s twarzając im o k azje d o s łu żen ia. Niek tó re zjawią s ię, b y zo s tać n as zy mi p rzy wó d cami lu b u czn iami, n as zy mi żo łn ierzami, n as zy mi b o g aczami lu b b ied ak ami, a celem ich p rzy b y cia b ęd zie s two rzen ie s y tu acji i relacji, k tó re u mo żliwią n am n au k ę miło ś ci. Ws zy s cy , k tó rzy zjawią s ię n a n as zej ś cieżce, d o p ro wad zą n as d o o s tateczn ej realizacji n as zeg o celu . M u s imy b y ć p o d d an i p ró b o m w tru d n y ch waru n k ach , żeb y zo b aczy ć, jak wy p ełn iamy n ajważn iejs ze ze ws zy s tk ich p rzy k azań – wzajemn ej miło ś ci. W czas ie p o b y tu n a ziemi ws zy s cy jes teś my z s o b ą p o łączen i więzami, zjed n o czen i d la jed n eg o n ad rzęd n eg o celu – n au k i wzajemn ej miło ś ci. Zan im zo s tała zamk n ięta s cen a z p rzed ziems k ieg o ży cia d u s z, mo ją u wag ę zwró ciła in n a d u s za, ty m razem k o b iety . By ła jed n ą z n ajb ard ziej czaru jący ch i zach wy cający ch is to t, jak ie k ied y k o lwiek wid ziałam. Try s k ała en erg ią i o p ro mien iała zaraźliwą rad o ś cią ws zy s tk ich d o o k o ła. Przy g ląd ając s ię jej z p o d ziwem, p o czu łam b lis k ą więź p o międ zy n ami i miło ś ć, k tó rą ta k o b ieta d o mn ie czu je. Ws p o mn ien ie tej ch wili zo s tało p rawie w cało ś ci zab lo k o wan e, ale wied ziałam, że n ig d y tej k o b iety n ie zap o mn ę i że n ie b y ło wątp liwo ś ci co d o teg o , że b ez wzg lęd u n a to , d o k ąd s ię u d awała, miała b y ć czy imś s p ecjaln y m an io łem. Przy g ląd ając s ię d u s zo m s zy k u jący m s ię d o p rzy b y cia n a ziemię, b y łam p o d wrażen iem u ro d y i ws p an iało ś ci k ażd ej z n ich . Wied ziałam, że k ied y ś b y łam p o ś ró d n ich , tak jak k ażd y z n as , i że zo s taliś my n ap ełn ien i ś wiatłem i p ięk n em. W p ewn ej ch wili p rzy s zła mi d o g ło wy my ś l o d n o s ząca s ię d o n as ws zy s tk ich : „Gd y b y ś my mo g li zo b aczy ć s ię p rzed s wo imi n aro d zin ami, b y lib y ś my zd u mien i s wo ją in telig en cją i u ro d ą. Naro d zin y to s en i zap o mn ien ie”.

PIJAK

Przy jś cie n a ziemię w d u ży m s to p n iu p rzy p o min a wy b ó r co lleg e’u lu b k ieru n k u s tu d ió w. Każd y z n as jes t n a in n y m p o zio mie ro zwo ju d u ch o weg o i zjawia s ię tu taj w miejs cu , k tó re n ajlep iej o d p o wiad a jeg o p o trzeb o m d u ch o wy m. Kied y k ry ty k u jemy b łęd y lu b wad y in n y ch lu d zi, u d o wad n iamy , że s ami mamy p o d o b n e n ied o s k o n ało ś ci. Nie p o s iad amy wied zy , b y właś ciwie o s ąd zać s wo ich b liźn ich . J ak b y d la zo b razo wan ia tej p rawd y n ieb io s a s ię ro zch y liły i p o n o wn ie

zo b aczy łam ziemię. Ty m razem mó j wzro k s k u p ił s ię n a ro g u u licy w d u ży m mieś cie. Na ch o d n ik u o b o k b u d y n k u zo b aczy łam mężczy zn ę p ijan eg o w s zto k . J ed n a z mo ich p rzewo d n iczek zap y tała: „Co wid zis z?”. „Pijan eg o men ela leżąceg o w b ło cie”, o d p o wied ziałam, n ie ro zu miejąc, d laczeg o mu s zę g o o g ląd ać. M o je p rzewo d n iczk i s ię o ży wiły . Po wied ziały : „Po k ażemy ci, k im o n jes t n ap rawd ę”. Uk azały mi jeg o d u s zę i zo b aczy łam ws p an iałeg o mężczy zn ę, p ełn eg o ś wiatło ś ci. Eman o wała z n ieg o miło ś ć, i zro zu miałam, że w n ieb ie jes t u wielb ian y . Przy b y ł n a ziemię jak o n au czy ciel, b y p o mó c p rzy jacielo wi, z k tó ry m łączy ła g o więź d u ch o wa. J eg o p rzy jaciel b y ł wy b itn y m p rawn ik iem i miał b iu ro o k ilk a p rzeczn ic d alej. Ch o ciaż p ijak n ie p amiętał teraz u mo wy ze s wo im p rzy jacielem, jeg o celem b y ło p rzy p o mn ieć mu o p o trzeb ach in n y ch lu d zi. Zro zu miałam, że p rawn ik z n atu ry b y ł s k ło n n y d o o k azy wan ia ws p ó łczu cia, jed n ak wid o k p ijak a miał s k ło n ić g o d o więk s zej p o mo cy d la p o trzeb u jący ch jeg o ws p arcia fin an s o weg o . Wied ziałam, że ci d waj mężczy źn i s ię s p o tk ają i p rawn ik ro zp o zn a zn ajo mą d u s zę w ty m p ijak u – czło wiek a w czło wiek u – i p o ru s zo n y zro b i d u żo d o b reg o . Ci d waj mężczy źn i n ig d y s ię n ie d o wied zą o s wo ich wcześ n iej u zg o d n io n y ch ro lach , mimo to ich mis je zo s tan ą zrealizo wan e. Pijak p o ś więcił s wó j czas n a ziemi d la d o b ra d ru g ieg o czło wiek a. J eg o ro zwó j b ęd zie p o s tęp o wał, a in n e rzeczy , k tó ry ch mo że p o trzeb o wać d la d als zy ch p o s tęp ó w, b ęd ą mu d an e p ó źn iej. Przy p o mn iałam s o b ie, że ja też s p o tk ałam lu d zi, k tó rzy wy d ali mi s ię zn ajo mi. Kied y ich zo b aczy łam p o raz p ierws zy , p o czu łam n aty ch mias to wą b lis k o ś ć, b ły s k ro zp o zn an ia, ale n ie wied ziałam d laczeg o . Teraz zro zu miałam, że zo s tali s k iero wan i n a ś cieżk ę mo jeg o ży cia celo wo . Zaws ze b y li d la mn ie wy jątk o wi. M o je to warzy s zk i o d ezwały s ię p o n o wn ie, wy ry wając mn ie z zamy ś len ia. Po wied ziały , że p o n ieważ b rak mi czy s tej wied zy , n ig d y n ie p o win n am n ik o g o o s ąd zać. Ci, k tó rzy p rzech o d zili o b o k teg o p ijak a n a ro g u , n ie b y li w s tan ie zo b aczy ć jeg o s zlach etn ej d u s zy , więc o cen iali g o p o wy g ląd zie zewn ętrzn y m. Sama też tak p o s tęp o wałam, o cen iając in n y ch w my ś lach wed łu g ich zamo żn o ś ci lu b fizy czn y ch zd o ln o ś ci. Zro zu miałam teraz, że b y łam n ies p rawied liwa, że n ie miałam p o jęcia, jak ie jes t ich ży cie, an i – co ważn iejs ze – jak ie s ą ich d u s ze. Zaś witała mi ró wn ież tak a my ś l: „Alb o wiem u b o g ich zaws ze macie p o ś ró d s ieb ie i g d y zech cecie, mo żecie im d o b rze czy n ić”* . Ten cy tat z Pis ma jed n ak mn ie zmartwił. Dlaczeg o b ied n i s ą wś ró d n as ? Dlaczeg o Pan n ie mo że n am zap ewn ić

ws zy s tk ieg o ? Dlaczeg o n ie mo że p o p ro s tu p o d p o wied zieć temu p rawn ik o wi, żeb y p o d zielił s ię s wo imi p ien ięd zmi z in n y mi? M o je to warzy s zk i zn o wu wtrąciły s ię d o mo ich my ś li i p o wied ziały : „Wś ró d was ch o d zą an io ło wie, z o b ecn o ś ci k tó ry ch n ie zd ajecie s o b ie s p rawy ”. To b y ło d la mn ie tru d n e i p rzewo d n iczk i zn o wu p o mo g ły mi zro zu mieć. Ws zy s cy mamy p o trzeb y , n ie ty lk o b ied n i. I ws zy s cy zo b o wiązaliś my s ię w ś wiecie d u ch o wy m, że b ęd ziemy s o b ie n awzajem p o mag ać, ale zwlek amy z d o trzy man iem p rzy rzeczeń , k tó re zło ży liś my b ard zo d awn o temu . Pan zs y ła więc an io łó w, k tó rzy mają n as p o n ag lić i p o mó c n am wy wiązać s ię ze s wo ich zo b o wiązań . Nie zmu s za n as , ty lk o czas ami n as p o n ag la. Nie wiemy , k im s ą te is to ty – z wy g ląd u n iczy m s ię n ie wy ró żn iają – ale s ą p rzy n as częś ciej, n iż my ś limy . Nie p o czu łam s ię zb es ztan a, ale u ś wiad o miłam s o b ie, że źle ro zu miałam p o mo c Bo g a d la n as n a ziemi i n ie d o cen iałam jej. Pan u d ziela n am ws zelk ieg o ws p arcia, jak ieg o mo że n am u d zielić b ez in g ero wan ia w n as ze czy n y i wo ln ą wo lę. M y s ami mu s imy ch cieć s o b ie p o mag ać. M u s imy ch cieć zo b aczy ć, że b ied n i s ą tak s amo warci n as zeg o s zacu n k u jak b o g aci. M u s imy ch cieć ak cep to wać ws zy s tk ich in n y ch lu d zi, n awet ty ch o d mien n y ch o d n as . Ws zy s cy s ą warci n as zej miło ś ci i d o b ro ci. Nie mamy p rawa o k azy wać n ieto leran cji, zło ś ci czy „mieć k o g o ś d o ś ć”. Nie mamy p rawa p atrzeć n a in n y ch z g ó ry an i p o tęp iać ich w s wo ich s ercach . J ed y n e, co mo żemy z s o b ą zab rać z teg o ży cia, to d o b ro , k tó re o k azaliś my in n y m. Wid ziałam, że ws zy s tk ie n as ze d o b re u czy n k i i s erd eczn e s ło wa wracają d o n as p o tamtej s tro n ie ze s tu k ro tn ą s iłą. Nas zą s iłą b ęd zie u czy n io n e p rzez n as d o b ro . M o je to warzy s zk i i ja p rzez ch wilę milczały ś my . Pijak zn ik n ął z zas ięg u mo jeg o wzro k u . M o ja d u s zę wy p ełn iały zro zu mien ie i miło ś ć. Och , żeb y m mo g ła tak p o mag ać in n y m, jak ten p ijak p o mo że s wo jemu p rzy jacielo wi. Och , żeb y m mo g ła s tać s ię w ty m ży ciu b ło g o s ławień s twem d la in n y ch . M o ja d u s za p o wtó rzy ła o s tateczn e p rzes łan ie: n as zą s iłą b ęd zie u czy n io n e p rzez n as d o b ro .

*Mk 14, 7.

Więcej n a: www.eb o o k 4 all.p l

MODLITWA

Zo s tałam p o u czo n a wn ik ającą we mn ie wied zą o czło wieczeń s twie, o b o s k iej warto ś ci k ażd ej d u s zy . Zap rag n ęłam więcej ś wiatła i wied zy . Nieb io s a p o n o wn ie s ię ro zs u n ęły i zo b aczy łam k u lę ziems k ą k rążącą we ws zech ś wiecie. Do s trzeg łam wiele ś wiateł, p o d o b n y ch d o reflek to ró w, n ap ły wający ch z ziemi. Niek tó re s mu g i ś wiatła

b y ły s zero k ie i wy mierzo n e w n ieb o jak las ery . In n e p rzy p o min ały ś wiatełk a mały ch latarek , a jes zcze in n e b y ły małe jak is k ierk i. Zd ziwiłam s ię, k ied y mi p o wied zian o , że te ś wiatła to mo d litwy lu d zi. Zo b aczy łam an io łó w u wijający ch s ię w o d p o wied zi n a mo d litwy . By li zo rg an izo wan i w tak i s p o s ó b , żeb y u d zielić jak n ajwięk s zej p o mo cy . Do s ło wn ie latali o d jed n ej o s o b y d o d ru g iej, o d mo d litwy d o mo d litwy , i p raca ta n ap ełn iała ich miło ś cią i rad o ś cią. By li zach wy cen i, p o mag ając lu d zio m, a s zczeg ó ln ie rad o ś n i wted y , k ied y k to ś mo d lił s ię z żarliwo ś cią i wiarą, żeb y mu p o mó c o d razu . Zaws ze n ajp ierw o d p o wiad ali n a jaś n iejs ze, g o ręts ze mo d litwy , p o tem p o k o lei n a res ztę, aż żad n a n ie p o zo s tała b ez o d p o wied zi. Zau waży łam jed n ak , że w n ies zczery ch i ro zg ad an y ch mo d łach jeś li w o g ó le jes t ś wiatło , to n ik łe; wiele z ty ch p ró ś b n ie jes t s p ełn ian y ch . Po wied zian o mi wy raźn ie, że ws zy s tk ie mo d litwy b łag aln e s ą wy s łu ch iwan e. Kied y mamy wielk ą p o trzeb ę alb o k ied y mo d limy s ię za in n e o s o b y , p ro mien ie ś wiatła wy p ły wają p ro s to z n as i n aty ch mias t s ą d o s trzeg an e. Do wied ziałam s ię też, że n ie ma p o tężn iejs zej mo d litwy n iż mo d litwa matk i za s wo je d zieci. To n ajczy s ts zy ro d zaj mo d litwy z p o wo d u żarliwo ś ci b łag an ia, a czas ami z p o wo d u ro zp aczy . M atk a p o trafi wlać w s wo je d zieci całą s wo ją miło ś ć i b łag ać Bo g a żarliwie w ich s p rawie. Ws zy s cy jed n ak mamy zd o ln o ś ć d o tarcia d o Bo g a w s wo ich mo d litwach . Zro zu miałam, że p o s k o ń czen iu mo d litwy b łag aln ej p o win n iś my p rzes tać o n iej my ś leć i u fać, że Bó g jej wy s łu ch a. On zaws ze zn a ws zy s tk ie n as ze p o trzeb y i czek a n a zap ro s zen ie, żeb y n am p o mó c. M a mo c, b y s p ełn ić k ażd ą p ro ś b ę, ale jes t zo b lig o wan y włas n y m p rawem i n as zą wo lą. M u s imy p o k azać, że ch cemy , b y J eg o wo la s tała s ię n as zą. M u s imy M u zau fać. Kied y s zczerze p o p ro s imy , w n ic n ie wątp iąc, o trzy mamy to , o co p ro s imy . Nas ze mo d litwy za in n y ch mają wielk ą mo c, ale mo g ą zo s tać wy s łu ch an e, ty lk o wó wczas , g d y n ie n aru s zą wo ln ej wo li in n y ch lu b g d y n ie s to ją n a p rzes zk o d zie ich p o trzeb o m. Bó g jes t zo b o wiązan y p o zwo lić n am d ziałać s amo d zieln ie, ale jes t też ch ętn y d o ws zelk iej p o mo cy . J eś li wiara n as zy ch p rzy jació ł jes t s łab a, s iła n as zej d u s zy mo że ich rzeczy wiś cie wzmo cn ić. J eś li s ą ch o rzy , n as ze p ełn e wiary mo d litwy częs to p o trafią d ać im s iłę d o wy zd ro wien ia, ch y b a że ich ch o ro b a zo s tała zap lan o wan a jak o d o ś wiad czen ie s łu żące ich ro zwo jo wi. J eś li ich ś mierć wy d aje s ię b lis k a, mu s imy zaws ze p amiętać, b y p ro s ić o s p ełn ien ie s ię wo li Bo g a, in aczej mo g lib y ś my p rzes zk o d zić tej o s o b ie w p rzejś ciu n a d ru g ą s tro n ę, p o wo d u jąc k o n flik t celó w. Sk ala n as zej p o mo cy d la in n y ch jes t o g ro mn a. M o żemy zro b ić

zn aczn ie więcej d o b reg o d la s wo ich ro d zin lu b in n y ch o s ó b , n iż k ied y k o lwiek to s o b ie wy o b rażaliś my . To ws zy s tk o wy d awało mi s ię b ard zo p ro s te – p o czątk o wo zb y t p ro s te. Zaws ze my ś lałam, że mo d litwa wy mag a d łu g ieg o czas u . Sąd ziłam, że mu s imy maru d zić Bo g u i n ie d awać M u s p o k o ju , d o p ó k i co ś s ię n ie s tan ie. M iałam s wó j s y s tem. Zaczy n ałam o d p ro ś b y o co ś , czeg o , jak my ś ​l ałam, p o trzeb u ję. Po tem u ciek ałam s ię d o p rzek u p s twa, d ając Bo g u d o zro zu mien ia, że u d zielen ie mi p o mo cy leży w J eg o n ajlep s zy m in teres ie. J eś li to zawo d ziło , zaczy n ałam s ię targ o wać, p ro p o n u jąc jak iś k o n k retn y ak t p o s łu s zeń s twa alb o p o ś więcen ia, k tó ry m mo g łab y m zd o b y ć J eg o łas k awo ś ć. Po tem, zro zp aczo n a, zaczy n ałam b łag ać, a w k o ń cu wp ad ałam we wś ciek ło ś ć. Ws k u tek teg o s y s temu d o czek ałam s ię wy s łu ch an ia o wiele mn iejs zej liczb y p ró ś b , n iż miałam n ad zieję. Teraz zro zu miałam, że mo je mo d litwy b y ły d emo n s tracją wątp liwo ś ci. M o je zab ieg i b y ły rezu ltatem b rak u wiary w J eg o ch ęć zad o ś ću czy n ien ia mo im p ro ś b o m ty lk o n a p o d s tawie warto ś ci mo ich p o trzeb . Wątp iłam, czy Bó g jes t s p rawied liwy , czy ma mo c, a n awet n ie b y łam p ewn a, czy w o g ó le mn ie s łu ch a. Te ws zy s tk ie wątp liwo ś ci s two rzy ły b arierę p o międ zy mn ą a Bo g iem. Teraz zro zu miałam, że Bó g n ie ty lk o s ły s zy n as ze mo d litwy , ale tak że zn a n as ze p o trzeb y , jes zcze zan im my s ami je s o b ie u ś wiad o mimy . Wid ziałam, że Pan i J eg o an io ło wie ch ętn ie o d p o wiad ają n a n as ze mo d litwy . Wid ziałam, że s p rawia im to rad o ś ć. Zo b aczy łam jed n ak , że Bó g ma zd o ln o ś ć wid zen ia, k tó rej my n ig d y n ie b ęd ziemy w s tan ie o s iąg n ąć. Wid zi n as zą d u ch o wą p rzes zło ś ć i zn a p o trzeb y n as zeg o p rzy s złeg o ży cia wieczn eg o . W s wej wielk iej miło ś ci wy s łu ch u je mo d litw zg o d n ie ze s wą wiek u is tą ws zech wied zą. Na ws zy s tk ie mo d litwy o d p o wiad a w s p o s ó b d o s k o n ały . Zd ałam s o b ie s p rawę, że n ig d y n ie mu s iałam u p o rczy wie p o wtarzać s wo ich p ró ś b , jak b y Bó g n ie p o trafił ich zro zu mieć. Po trzeb n e mi b y ły wiara i cierp liwo ś ć. Pan d ał n am wo ln ą wo lę, a my u mo żliwiamy d ziałan ie J eg o wo li w n as zy m ży ciu , k ied y Go d o n ieg o zap ro s imy . Zro zu miałam ró wn ież wag ę p o d zięk o wań za to , co o trzy mu jemy . Wd zięczn o ś ć to cn o ta wiek u is ta. Po win n iś my p o k o rn ie p ro s ić i z wd zięczn o ś cią p rzy jmo wać. Im b ard ziej d zięk u jemy Bo g u za o trzy my wan e b ło g o s ławień s twa, ty m s zers zą d ro g ę o twieramy d la k o lejn y ch łas k . Bo g a p rzep ełn ia p rag n ien ie, b y n am o b ficie b ło g o s ławić. J eś li zech cemy o two rzy ć s wo je s erca i my ś li d la J eg o b ło g o s ławień s tw, zo s tan iemy o b ficie n ap ełn ien i łas k ami. Przek o n amy s ię, że On ży je. M o że s ami zaczn iemy zach o wy wać s ię jak an io ło wie, p o mag ając ty m, k tó rzy s ą w p o trzeb ie.

W trak cie mo d litwy i s łu żen ia n as ze ś wiatła zaws ze b ęd ą jas n o p ło n ąć. Słu żen ie to p aliwo d la n as zy ch lamp , p o ws tałe ze ws p ó łczu cia i miło ś ci.

RADA MĘŻCZYZN

Wraz z to warzy s zk ami n ad al b y łam w o g ro d zie i k ied y zd ałam s o b ie z teg o s p rawę, wid o k ziemi zo s tał zas ło n ięty . To warzy s zk i p rzep ro wad ziły mn ie z o g ro d u d o d u żeg o b u d y n k u . Kied y d o n ieg o wes zły ś my , zach wy ciłam s ię s zczeg ó łami wy k o ń czen ia i mis tern y m p ięk n em. Tamtejs ze b u d y n k i s ą d o s k o n ałe; k ażd a lin ia, k ąt i d etal s ą wy k o n an e w tak i s p o s ó b , b y id ealn ie d o p ełn iać cało ś ci, s twarzając o d czu cie jed n o ś ci lu b id ealn eg o p o łączen ia. Każd a tamtejs za b u d o wla, k ażd y

p rzed mio t jes t d ziełem s ztu k i. Zap ro wad zo n o mn ie d o p o k o ju , k tó ry b y ł k u n s zto wn ie zb u d o wan y i u rząd zo n y . Gd y wes złam, zo b aczy łam g ru p ę mężczy zn s ied zący ch p rzy d łu żs zy m b o k u s to łu w k s ztałcie n erk i. Po d p ro wad zo n o mn ie, b y m s tan ęła p rzed n imi p rzy wcięty m b o k u . J ed n a rzecz u d erzy ła mn ie p rawie n aty ch mias t: b y ło tam d wu n as tu mężczy zn – mężczy zn – i żad n ej k o b iety . J ak o o s o b a o d o ś ć n iezależn y ch p o g ląd ach b y łam wy czu lo n a n a ro lę k o b iet. Ró wn o ś ć i s p rawied liwe trak to wan ie k o b iet b y ły d la mn ie ważn e i twierd ziłam s tan o wczo , że mo g ą ry walizo wać z mężczy zn ami jak ró wn y z ró wn y m w więk s zo ś ci s y tu acji. W czas ie s weg o ży cia n a ziemi p rawd o p o d o b n ie zareag o wałab y m n iep rzy ch y ln ie n a rad ę o tak im s k ład zie, ale w n ieb ie n au czy łam s ię in aczej p atrzeć n a ro le mężczy zn i k o b iet. Zmian a w mo ich p o g ląd ach zaczęła s ię, g d y o g ląd ałam s two rzen ie ziemi. Do s trzeg łam ró żn ice p o międ zy Ad amem i Ewą. Po k azan o mi, że Ad am b y ł b ard ziej zad o wo lo n y z waru n k ó w, k tó re miał w Ed en ie, a Ewa b y ła b ard ziej n ies p o k o jn a. Tak b ard zo ch ciała zo s tać matk ą, że b y ła g o to wa zg o d zić s ię n a ś mierć, b y ty lk o ten cel o s iąg n ąć. Ewa n ie ty le „u leg ła” p o k u s ie, ile p o d jęła ś wiad o mą d ecy zję, b y s p o wo d o wać waru n k i k o n ieczn e d o s wo jeg o ro zwo ju , a jej in icjaty wa zo s tała wy k o rzy s tan a, b y w k o ń cu n ak ło n ić Ad ama d o zjed zen ia o wo cu . A jed ząc o wo c, s p o wo d o wali ś mierteln o ś ć lu d zi, d zięk i czemu mo żemy mieć d zieci – ale ró wn ież mu s imy u mrzeć. Zo b aczy łam n ad Ewą Du ch a Święteg o i zro zu miałam, że ro la k o b iet n a ś wiecie zaws ze b ęd zie wy jątk o wa. Uś wiad o miłam s o b ie, że ich emo cjo n aln o ś ć u mo żliwia im więk s zą wrażliwo ś ć n a miło ś ć, a Du ch o wi Świętemu p o zwala lep iej n ad n imi czu wać. Zro zu miałam, że jak o matk i, a więc s two rzy cielk i, mają wy jątk o wą relację z Bo g iem. Zd ałam też s o b ie s p rawę z n ieb ezp ieczeń s twa, n a jak ie k o b iety s ą n arażo n e ze s tro n y s zatan a. Zro zu miałam, że s zatan b ęd zie wy k o rzy s ty wał n a ziemi te s ame p o k u s y , k tó ry ch u ży ł w Ed en ie. Będ zie p ró b o wał ro zb ić ro d zin y , a ty m s amy m lu d zk o ś ć, k u s ząc k o b iety . To mn ie zan iep o k o iło , ale wied ziałam, że to p rawd a. Plan s zatan a b y ł o czy wis ty . Zaatak u je k o b iety p o p rzez ich n iep o k ó j, wy k o rzy s tu jąc s iłę ich emo cji – ty ch s amy ch emo cji, k tó re d ały Ewie s iłę d o d ziałan ia, k ied y Ad am b y ł b ard zo zad o wo lo n y ze s wo jej s y tu acji. Zro zu miałam, że s zatan zaatak u je więzi p o międ zy mężem a żo n ą, o d d alając ich o d s ieb ie, wy k o rzy s tu jąc s iłę s ek s u i zach łan n o ś ci, b y zn is zczy ć ich ro d zin ę. Wid ziałam, że w wy n ik u ro zb icia d o mó w u cierp ią d zieci i że k o b iety b ęd ą p o tem p rzy tło czo n e s trach em o p rzy s zło ś ć i p rawd o p o d o b n ie p o czu ciem win y , p o n ieważ b ęd ą wid zieć, jak ro zp ad ają s ię ich

ro d zin y . Wted y s zatan b ęd zie mó g ł wy k o rzy s tać ich s trach i p o czu cie win y , b y je zn is zczy ć o raz zn iweczy ć p o wierzo n ą im p rzez Bo g a mis ję n a ziemi. Do wied ziałam s ię, że k ied y s zatan zawład n ie k o b ietami, z mężczy zn ami p ó jd zie mu łatwo . Zaczęłam więc d o s trzeg ać ró żn icę p o międ zy ro lami mężczy zn i k o b iet, a tak że zro zu miałam s en s i p ięk n o ty ch ró l. M ając n o wy p u n k t wid zen ia, n ie o k azałam żad n ej reak cji n a rad ę zło żo n ą wy łączn ie z mężczy zn . Uzn awałam, że o n i mają s wo ją ro lę, a ja s wo ją. M ężczy źn i p ro mien io wali miło ś cią d o mn ie i n aty ch mias t p o czu łam, że s ą mo imi p rzy jació łmi. Po ch y lili s ię k u s o b ie n a n arad ę. Nas tęp n ie jed en z n ich p rzemó wił d o mn ie. Po wied ział, że u marłam p rzed wcześ n ie i mu s zę wró cić n a ziemię, że mam mis ję d o s p ełn ien ia, ale w s wo im s ercu s ię jej o p ieram. Po my ś lałam, że jes tem w s wo im d o mu i że żad n e s ło wa ty ch mężczy zn n ie p rzek o n ają mn ie, b y m g o o p u ś ciła. M ężczy źn i zn o wu s ię n arad zili i zap y tali, czy ch cę o b ejrzeć s wo je ży cie. Ich p ro ś b ę o d eb rałam p rawie jak ro zk az. Zawah ałam s ię; n ik t n ie ch ce, żeb y jeg o p rzes zło ś ć ś mierteln ik a b y ła o g ląd an a w miejs cu ab s o lu tn ej czy s to ś ci i miło ś ci. Po wied zieli jed n ak , że to ważn e, żeb y m zo b aczy ła s wo je ży cie, więc s ię zg o d ziłam. Z b o k u p o jawiła s ię ś wiatło ś ć i p o czu łam p rzy s o b ie miło ś ć Zb awiciela. Przes u n ęłam s ię w lewo , żeb y o b ejrzeć s wo je ży cie. Ob raz p o jawił s ię tam, g d zie s tałam. Przed e mn ą u k azało s ię mo je ży cie w fo rmie czeg o ś , co tu taj p rawd o p o d o b n ie o k reś lilib y ś my jak o n iezwy k le łatwe d o zro zu mien ia h o lo g ramy , ale p rzes u wające s ię z zawro tn ą p ręd k o ś cią. By łam zd u mio n a, że jes tem w s tan ie p rzy s wo ić tak d u żo in fo rmacji p o d awan y ch z tak ą s zy b k o ś cią. Og ląd ając zd arzen ia ze s wo jeg o ży cia, ro zu miałam je zn aczn ie lep iej n iż wted y , k ied y d o n ich d o ch o d ziło . Nie ty lk o p o n o wn ie p rzeży wałam s wo je emo cje z k ażd ej ch wili, ale czu łam ró wn ież to , co czu li lu d zie wo k ó ł mn ie. Po zn awałam ich my ś li n a mó j temat i u czu cia, jak ie wo b ec mn ie ży wili. By ło k ilk a s y tu acji, k ied y ws zy s tk o s tawało s ię d la mn ie jas n e w n o wy s p o s ó b . „Tak – mó wiłam d o s ieb ie – o , tak . Teraz ro zu miem. Kto b y p o my ś lał? Ale to o czy wiś cie ma s en s ”. Po tem zo b aczy łam, ile zawo d u s p rawiłam in n y m. Wzd ry g n ęłam s ię, k ied y wy p ełn iło mn ie ich ro zczaro wan ie, d o teg o d o s zły jes zcze mo je wy rzu ty s u mien ia. Uś wiad o miłam s o b ie cierp ien ie, k tó re s p rawiłam in n y m, p o czu łam je. Zaczęłam s ię trząś ć. Wid ziałam, ile s mu tk u s p o wo d o wały mo je wy b u ch y zło ś ​c i, i wy p ełn ił mn ie ten s mu tek . Zo b aczy łam s wo je s amo lu b s two i mo je s erce zap łak ało , p ro s ząc o u k o jen ie. J ak mo g łam b y ć tak a n ieczu ła? Kied y b y łam ju ż b ard zo u d ręczo n a, p o czu łam n ap ły wającą d o mn ie miło ś ć czło n k ó w rad y . Og ląd ali mo je ży cie ze zro zu mien iem i ws p ó łczu ciem. Ws zy s tk o

zo s tało wzięte p o d u wag ę: to , jak zo s tałam wy ch o wan a, czeg o mn ie n au czo n o , b ó l, k tó ry s p rawili mi in n i, s zan s e, k tó re d o s tałam lu b k tó ry ch n ie d o s tałam. I zd ałam s o b ie s p rawę, że rad a mn ie n ie o s ąd za. Sama s ię o s ąd załam. Czło n k o wie rad y o k azy wali mi ab s o lu tn ą miło ś ć i b ezg ran iczn e miło s ierd zie. Ich s zacu n ek d la mn ie n ie mó g łb y b y ć więk s zy . By łam im s zczeg ó ln ie wd zięczn a za miło ś ć, k ied y zo b aczy łam p rzed s o b ą n as tęp n ą częś ć p o k azu . By ł to „efek t k ó ł n a wo d zie”, jak o k reś lili g o czło n k o wie rad y . Zo b aczy łam, że k ied y k rzy wd ziłam in n y ch , p o tem wiele s k rzy wd zo n y ch p rzeze mn ie o s ó b k rzy wd ziło w p o d o b n y s p o s ó b k o lejn y ch lu d zi. Fala zły ch u czy n k ó w b ieg ła o d o fiary d o o fiary , p rzy p o min ając p rzewracające s ię k o s tk i d o min a, aż w k o ń cu wró ciła d o p o czątk u – d o mn ie, d o win o wajcy . Fale ro zch o d ziły s ię i wracały . Zran iłam zn aczn ie więcej o s ó b , n iż p rzy p u s zczałam; mó j b ó l s ię zwielo k ro tn ił i s tał s ię n iezn o ś n y . Zb awiciel p o d s zed ł d o mn ie p ełen tro s k i i miło ś ci. J eg o d u s za d ała mi s iłę. Po wied ział, że o s ąd zam s ię zb y t k ry ty czn ie. „J es teś d la s ieb ie zb y t s u ro wa”, s twierd ził. Po k azał mi in n ą z mo ich d o b ry ch u czy n k ó w, s ię fale. Przy jació łk a, k tó rej jed n ej ze s wo ich zn ajo my ch i

s tro n ę efek tu k ó ł n a wo d zie: p o wo d o wał g o jed en b ezin teres o wn y g es t. Zn o wu zo b aczy łam ro zch o d zące o k azałam ży czliwo ś ć, zach o wała s ię ży czliwie wo b ec łań cu s zek d o b ro ci s ię wy d łu ży ł. Zo b aczy łam, że d zięk i

jed n emu mo jemu u czy n k o wi p rzy b y ło miło ś ci i s zczęś cia w ży ciu in n y ch lu d zi. Wid ziałam, jak ich s zczęś cie wzras tało i wp ły wało n a ich ży cie n a wiele p o zy ty wn y ch s p o s o b ó w, czas ami zn acząco . Bó l w mo im s ercu u s tąp ił miejs ca rad o ś ci. Po czu łam miło ś ć, k tó rą czu li tamci lu d zie, p o czu łam też ich rad o ś ć. A ws zy s tk o to zaczęło s ię o d jed n eg o d o b reg o u czy n k u . Do g ło wy p rzy s zła mi ważn a my ś l i zaczęłam ją p o wtarzać: „Tak n ap rawd ę liczy s ię ty lk o miło ś ć. Tak n ap rawd ę liczy s ię ty lk o miło ś ć i miło ś ć jes t rad o ś cią!”. Przy p o mn iałam s o b ie cy tat z Pis ma: „J a p rzy s zed łem, ab y miały ży cie i o b fito wały ”* i mo ją d u s zę wy p ełn ia o b fita rad o ś ć. Ws zy s tk o wy d ało s ię tak ie p ro s te. J eś li b ęd ziemy d o b rzy , p o czu jemy rad o ś ć. I n ies p o d ziewan ie wy p ły n ęło ze mn ie p y tan ie: „Dlaczeg o n ie wied ziałam o ty m wcześ n iej?”. Od p o wied ział J ezu s alb o jed en z czło n k ó w rad y , a o d p o wied ź wry ła s ię w mo ją p amięć. Zap ad ła w n ajg łęb s zą częś ć mo jej d u s zy , n a zaws ze zmien iając mó j p o g ląd n a ży cio we p ró b y i p rzeciwn o ś ci: „Po trzeb o wałaś zaró wn o n eg aty wn y ch , jak i p o zy ty wn y ch p rzeży ć n a ziemi. Zan im b ęd zies z mo g ​ł a p o czu ć rad o ś ć, mu s is z p o zn ać s mu tek ”.

Ws zy s tk ie mo je p rzeży cia n ab rały n o weg o zn aczen ia. Zd ałam s o b ie s p rawę, że w mo im ży ciu n ie b y ło żad n y ch p rawd ziwy ch b łęd ó w. Każd e p rzeży cie b y ło n arzęd ziem s łu żący m mo jemu ro zwo jo wi. Każd e złe d o ś wiad czen ie p o zwalało mi lep iej ro zu mieć s amą s ieb ie i w k o ń cu u czy łam s ię u n ik ać tak ich d o ś wiad czeń . Zo b aczy łam ró wn ież, jak ro zwijała s ię mo ja u miejętn o ś ć p o mag an ia in n y m. Uś wiad o miłam s o b ie n awet, że wiele z mo ich p rzeży ć b y ło p rzy g o to wan y ch p rzez An io łó w Stró żó w. Niek tó re p rzeży cia b y ły s mu tn e, in n e b y ły rad o s n e, ale celem ws zy s tk ich b y ło p rzen ies ien ie mn ie n a wy żs ze p o zio my wied zy . Wid ziałam, że An io ło wie Stró żo wie b y li p rzy mn ie w czas ie ży cio wy ch p ró b , p o mag ając mi, jak ty lk o mo g li. Czas ami b y ło ich wielu , czas ami ty lk o k ilk u , zależn ie o d mo ich p o trzeb . Og ląd ając s wo je ży cie, zau waży łam, że częs to p o wtarzałam te s ame b łęd y , wielo k ro tn ie p o p ełn iałam te s ame złe czy n y , d o czas u , aż w k o ń cu wy ciąg ałam właś ciwy wn io s ek . Ale zo b aczy łam też, że im więcej wn io s k ó w wy ciąg ałam, ty m więcej mo żliwo ś ci s ię p rzed e mn ą o twierało . I b y ły o n e rzeczy wiś cie o twarte. Po k azan o mi, że wiele razy , k ied y my ś lałam, że o s iąg n ęłam co ś s amo d zieln ie, b y łam ws p o mag an a b o żą p o mo cą. Wy mo wa p o k azu s zy b k o zmien iła s ię więc z n eg aty wn ej n a p o zy ty wn ą. Zmien iło s ię mo je wid zen ie s amej s ieb ie, p o n ieważ zo b aczy łam s wo je g rzech y i wad y w wielo wy miaro wy m ś wietle. Tak , s p rawiły p rzy k ro ś ć mn ie i in n y m, ale b y ły n arzęd ziami s łu żący mi mo jej n au ce, p o mag ający mi mi p o p rawić s wo je my ś len ie i zach o wan ie. Zro zu miałam, że o d p u s zczo n e g rzech y s ą u s u wan e. Wy g ląd a to tak , jak b y b y ły p rzes łan ian e n o wy m ro zu mien iem, n o wy m celem w ży ciu . To n o we ro zu mien ie p ro wad zi mn ie n as tęp n ie d o zan iech an ia g rzech u w s p o s ó b n atu raln y . Ale ch o ciaż s am g rzech jes t u s u n ięty , p o zo s taje p o n im n au czk a. W ten s p o s ó b o d p u s zczo n y g rzech p o mag a mi s ię ro zwijać i u czy ć s ię lep iej p o mag ać in n y m. Po s zerzo n a wied za d ała mi s p o jrzen ie, k tó reg o p o trzeb o wałam, żeb y p rawd ziwie wy b aczy ć s amej s o b ie. I zro zu miałam, że k ażd y ro d zaj wy b aczen ia zaczy n a s ię o d wy b aczen ia s amemu s o b ie. J eś li n ie b ęd ę zd o ln a d o wy b aczen ia s o b ie, n ie b ęd ę u miała s zczerze wy b aczy ć in n y m lu d zio m. A mu s zę wy b aczy ć in n y m. To , co d aję, jes t ty m, co d o s taję. J eś li ch cę wy b aczen ia, s ama mu s zę wy b aczać. Zro zu miałam też, że wad y in n y ch lu d zi, k tó re n ajb ard ziej k ry ty k o wałam – i n ajrzad ziej wy b aczałam – p rawie zaws ze b y ły wad ami, k tó re s ama miałam alb o b ałam s ię, że mam. Przerażało mn ie, k ied y wid ziałam u in n y ch s wo je rzeczy wis te lu b p o ten cjaln e s łab o ś ci. Zo b aczy łam, jak n is zcząca p o trafi b y ć żąd za s p raw ziems k ich . Ws zelk i ro zwó j jes t d u ch o wy , a rzeczy d o czes n e, tak ie jak d o b ra materialn e i ro zb u ch an e p o trzeb y

cieles n e, tłams zą d u s zę. Stają s ię n as zy mi b o żk ami, związu ją n as z n as zy m ciałem, zn iewalają, p rzez co n ie jes teś my w s tan ie p rzeży wać wzro s tu i rad o ś ci, k tó ry ch p rag n ie d la n as Bó g . Po n o wn ie mi p rzek azan o , ty m razem n ie s ło wami, ale my ś lo wo , że n ajważn iejs zą d la mn ie rzeczą w ży ciu jes t k o ch ać in n y ch jak s ieb ie s amą. Ale żeb y in n y ch k o ch ać jak s ieb ie s amą, n ajp ierw mu s zę s ieb ie p o k o ch ać p rawd ziwie. Pięk n o i ś wiatło ś ć Ch ry s tu s a s ą we mn ie – On je wid ział! – a teraz ró wn ież ja mu s iałam je w s o b ie o d n aleźć. Po trak to wałam to jak p rzy k azan ie i tak zro b iłam. Stwierd ziłam, że s tłams iłam p rawd ziwy u ro k s wo jej d u s zy . M u s iałam p o zwo lić jej zalś n ić tak p ięk n y m b las k iem jak k ied y ś . Sk o ń czy ł s ię p rzeg ląd mo jeg o ży cia i mężczy źn i s ied zieli b ez ru ch u , p ro mien iu jąc b ezg ran iczn ą miło ś cią d o mn ie. By ł tam też Zb awiciel w au reo li s wej ś wiatło ś ci i u ś miech ał s ię, zad o wo lo n y z mo ich p o s tęp ó w. Czło n k o wie rad y zn o wu s ię p o ro zu mieli, p o czy m zwró cili s ię d o mn ie. „Nie wy p ełn iłaś s wo jej mis ji n a ziemi”, p o wied zieli. „M u s is z wracać. Ale n ie b ęd ziemy cię zmu s zać; d ecy zja n ależy d o cieb ie”. Bez wah an ia o d p arłam: „Nie, n ie. Nie mo g ę wracać. M o je miejs ce jes t tu taj. Tu jes t mó j d o m”. Po wied ziałam to s tan o wczo , wied ząc, że n ic n ie jes t w s tan ie n ak ło n ić mn ie d o o p u s zczen ia teg o miejs ca. Przemó wił jed en z mężczy zn , ró wn ież s tan o wczo : „Two ja p raca n ie zo s tała u k o ń czo n a. Będ zie d la cieb ie n ajlep iej, jeś li wró cis z”. Nie zamierzałam wracać. J ak o d zieck o n au czy łam s ię wy g ry wać k łó tn ie i teraz u ży łam ws zy s tk ich s wo ich s p o s o b ó w. Rzu ciłam s ię n a p o d ło g ę i zaczęłam p łak ać. „Nie ch cę wracać – załk ałam – i n ik t mn ie n ie zmu s i! Zo s taję tu , g d zie mo je miejs ce. Sk o ń czy łam z ziemią!”. J ezu s s tał n ied alek o mn ie, p o mo jej p rawej s tro n ie, wciąż p ro mien iu jący s wo ją o lś n iewającą ś wiatło ś cią. Zb liży ł s ię i wy czu łam J eg o tro s k ę. Ale to warzy s zy ło jej p ewn e ro zb awien ie. Nad al mn ie u wielb iał, ro zu miejąc mo je n as tro je, i wy czu łam J eg o emp atię d la mo jeg o p rag n ien ia, b y zo s tać. Po d n io s łam s ię, a On p o wied ział d o rad y : „Po k ażmy jej, n a czy m p o leg a jej mis ja”. A o d wracając s ię d o mn ie, rzek ł: „Po zn as z s wo ją mis ję, ab y łatwiej ci b y ło p o d jąć d ecy zję. Ale p o tem mu s is z zad ecy d o wać. J eś li wró cis z n a ziemię, wied za o two jej mis ji o raz więk s zo ś ć teg o , co zo s tało ci tu p o k azan e, zo s tan ie u s u n ięta z two jej p amięci”. Zg o d ziłam s ię n iech ętn ie i p o k azan o mi, n a czy m p o leg a mo je zad an ie. Po tem wied ziałam, że mu s zę wró cić. Ch o ciaż b ard zo n ie ch ciałam o p u ś cić

cu d o wn ej k rain y p rzep ełn io n ej miło ś cią i ś wiatłem d la ziems k ieg o ś wiata p ełn eg o tru d ó w i n iep ewn o ś ​c i, k o n ieczn o ś ć wy p ełn ien ia mis ji zmu s iła mn ie d o p o wro tu . Najp ierw jed n ak o trzy małam o b ietn icę o d k ażd ej z o b ecn y ch tam o s ó b , łączn ie z J ezu s em. Wy mo g łam n a ws zy s tk ich , że w ch wili g d y mo ja mis ja zo s tan ie u k o ń czo n a, zab io rą mn ie z p o wro tem d o d o mu . Nie zamierzałam s p ęd zić n a ziemi an i min u ty d łu żej, n iż to b y ło k o n ieczn e. M ó j d o m b y ł tam, g d zie o n i. Zg o d zili s ię n a mó j waru n ek i zap o czątk o wali mó j p o wró t. Po d s zed ł d o mn ie Zb awiciel i p o wied ział, że jes t zad o wo lo n y z mo jej d ecy zji. Przy p o mn iał mi, że p o p o wro cie n a ziemię n ie b ęd ę p amiętała o s wo jej mis ji. „Będ ąc n a ziemi, n ie mo żes z ciąg le o n iej my ś leć”, p o wied ział. „Zo s tan ie wy p ełn io n a we właś ciwy m czas ie”. „Och , jak On d o b rze mn ie zn a”, p o my ś lałam. Gd y b y m p amiętała s wo ją mis ję n a ziemi, wy k o n ałab y m ją tak s zy b k o , i p rawd o p o d o b n ie tak n ieu d o ln ie, jak to mo żliwe. Stało s ię zg o d n ie ze s ło wami Zb awiciela. Wied za o mis ji zo s tała u s u n ięta z mo jej p amięci. Nie p o zo s tał w n iej n awet n ajd ro b n iejs zy s zczeg ó ł, ale, o d ziwo , n ie czu ję ch ęci, b y d o ciek ać. Pan o b iecał, że zab ierze mn ie, g d y ty lk o wy p ełn ię s wo je zad an ie. Nad al d źwięczą mi w u s zach J eg o o s tatn ie s k iero wan e d o mn ie s ło wa: „Po b y t n a ziemi jes t k ró tk i. Nie b ęd zies z tam d łu g o , a p o tem wró cis z tu taj”.

* J 10, 10.

POŻEGNANIE

Nag le o to czy ły mn ie ty s iące an io łó w. By ły rad o s n e, zach wy co n e, że zd ecy d o wałam s ię wró cić. Us ły s załam, jak wy k rzy k u ją en tu zjas ty czn ie, ws p ierając mn ie miło ś cią i o tu ch ą. Kied y s ię ro zg ląd ałam, a mo je s erce mięk ło o d miło ś ci, k tó ra p ły n ęła o d n ich d o mn ie, an io ło wie zaczęli ś p iewać. W cały m s wo im ży ciu , n awet w n ieb iań s k im o g ro d zie, n ie s ły s załam ró wn ie ws p an iałej mu zy k i. By ła wzn io s ła, cu d o wn a,

n ad zwy czajn a i p rzezn aczo n a s p ecjaln ie d la mn ie. To b y ło n ies amo wite. An io ło wie ś p iewali s p o n tan iczn ie, n ie ty le z p amięci, ile p o d wp ły wem n aty ch mias to wej wied zy , n aty ch mias to weg o u czu cia. Ich g ło s y b y ły czy s te, a k ażd y d źwięk wy raźn y i s ło d k i. Nie p amiętam p ieś n i, k tó rą ś p iewali, ale p o wied zian o mi, że u s ły s zę ją jes zcze raz. Nie k ry łam łez, ch ło n ąc ich miło ś ć i n ieb iań s k ą mu zy k ę – n ied o wierzałam, że tak mało zn acząca d u s za jak mo ja mo że b y ć o b iek tem tak wielk ieg o u wielb ien ia. I u ś wiad o miłam s o b ie, że w n ieb io s ach n ik t n ie jes t mało zn aczący . Każd a d u s za ma b ezg ran iczn ą warto ś ć. Kied y mo ją d u s zę p rzep ełn iała p o k o ra i wd zięczn o ś ć, p o raz o s tatn i zo b aczy łam ziemię. Kied y n ieb io s a s ię ro zs u n ęły , u jrzałam ziemię, a n a n iej miliard y lu d zi. Zo b aczy łam, jak walczą o b y t, p o p ełn iają b łęd y , d o zn ają d o b ro ci, zn ajd u ją miło ś ć, ro zp aczają z p o wo d u ś mierci. Zo b aczy łam też u n o s zący ch s ię n ad n imi an io łó w. An io ło wie zn ali lu d zi z imien ia i p iln ie ich s trzeg li. Cies zy li s ię z ich d o b ry ch u czy n k ó w, a s mu cili b łęd ami. By li b lis k o , żeb y p o mag ać, u d zielać ws k azó wek i ch ro n ić. Przek o n ałam s ię, że mo żemy p rzy wo łać n a p o mo c d o s ło wn ie ty s iące an io łó w, jeś li p o p ro s imy p ełn i wiary . Do wied ziałam s ię, że w ich o czach ws zy s cy jes teś my ró wn i, wielcy i mali, u talen to wan i i u p o ś led zen i, p rzy wó d cy i u czn io wie, ś więci i g rzes zn icy . Ws zy s cy jes teś my cen n i i p iln ie s trzeżen i. Zaws ze mo żemy liczy ć n a ich miło ś ć d o n as . Wid o k zo s tał zas ło n ięty , a ja p o raz o s tatn i p rzy jrzałam s ię s wo im wiek u is ty m p rzy jació łk o m, d wó m k o b ieto m, k tó re b y ły mo imi p rzewo d n iczk ami, mo im trzem wiern y m an io ło m s łu żeb n y m i wielu in n y m, k tó ry ch zn ałam z ży cia p rzed ziems k ieg o i k tó ry ch k o ch ałam. By li ws p an iali, s zlach etn i i cu d o wn i i wied ziałam, że o g ląd ałam ich d u s ze ty lk o p rzez ch wilę. M iałam zas zczy t p o zn ać zaled wie maleń k i p rzed s io n ek n ieb io s , ty lk o częś ć teg o rajs k ieg o d o mu . W ty m d o mu o raz w s ercach ty ch , k tó rzy w n im mies zk ali, b y ła wied za p rzek raczająca mo je n ajś miels ze wy o b rażen ia. Czek ają tam n a n as p lan y , ś cieżk i i p rawd y ; n iek tó re s ą tam o d p o czątk u , in n e d o p iero mu s imy s two rzy ć. Po k azan o mi ty lk o s k rawek n ieb io s , ale zaws ze b ęd ę cen ić to ws p o mn ien ie. Wied ziałam, że ci an io ło wie, ś p iewający teraz, n ap ełn iający mo je s erce miło ś cią, b ęd ą mo im o s tatn im cu d o wn y m p rzeży ciem p o tamtej s tro n ie. I g d y ś p iewem wy rażali s wo ją miło ś ć i ws p arcie d la mn ie, zaczęłam p łak ać. Wracałam d o d o mu .

MÓJ POWRÓT

Nie p ad ły żad n e s ło wa p o żeg n an ia. Po p ro s tu zn o wu zn alazłam s ię w s ali s zp italn ej. Drzwi n ad al b y ły n ied o mk n ięte, n ad u my walk ą p aliła s ię lamp k a, a n a łó żk u , p o d k o cami, leżało mo je ciało . Stałam w p o wietrzu , p atrzy łam n a n ie i czu łam o d razę. Wy g ląd ało n a zimn e i ciężk ie, p rzy p o min ało s tary k o mb in ezo n , k tó ry wy tarzan o w b ło cie. J a n ato mias t czu łam s ię, jak b y m wzięła d łu g i, k o jący p ry s zn ic. A teraz miałam wło ży ć n a s ieb ie ten ciężk i, zimn y i b ru d n y s tró j. Wied ziałam jed n ak , że

mu s zę to zro b ić – o b iecałam to – ale mu s iałam s ię s p ies zy ć. Gd y b y m zas tan awiała s ię o jed n ą s ek u n d ę d łu żej, zab rak ło b y mi o d wag i i b y m u ciek ła. M o ja d u s za s zy b k o ws u n ęła s ię w ciało . Kied y s ię zd ecy d o wałam, res zta s tała s ię n atu raln y m p ro ces em, n ad k tó ry m miałam n iewielk ą k o n tro lę. Przy tłaczający ciężar ciała i jeg o ch łó d b y ły o d rażające. Zaczęłam s ię w n im s zarp ać, jak b y d ziałało n a mn ie wy s o k ie n ap ięcie elek try czn e. Zn o wu p o czu łam b ó l i n ied o mag an ie i b ard zo mn ie to p rzy g n ęb iło . Po rad o ś ci, k tó rą d ała mi s wo b o d a d u ch o wa, zn o wu s tałam s ię więźn iem ciała. Kied y leżałam zn iewo lo n a cieles n ą p o wło k ą, p rzy mo im łó żk u p o n o wn ie p o jawiło s ię trzech mo ich wiek u is ty ch p rzy jació ł. M o i d ro d zy mn is i, mo i an io ło wie s łu żeb n i p rzy b y li, żeb y mn ie p o cies zy ć. By łam tak s tras zn ie s łab a, że n ie mo g łam ich p o witać tak , jak ch ciałam. By li o s tatn im o g n iwem łączący m mn ie z p o wab em i czy s to ś cią miejs ca, w k tó ry m b y łam; z całej s iły p rag n ęłam wy ciąg n ąć d o n ich ręk ę i p o d zięk o wać im za ich cu d o wn ą i wiek u is tą p rzy jaźń . Ch ciałam jes zcze raz p o wied zieć: „Ko ch am was ”. Ale b y łam w s tan ie ty lk o s ię w n ich wp atry wać o czami p ełn y mi łez, w n ad ziei, że ro zu mieją. Nie trzeb a b y ło s łó w; zro zu mieli ws zy s tk o . M ilcząc, s tali p rzy mn ie i p atrzy li mi w o czy , p ro mien iu jąc miło ś cią i n ap ełn iając mn ie d u ch em, k tó ry zwalczał ws zelk i b ó l. Przez k ilk a cen n y ch s ek u n d p atrzy liś my s o b ie w o czy i p o ro zu miewaliś my s ię za p o mo cą n as zy ch s erc. Właś n ie wted y p rzek azali mi wiad o mo ś ć, k tó rą zaws ze b ęd ę cen ić jak ś więty s y mb o l n as zej wieczn ej p rzy jaźn i. Ich s ło wa i o b ecn o ś ć b y ły d la mn ie wielk ą p o ciech ą. Wied ziałam, że zn ali n ie ty lk o mo je u czu cia, ale ró wn ież n o wą ś cieżk ę mo jeg o ży cia, wied zieli o b ó lu , jak i b ęd ę czu ła z p o wo d u u traty ich miło ś ci, o p o n o wn y m zmag an iu s ię z tru d ami ży cia ziems k ieg o , o u ciążliwy ch p o d ró żach , k tó re mn ie czek ały . By li zach wy cen i mo ją d ecy zją o p o wro cie n a ziemię. Do k o n ałam s łu s zn eg o wy b o ru . „Ale teraz”, p o wied zieli, „o d p o czy waj”. I wy two rzy li u czu cie wielk ieg o s p o k o ju i u k o jen ia. Po czu łam, jak o n o mn ie o p ły wa, i n aty ch mias t zaczęłam zap ad ać w g łęb o k i, leczn iczy s en . Zas y p iając, czu łam, jak o taczają mn ie p ięk n o i miło ś ć. Nie wiem, jak d łu g o s p ałam. Kied y o two rzy łam o czy , b y ła d ru g a w n o cy . M in ęły p o n ad cztery g o d zin y o d mo jej ś mierci. Ile z teg o czas u s p ęd ziłam w ś wiecie d u ch o wy m, n ie wied ziałam, ale cztery g o d zin y n ie wy d awały s ię wy s tarczająco d łu g im o k res em n a to , co s ię ze mn ą d ziało . Nie wied ziałam, czy zas to s o wan o rean imację, żeb y p rzy wró cić mn ie d o ży cia, an i czy w o g ó le k to ś d o mn ie zajrzał. Czu łam s ię wy p o częta, ale b y łam jes zcze b ard zo p rzy g n ęb io n a. Zaczęłam wracać

my ś lami

do

n ied awn y ch

p rzeży ć. Nie mo g łam

s ię n ad ziwić, że

n ap rawd ę

ro zmawiałam ze Zb awicielem ś wiata i b y łam w J eg o ramio n ach . Po czu łam s ię s iln iejs za, k ied y ro zmy ś lałam o wied zy , k tó rą o trzy małam w J eg o o b ecn o ś ci, i wied ziałam, że J eg o ś wiatło ś ć zaws ze d o d a mi s ił i o tu ch y , k ied y zn ajd ę s ię w p o trzeb ie. J u ż miałam zamk n ąć o czy i zas n ąć, k ied y d o s trzeg łam jak iś ru ch p rzy d rzwiach . Po d p ierając s ię n a ło k ciu , u n io s łam s ię, żeb y lep iej wid zieć, i zo b aczy łam, że d o s ali zag ląd a jak ieś s two rzen ie. Wzd ry g n ęłam s ię ze s trach u . Po jawiły s ię k o lejn e s two ry . M iały n ajb ard ziej s zk arad n y i g ro tes k o wy wy g ląd , jak i ty lk o mo żn a s o b ie wy o b razić. Wes zło ich p ięć, a mn ie s p araliżo wał s trach . M iały w p o ło wie lu d zk i i w p o ło wie zwierzęcy wy g ląd – n is k ie, u mięś n io n e s two rzen ia z d łu g imi p azu rami lu b p azn o k ciami, o d zik ich , ale lu d zk ich twarzach . Po d es zły d o mn ie, warcząc, p o mru k u jąc i s y cząc. Ziały n ien awiś cią i wied ziałam, że zamierzają mn ie zab ić. Pró b o wałam k rzy czeć, ale b y łam alb o zb y t s łab a, alb o zb y t s p araliżo wan a s trach em, żeb y s ię ru s zy ć. Leżałam b ezrad n ie, a o n e b y ły ju ż mn iej więcej p ó łto ra metra o d mo jeg o łó żk a. Nag le z g ó ry s p ły n ął n a mn ie s n o p ś wiatła, zwarteg o n iczy m s zk ło , w k s ztałcie k o p u ły , i s two ry rzu ciły s ię d o p rzo d u , n ajwy raźn iej ro zp o zn ając zag ro żen ie. Zaczęły s zaleń czo walić w k o p u łę i p ró b o wały s ię n a n ią ws p iąć, żeb y mieć lep s zą p o zy cję d o atak u , ale k o p u ła ch ro n iła mn ie s k u teczn ie. By ła zb y t wy s o k a, żeb y mo g ły s ię n a n ią wd rap ać, i to jes zcze b ard ziej je zło ś ciło . Wrzes zczały , p rzek lin ały , s y czały i zaczęły p lu ć. By łam p rzerażo n a, b o czu łam s ię u więzio n a w s wo im łó żk u . Stwo ry n ie d awały za wy g ran ą, a ja n ie wied ziałam, czy k o p u ła wy trzy ma ich atak . Nie wied ziałam n awet, czy m o n e s ą. Kied y p o my ś lałam, że ju ż d łu żej n ie d am rad y , i led wo ży łam ze s trach u , w s ali p o n o wn ie zjawili s ię trzej mo i mn is i, mo i ad o ru jący an io ło wie, i s two ry n aty ch mias t u ciek ły . An io ło wie p o wied zieli, żeb y m s ię n ie b ała, że jes tem ch ro n io n a. Wy jaś n ili mi, że d iab eł jes t wś ciek ​ł y z p o wo d u mo jeg o p o wro tu n a ziemię i d lateg o p rzy s łał te p o tężn e d emo n y , żeb y mn ie zn is zczy ły . M n is i d o d ali, że k o p u ła p o zo s tan ie wo k ó ł mn ie d o k o ń ca mo jeg o ży cia. Demo n y mo g ą p ró b o wać zn o wu mn ie zaatak o wać i mo żliwe, że zo b aczę je lu b u s ły s zę w p rzy s zło ś ci, ale k o p u ła b ęd zie mn ie ch ro n ić. „M u s is z też wied zieć – p o wied zieli – że zaws ze jes teś my p rzy to b ie, żeb y ci p o mag ać i d o d awać ci o tu ch y ”. Ch wilę p ó źn iej mn is i zn ik n ęli, co mn ie zas mu ciło . To b y ła o s tatn ia ro zmo wa z mo imi an io łami s łu żeb n y mi. Z miło ś cią n azy wam ich s wo imi mn ich ami, ale wiem, że s ą trzema z mo ich n ajb liżs zy ch p rzy jació ł w całej

wieczn o ś ci. Z rad o ś cią i n iecierp liwo ś cią czek am n a d zień , w k tó ry m zn o wu p ad n iemy s o b ie w ramio n a i o d n o wimy s wo ją wiek u is tą p rzy jaźń . Demo n y p o jawiły s ię p o o d ejś ciu an io łó w, ale k o p u ła mn ie p rzed n imi u ch ro n iła. Sięg n ęłam p o telefo n , zad zwo n iłam d o męża i p o wied ziałam, że w mo jej s ali s ą d emo n y . M ąż p o my ś lał, że mam h alu cy n acje, i p o p ro s ił jed n ą z n as zy ch có rek , żeb y ze mn ą ro zmawiała, a o n n aty ch mias t wy ru s zy ł s amo ch o d em d o s zp itala. Dzies ięć min u t p ó źn iej J o e ws zed ł d o s ali. Nik o g o p o za mn ą n ie zo b aczy ł, ale p o d s zed ł d o mo jeg o łó żk a i wziął mn ie za ręk ę, a ja p ró b o wałam mu o p is ać, co s ię d zieje. Wk ró tce d emo n y s ię zezło ś ciły i o d es zły , i tej n o cy ju ż s ię n ie p o jawiły . Po czu łam wielk ą u lg ę, a k ied y tro ch ę s ię u s p o k o iłam, zaczęłam o p o wiad ać mężo wi o s wo ich p rzeży ciach p o ś miertn y ch . Nie wd awałam s ię w s zczeg ó ły , ale i tak J o e zo rien to wał s ię, że zd arzy ło s ię co ś ważn eg o , i o k azał mi d u żo miło ś ci i tro s k i. An io ło wie zn ik n ęli, ale teraz b y ł p rzy mn ie mąż, p o cies zał mn ie i ch ro n ił. M iło ś ć, jak ą mi o k azy wał, mo że n ie b y ła tak p o tężn a jak ta, k tó rą o b d arzali mn ie an io ło wie czy Ch ry s tu s , mimo to b y ła ws p an iała i b ard zo k rzep iąca. Ch o ciaż miło ś ć, jak ą czu jemy my , ś mierteln icy , jes t n ied o s k o n ała, ma jed n ak wielk ą mo c u zd rawian ia i p o d trzy my wan ia n a d u ch u . Kied y J o e s ied ział p rzy mn ie, mo ja d u s za k ilk a razy p rzemies zczała s ię p o międ zy jed n y m a d ru g im ś wiatem, jak b y mó j p o wró t n ie b y ł jes zcze trwały . Pamiętam, że zajmo wali s ię mn ą lek arze i p ielęg n iark i; n ie wied ziałam, co ro b ili, an i n awet jak d łu g o tam b y li, ale wy czu wałam n ap ięcie i n erwo wo ś ć ich wy s iłk ó w. W ty m czas ie o g ląd ałam ś wiat d u ch o wy i wid ziałam wiele ws p an iało ś ci – zaró wn o z teg o , jak i tamteg o ś wiata. Po tem miałam k o lejn e p o ru s zające p rzeży cie, n ie w fo rmie wizji, ale o d wied zin . Do s ali wes zła ś liczn a d ziewczy n k a. M iała d wa alb o trzy lata i b y ła jed y n y m d zieck iem, k tó re wid ziałam w ś wiecie d u ch o wy m. Op ro mien iała ją au reo la zło teg o ś wiatła, ro zś wietlająceg o p o k ó j p rzy k ażd y m jej k ro k u . Najwy raźn iej zain teres o wał ją J o e i k ied y lek arze i p ielęg n iark i wy s zli n a ch wilę, zap y tałam g o , czy ją wid zi. Nie wid ział. Dziewczy n k a miała wd zięk b alerin y , ch o d ziła n a p alu s zk ach i wy k o n y wała d ro b n e ru ch y , jak b y tań czy ła. Naty ch mias t zafas cy n o wała mn ie jej s p o n tan iczn o ś ć i rad o ś ć. Po d es zła d o J o eg o i s tan ęła n a czu b k u jeg o b u ta. J ed n ą n ó żk ę wy ciąg n ęła d o ty łu i zro b iła wag ę jak b alerin a, a p o ch y lając s ię d o p rzo d u , s ięg n ęła d o k ies zen i jeg o s p o d n i. Patrzy łam n a ten g es t jak zau ro czo n a. Zap y tałam ją, co ro b i. Ob ró ciła s ię i ro ześ miała, p o s y łając mi ło b u zers k i u ś miech , więc wied ziałam, że mn ie u s ły s zała. Nie o d p o wied ziała mi jed n ak . Wy czu wałam jej wewn ętrzn ą rad o ś ć, czy s te,

k ip iące w n iej s zczęś cie. Po tem zn ik n ęła mi z o czu i więcej ju ż s ię n ie p o jawiła, ale b y łam p ewn a, że n ig d y jej n ie zap o mn ę. Przez n as tęp n y ch k ilk a g o d zin lek arze i p ielęg n iark i wielo k ro tn ie p rzy ch o d zili s p rawd zić mó j s tan . Ch o ciaż in teres o wali s ię mn ą o wiele b ard ziej n iż p o p rzed n iej n o cy , J o e an i ja n ie ws p o mn ieliś my im o mo ich p rzeży ciach . Ran o jed en z lek arzy p o wied ział: „M iała p an i b ard zo ciężk ą n o c. Pamięta p an i, co s ię z p an ią d ziało ?”. Stwierd ziłam, że n ie mo g ę wy jawić mu p rawd y , więc o d rzek łam, że miałam k o s zmary . Uś wiad o miłam s o b ie, że jes t mi tru d n o mó wić o s wo jej p o d ró ży w zaś wiaty i wk ró tce d o s zło d o teg o , że n ie ch ciałam o n iej o p o wied zieć n awet s wo jemu mężo wi. Uważałam, że mó wien ie o n iej ją d ewalu u je. M o je p rzeży cia b y ły ś więte. Do p iero p o k ilk u ty g o d n iach o p o wied ziałam o n iej J o emu i s tars zy m d ziecio m. Naty ch mias t o k azali mi ws p arcie, ro zwiewając ws zelk ie mo je o b awy p rzed reak cją ro d zin y . W n ad ch o d zący ch latach czek ało mn ie wiele n au k i i p racy n ad ro zwo jem. Nas tęp n y ch k ilk a lat o k azało s ię n ajtru d n iejs zy ch w mo im ży ciu .

POWRÓT DO ZDROWIA

Zaczęło mn ie o g arn iać co raz więk s ze p rzy g n ęb ien ie. Nie p o trafiłam zap o mn ieć p ięk n a i s p o k o ju p an u jący ch w ś wiecie d u ch o wy m i s tras zn ie ch ciałam tam wró cić. Wo k ó ł mn ie wiele s ię d ziało , a ja b ałam s ię ży cia, czas ami g o n awet n ien awid ziłam i mo d liłam s ię o ś mierć. Pro s iłam Bo g a, żeb y zab rał mn ie z p o wro tem d o d o mu , b łag ałam, żeb y u wo ln ił mn ie o d teg o ży cia i n iezn an ej mis ji. Bałam s ię wy jś ć z d o mu , b o ro zwin ęła s ię u mn ie ag o rafo b ia. Pamiętam, jak p atrzy łam p rzez o k n o n a

s k rzy n k ę p o czto wą i marzy łam, b y mieć d o ś ć o d wag i, b y d o n iej d o jś ć. Zap ad ałam s ię w s o b ie, u mierając p o wo ln ą ś miercią, i ch o ciaż J o e i d zieci b y li d la mn ie cu d o wn ie wy ro zu miali, wied ziałam, że s ię o d n ich o d d alam. Os tateczn ie u rato wała mn ie miło ś ć d o n ajb liżs zy ch . Uś wiad o miłam s o b ie, że mo je u żalan ie s ię n ad s o b ą n ie jes t wo b ec n ich w p o rząd k u . M u s iałam zn o wu włączy ć s ię d o ży cia, zap o mn ieć o ś wiecie d u ch o wy m i wziąć s ię w g arś ć. Zmu s iłam s ię d o wy jś cia z d o mu i s to p n io wo zaczęłam s ię an g ażo wać w zajęcia s wo ich d zieci – n au k ę s zk o ln ą, d ziałaln o ś ć ch ary taty wn ą, g ru p y k o ś cieln e, wy jazd y p o d n amio t, ro d zin n e wak acje i tak d alej. To n ie s tało s ię n ag le, ale ży cie zn o wu zaczęło mi s ię p o d o b ać. Ch o ć w g łęb i s erca n ad al tęs k n iłam d o ś wiata d u ch o weg o , mo ja miło ś ć d o ży cia ziems k ieg o ro zk witła i s tała s ię s iln iejs za n iż k ied y k o lwiek wcześ n iej. Pięć lat p o s wo jej ś mierci k lin iczn ej p o czu łam p o trzeb ę, b y d o wied zieć s ię w s zp italu , co mi s ię s tało tamtej n o cy . Lek arze n ic mi n ie p o wied zieli, a ja n ig d y n ie zap y tałam. W ciąg u ty ch p ięciu lat o s wo ich p rzeży ciach o p o wied ziałam k ilk u p rzy jacio ło m i ws zy s cy zad ali to s amo p y tan ie: „Ale czy lek arze wied zieli, że n ie ży jes z?”. Nie p o trzeb o wałam p o twierd zen ia lek arzy , że u marłam – p o wied ział mi to s am J ezu s – ale mo i p rzy jaciele ch cieli więcej in fo rmacji. Umó wiłam s ię n a wizy tę u ch iru rg a, k tó ry mn ie o p ero wał. Kied y p rzy s złam, p rzed jeg o g ab in etem czek ały tłu my k o b iet; p ielęg n iark a p o wied ziała, że p an d o k to r ma o p ó źn ien ie. Zro b iło mi s ię ws ty d , że zajmu ję jeg o cen n y czas – in n e p acjen tk i p o trzeb o wały g o b ard ziej n iż ja. M imo to czek ałam i w k o ń cu zo s tałam wp ro wad zo n a d o jeg o g ab in etu . Kied y ws zed ł, p o zn ał mn ie i zap y tał, w czy m mo że mi p o mó c. Przy p o mn iałam mu s wo ją o p erację, a o n zap ewn ił, że ją p amięta. Po wied ziałam, że mu s zę p o zn ać p rawd ę o k o mp lik acjach , k tó re p rawd o p o d o b n ie n as tąp iły wieczo rem. Ch iru rg zap y tał, d laczeg o mn ie to in teres u je, i wted y o p o wied ziałam mu częś ć s wo ich p rzeży ć. M in ęło czterd zieś ci p ięć min u t. W k o ry tarzu k łęb iły s ię tłu my p acjen tek , ale lek arz s łu ch ał mn ie, s ied ząc n ieru ch o mo . Ko ń cząc, p o wied ziałam, że n ie zamierzam wn ieś ć s p rawy d o s ąd u ; p o p ro s tu ch ciałam wied zieć, co s ię wted y s tało – b ard zo mi n a ty m zależało . Nic n ie mó wiąc, lek arz ws tał i p o s zed ł d o arch iwu m. Kied y wró cił, miał w o czach łzy . Tak , p o wied ział, wieczo rem wy s tąp iły k o mp lik acje; s tracili mn ie n a jak iś czas , ale u zn ali, że lep iej b ęd zie mi o ty m n ie mó wić. Wy jaś n ił, co s ię s tało . W czas ie o p eracji miałam k rwo to k i n ajwy raźn iej wieczo rem s ię p o wtó rzy ł. W ch wili ś mierci n ik t s ię mn ą n ie zajmo wał, b o ak u rat b y ła p o ra zmian y p ielęg n iarek , a p o n ieważ n ik o g o p rzy mn ie n ie b y ło , n ik t n ie wied ział, o d jak d awn a n ie ży ję. Lek arz i p ielęg n iark i rean imo wali mn ie d o ran a, p o d ając zas trzy k i, więk s ze d awk i

lek ó w i k ro p ló wk i. Po wy s łu ch an iu lek arza u cies zy łam s ię, że o n i p ers o n el zro b ili d la mn ie ws zy s tk o , co b y ło w ich mo cy . Zap y tałam g o , d laczeg o p łacze, a o n o d p o wied ział, że to łzy s zczęś cia. Nied awn o s tracił u k o ch an ą o s o b ę i s łu ch ając mn ie, p o czu ł n ad zieję. M o ja o p o wieś ć o d ru g im ś wiecie d ała mu p o ciech ę. Po wied ział też, że p rzy p o min a s o b ie p o d o b n e p rzeży cie in n eg o p acjen ta k ilk a lat wcześ n iej i wiele s zczeg ó łó w b y ło tak ich s amy ch . Wied za, że n as ze ży cie n ie k o ń czy s ię wraz ze ś miercią i że zn o wu s p o tk amy s ię z czło n k ami s wo jej ro d zin y , p o d n io s ła g o n a d u ch u . Zap ewn iłam g o , że mamy p o d s tawy , b y liczy ć n a ws p an iałe ży cie p o ś mierci – ży cie o wiele ws p an ials ze, n iż jes teś my s o b ie w s tan ie wy o b razić. Kied y wy s złam z jeg o g ab in etu , p o czu łam s ię wo ln a. M o g łam raz n a zaws ze zap o mn ieć o s zczeg ó łach s wo jej ś mierci. A in n y m lu d zio m mo g łam u czciwie p o wied zieć to , czeg o zaws ze b y łam p ewn a. Rzeczy wiś cie u marłam i wró ciłam d o ży cia.

MÓJ SPECJALNY ANIOŁ

Ro k p o ro zmo wie z ch iru rg iem, s ześ ć lat p o o p is an y m p rzeze mn ie p rzeży ciu , zad zwo n iła d o mn ie mo ja s io s tra Do ro th y w n iezwy k łej s p rawie. Op o wied ziała mi o k o b iecie s p o d ziewającej s ię d zieck a, k tó re zo s tan ie o d d an e d o ad o p cji. J eg o ro d zice b y li alk o h o lik ami i jed n o d ziec​k o zo s tało im ju ż o d eb ran e. Nies tety , ro d zin a, k tó ra je ad o p to wała, miała za d u żo d zieci i n ie mo g ła p rzy jąć k o lejn eg o . Ro d zice d zieck a b y li In d ian ami i ch cieli, ab y trafiło d o ro d zicó w o tak im s amy m

p o ch o d zen iu , n ajlep iej d o małżeń s twa z ich ro d zin y . Do ro th y wied ziała, że o d p ewn eg o czas u jes tem p rzy g n ęb io n a, i p o my ś lała, że zajmo wan ie s ię k o lejn y m d ziec​k iem – b y ło b y to mo je ó s me – p o mo że mi wró cić d o n o rmaln o ś ci. Po wied ziała, że p o trzeb n y jes t k to ś , k to wziąłb y maleń s two n a k ilk a mies ięcy . Przed y s k u to wałam s p rawę z J o em i ro d zin ą i ch o ciaż właś n ie zap is ałam s ię d o d wu letn ieg o co lleg e’u , zaczęłam s ię zas tan awiać n ad p rzy jęciem teg o d zieck a. M o ja có rk a Ch ery l b y ła w ciąży i o b iecała, że b ęd zie p rzy ch o d zić i mi p o mag ać, żeb y s ię p rzy zwy czaić d o o p iek i n ad n iemo wlak iem. J o e s twierd ził, że n ie ma n ic p rzeciwk o temu , żeb y zn o wu trzy mać w ramio n ach maleń s two – n as ze n ajmło d s ze d zieck o miało d wan aś cie lat. Zg o d ziłam s ię więc i zan im k u rato rk a s ąd o wa p rzy wio zła n am n as zą k o ch an ą d ziewczy n k ę, miałam ju ż ws zy s tk o p rzy g o to wan e, międ zy in n y mi s tarą k o ły s k ę, k tó rą trzy maliś my d la wn u k ó w, o raz in n e d ro b iazg i p o n as zy ch d zieciach . Po k o ch ałam tę d ziewczy n k ę n aty ch mias t, s twarzając tru d n ą d o zerwan ia więź, z czeg o zd awałam s o b ie s p rawę. Po wtarzałam s o b ie, że o n a wk ró tce n as o p u ś ci, ale s erce n ie ch ciało s łu ch ać teg o , co mó wił ro zu m. Sąd miał p ro b lemy ze zn alezien iem ro d zin y ad o p cy jn ej w n ajb liżs zej ro d zin ie d ziewczy n k i. M in ęły d wa mies iące. M o ja có rk a u ro d ziła ch ło p czy k a i o d wied załam ją tak częs to , jak to ty lk o b y ło mo żliwe, zab ierając z s o b ą s wo ją p rzy b ran ą có reczk ę. By ła p o g o d n a, b y s tra i zaws ze ch ciała s ię p rzy tu lać. Kied y b y ła ch o ra alb o p o trzeb o wała u k o jen ia, p rzy cis k ała n o s ek d o mo jej s zy i, tak ab y czu ć mó j o d d ech n a s wo jej b u zi. Ta p o zy cja częs to ją u s p o k ajała, k ied y ws zy s tk o in n e zawo d ziło . Oczy wiś cie k o ch ała ją cała ro d zin a. Ran o n as i s y n o wie, d wu n as to - i cztern as to latek , wy jmo wali ją u k rad k iem z łó żeczk a i zan o s ili d o p o k o ju d zien n eg o , żeb y s ię z n ią b awić. Zaczęła ch o d zić, k ied y miała d zies ięć mies ięcy , a jej o liwk o wa cera b y ła zd ro wa i b ły s zcząca jak u k ażd eg o p rawid ło wo ro zwijająceg o s ię d zieck a. Co ran o n acierałam ją mleczk iem, aż jej s k ó ra s tawała s ię mięk k a jak jed wab , i p rzez res ztę d n ia z p rzy jemn o ś cią wd y ch ałam jej zap ach . M o ja miło ś ć d o tej d ziewczy n k i p o g łęb iała s ię z mies iąca n a mies iąc i wk ró tce zap o mn iałam, że n ie jes t mo ją có rk ą. M ała miała d zies ięć i p ó ł mies iąca, k ied y zad zwo n iła k u rato rk a i p o wied ziała, że zn aleźli d la n iej ro d zin ę w in n y m s tan ie. Ro d zice ad o p cy jn i mieli p rzy jech ać p o n ią za k ilk a d n i. To b y ł d la mn ie s zo k . Na p o czątk u o b o je z J o em p o d p is aliś my d o k u men t, że n ie wy s tąp imy o ad o p ​c ję, i teraz b y łam zro zp aczo n a. Przez cały czas wied zieliś my , że mała n ie mo że z n ami zo s tać, ale teraz p rzeży wałam n ajg o rs zą u d ręk ę, jak ą ty lk o mo że czu ć matk a. M iałam s tracić s wo je d zieck o .

Sp ak o wałam jej u b ran k a jak o g łu s zo n a i o d rętwiała. Lu d zie d o mn ie mó wili, ale n ik o g o n ie s ły s załam. W mo jej g ło wie k łęb iły s ię p y tan ia, n a k tó re n ie b y ło o d p o wied zi. Nig d y b y m n ie p rzy p u s zczała, że tak s ię p rzy wiążę u czu cio wo – że tak mo cn o p o k o ch am. J ak d o teg o d o p u ś ciłam? Gd zie mo ja s iła p o zwalająca zn ieś ć ro zs tan ie? Kied y p rzy jech ali n o wi ro d zice, zan io s łam małą d o s amo ch o d u . Po czątk o wo my ś lała, że wy jeżd żamy o b ie, i rad o ś n ie s ię d o mn ie p rzy tu liła, mó wiąc „p a, p a!” res zcie n as zej ro d zin y . On i b y li tak s amo o d rętwiali jak ja. Ro d zice ad o p cy jn i czek ali w au cie i n ic n ie mó wili. By łam im za to wd zięczn a. W tamtej ch wili n ik t n ie b y ł w s tan ie mn ie p o cies zy ć. Kied y n o wa matk a wy ciąg n ęła ręce p o małą, s erce s tan ęło mi w g ard le. Ch ciałam b iec za ty m d zieck iem, b iec i n ig d y s ię n ie zatrzy mać, ale n o g i o d mó wiły mi p o s łu s zeń s twa. By ły s łab e i d y g o tały . M ała zd ała s o b ie s p rawę, że zo s tała o d e mn ie zab ran a, i zaczęła p rzeraźliwie p łak ać. Serce mi p ęk ło . Kied y s amo ch ó d o d jeżd żał, s tałam b ez ru ch u . Wid o k mo jej k o ch an ej d ziewczy n k i p łaczącej z wy ciąg n ięty mi d o mn ie rączk ami wry ł s ię w mo ją p amięć. Ro zp łak ałam s ię i p o b ieg łam d o d o mu p rześ lad o wan a ty m o b razem. Dręczy ł mn ie p rzez wiele mies ięcy . W d o mu ws zy s tk o mi ją p rzy p o min ało – p ian in o , p rzy k tó ry m u wielb iała s ied zieć i u d awać, że jes t mamą, k o jec p ełen zab awek , łó żeczk o z jej p u s tą b u telk ą. I p rzed e ws zy s tk im cis za. Po trzech mies iącach n ie mo g łam teg o ju ż d łu żej zn ieś ć i zaczęłam s ię mo d lić d o Pan a, b y mi ją zwró cił. Ws p o mn ien ia b y ły zb y t ży we, zb y t ś wieże, p amięć n ieu k o jo n a. Nik t o n iej n ie mó wił, ale wied ziałam, że cała ro d zin a cierp i; ws zy s cy jej p o trzeb o waliś my . Pewn ej n o cy , k ied y p o d u p ad łam n a d u ch u , b o zd ałam s o b ie s p rawę, że mała n ie wró ci, p o mo d liłam s ię za ro d zin ę, u k tó rej b y ła. Po p ro s iłam n as zeg o Ojca Nieb ies k ieg o o b ło g o s ławień s two d la n ich , b y d ali jej s zczęś cie. Po p ro s iłam o łas k ę d la małej, żeb y zaak cep to wała n o we ś ro d o wis k o , u s p o k o iła s ię i zn o wu b y ła rad o s n a. M o d liłam s ię cały m s ercem za tamty ch lu d zi i ich s ło d k ą có reczk ę. Kied y p o czu łam, że teraz ws zy s tk o jes t w ręk ach Bo g a, n ares zcie zas n ęłam. W n o cy o b u d ził mn ie p o s łan iec, k tó ry s tał p rzy mo im łó żk u . Zro zu miałam, że p rzy b y ł ze ś wiata d u ch o weg o . Po wied ział, że s y tu acja mo jej có reczk i n ie jes t d o b ra, że mała zo s tan ie mi o d d an a. Do d ał, że o trzy mam telefo n i o s o b a d zwo n iąca p o wie: „M am d wie wiad o mo ś ci, d o b rą i złą”. Do ran a n ie zmru ży łam o k a. Przez n as tęp n e d wa ty g o d n ie n ie wy ch o d ziłam z d o mu , czek ając n a tę zap o wied zian ą wiad o mo ś ć. Za k ażd y m razem, g d y d zwo n ił telefo n , rzu całam s ię,

żeb y g o o d eb rać. Po wied ziałam Do ro th y o p o s łań cu , n ie zd o b y łam s ię jed n ak n a to , żeb y p o wiad o mić res ztę ro d zin y . Czu łam, że i tak ju ż n ad u ży łam ich cierp liwo ś ci. Telefo n zad zwo n ił wczes n y m ran k iem. Us ły s załam wy raźn y g ło s k u rato rk i s ąd o wej: „Betty , tu Ellen . M am d wie wiad o mo ś ci, d o b rą i złą”. Us iad łam w łó żk u i k rzy k n ęłam: „Zaczek aj! J ed n ą ch wilę!”. By łam zas p an a i my ś lałam, że to mi s ię ś n i. Wy g rzeb ałam s ię z łó żk a i s p o jrzałam w lu s tro , żeb y s ię u p ewn ić, że n ie ś p ię, p o tem ch wy ciłam s łu ch awk ę i p o wied ziałam: „Ok ej, s łu ch am”. Serce waliło mi tak mo cn o , że czu łam jeg o u d erzen ia w b ęb en k ach u s zu . Ellen p o wied ziała, że mo ja có reczk a jes t w s zp italu . „Nie p rzy zwy czaiła s ię d o n o wej ro d zin y i cały czas p łak ała. Przez d zies ięć mies ięcy b y łaś jej mamą i ch ce b y ć z to b ą”. Ellen wy jaś n iła, że k ied y mała p łak ała, n o wi ro d zice co raz b ard ziej s ię d en erwo wali i p ewn eg o wieczo ru w p ijack iej wś ciek ło ś ci p o b ili ją i zrzu cili ze s ch o d ó w. Dziec​k o zo s tało zawiezio n e d o s zp itala i tam p o rzu co n e. Przez d wa ty g o d n ie mała b y ła w ciężk im s tan ie. Nie reag o wała n a leczen ie, a lek arze wy razili o b awę, że w jej s tan ie emo c​j o n aln y m mo że n ig d y n ie wró cić d o zd ro wia. Na k o ń cu Ellen p o wied ziała: „Betty , jes teś n as zą o s tatn ią n ad zieją. Wiemy , że p ro s imy o wiele, ale czy mo g łab y ś ją wziąć d o s ieb ie n a jak iś czas , p rzy n ajmn iej d o ch wili, aż jej s tan s ię p o p rawi?”. Zro b iło mi s ię s łab o i ty lk o zap y tałam zd u s zo n y m g ło s em: „M o g ę d o cieb ie o d d zwo n ić?”. Od ło ży łam s łu ch awk ę. By ło wp ó ł d o ó s mej i J o e ju ż wy s zed ł d o p racy . Po b ieg ​ł am d o s ch o d ó w i zawo łałam d zieci. Po wied ziałam im, że mam cu d o wn ą wiad o mo ś ć, ale n ie b y łam w s tan ie jej z s ieb ie wy d u s ić. M iałam ś ciś n ięte g ard ło , s ło wa n ie mo g ły p rzejś ć mi p rzez u s ta. Dzieci p o s zły za mn ą d o telefo n u i s łu ch ały , jak d zwo n ię d o J o eg o i p ró b u ję mu wy jaś n ić, co s ię s tało . Po wied ział, że zaraz b ęd zie w d o mu . J eg o g ło s b y ł s p o k o jn iejs zy o d mo jeg o i to mn ie p o d n io s ło n a d u ch u . Po czu łam s ię tro ch ę p o b u d o wan a i wted y zd ałam s o b ie s p rawę, że n ie d ałam Ellen o d p o wied zi – b y łam tak p o d ek s cy to wan a, że p o p ro s tu p rzerwałam ro zmo wę. Wy b rałam jej n u mer i n ag le s p an ik o wałam, że mo że źle ją zro zu miałam. A jeś li to b y ło jed n o wielk ie n iep o ro zu mien ie? Kied y Ellen o d eb rała, p o p ro s iłam, b y mi ws zy s tk o p o wtó rzy ła. Kied y s k o ń czy ła, d o d ała, że leci d o mias ta, w k tó ry m małą p o rzu co n o . Po wied ziałam, że lecę z n ią, a o n a s twierd ziła, że to n ie b y ło b y właś ciwe – ch ciała, żeb y m zaczek ała u s ieb ie. Po wied ziała mi jed n ak , g d zie mała jes t, i g d y ty lk o s k o ń czy ły ś ​m y ro zmo wę, wy b rałam n u mer b iu ra p o d ró ży i zarezerwo wałam b ilet n a ten s am s amo lo t, k tó ry m leciała Ellen . Zad zwo n iłam d o n iej jes zcze raz i p o wied ziałam, że lecę z n ią. Ch cąc n ie ch cąc, u mó wiła s ię ze mn ą n a lo tn is k u . Tam,

d o k ąd s ię wy b ierały ś my , miał czek ać n a n as k u rato r z mo ją có reczk ą. Lo t b y ł b ard zo d łu g i i k ied y n ares zcie o p u ś ciły ś ​m y s amo lo t, p o b ieg łam d o termin alu i zaczęłam s zu k ać s wo jej małej w tłu mie. Wied ziałam, że mu s zę s zu k ać mężczy zn y z d zieck iem. Nie zn alazłam ich i zaczęłam s zaleć z n iep o k o ju . Bard zo d o b rze wied ziałam, jak wy g ląd a mo ja có reczk a, więc d laczeg o n ie mo g ę jej zn aleźć? I wted y d o s trzeg łam ich z b o k u , ale d zieck o w ramio n ach mężczy zn y w o g ó le n ie p rzy p o min ało d ziewczy n k i, k tó rej o b raz miałam w p amięci. Wied ziałam jed n ak , że to o n a. Sły s załam, jak b ieg n ąc, k rzy czę: „M o je d zieck o !”. Wy rwałam có reczk ę z rąk k u rato ra. M ała b y ła ły s a, n ie licząc k ilk u k ęp ek wło s k ó w tu i tam. M iała zap u ch n ięte o czk a, jed n a b rew b y ła s k aleczo n a i p o s in iaczo n a. Naty ch mias t mn ie ro zp o zn ała i z cały ch s ił o b jęła mn ie o b iema rączk ami i n ó żk ami. „Co o n i jej zro b ili? Co o n i jej zro b ili?”, k rzy czałam. Ku rato r b y ł zas k o czo n y , k ied y o b ca, zap łak an a k o b ieta wy rwała mu d zieck o z rąk . Ellen , k tó ra p rzy b ieg ła za mn ą, wy jaś n iła, że ws zy s tk o jes t w p o rząd k u , że jes tem matk ą d ziewczy n k i. Na n as z p o wró t n a lo tn is k u czek ali J o e i s ześ cio ro n as zy ch d zieci. Bard zo s ię u cies zy li, a w ich o czach p o jawiły s ię łzy , k ied y zo b aczy li małe zawin iątk o w mo ich ramio n ach . M ała ch ętn ie p o s zła d o k ażd eg o n ich , k ied y wy ciąg n ęli ręce, żeb y ją u ś cis k ać. Ale z k ażd y m b y ła k ró tk o , b o n aty ch mias t ch ciała wró cić w mo je o b jęcia. Przy warła d o mn ie tak mo cn o , jak b y jej ży cie zależało o d mo jeg o is tn ien ia. Przez n as tęp n y ch k ilk a ty g o d n i b y ła s p o k o jn a ty lk o wted y , k ied y b y łam w zas ięg u jej wzro k u . Zd aliś my s o b ie s p rawę z ro zmiaru k rzy wd , jak ie wy rząd zo n o jej d elik atn y m u czu cio m. Nie ch ciała z n ik im ro zmawiać, n ie ch ciała ch o d zić, a jej b u zia b y ła p o zb awio n a wy razu . Wy d awała z s ieb ie d źwięk , ty lk o k ied y ją o p u s zczałam. I p łak ała aż d o mo jeg o p o wro tu . W k o ń cu o win ęłam ją ś ciereczk ą d o n aczy ń i p rzy wiązałam d o s ieb ie, żeb y mó c co ś ro b ić w d o mu . Tak p o łączo n e s p ęd ziły ś my k ilk a mies ięcy . Us tawiłam jej łó żeczk o o b o k s wo jeg o łó żk a i wcześ n ie k ład łam s ię s p ać, p o n ieważ mała n ie ch ciała zas n ąć b eze mn ie. Po czątk o wo jej łó żeczk o s tało tu ż p rzy mo im łó żk u . Ws u wałam ręk ę p o międ zy s zczeb elk i i trzy małam ją za rączk ę, p ó k i n ie zas n ęła. Co wieczó r o d s u wałam łó żeczk o tro ch ę d alej, aż p o k ilk u mies iącach mo g ła ju ż s p ać p o d ru g iej s tro n ie p o k o ju . Wy n ajęliś my z J o em p rawn ik a, b y ro zp o cząć s taran ia o ad o p cję. Zaraz p o n as zy m p o wro cie zawieźliś my małą d o s zp itala n a b ad an ia, żeb y u d o k u men to wać o b rażen ia, k tó ry ch d o zn ała. Do wied zieliś my s ię, że o p ró cz wid o czn y ch s k aleczeń i s in iak ó w miała p ęk n iętą k o ś ć ręk i, b y ła o d wo d n io n a, n ied o ży wio n a i n a g łó wce miała ran y

w miejs cach , z k tó ry ch wy rwan o jej wło s y . J ej s tan u p s y ch iczn eg o mo żn a s ię b y ło ty lk o d o my ś lać, ale jej k u rczo we trzy man ie s ię mn ie i o d mo wa, b y iś ć d o in n y ch o s ó b , ś wiad czy ły o g łęb o k iej n ieu fn o ś ci. Lek arz s twierd ził, że jej zd ro wie zależy o d n ieu s tan n eg o i s tałeg o p o czu cia b ezp ieczeń s twa, k tó re zap ewn ia jej n as za ro d zin a. Sąd zap o zn ał s ię ze s p rawą i p rzejrzał ws zy s tk ie d o wo d y . Na d ecy zję n ie trzeb a b y ło d łu g o czek ać: mała b y ła n as za. J o e zap ro p o n o wał zmian ę imien ia n as zej có reczk i; ch ciał jej d ać n ajp ięk n iejs ze imię, jak ie zn ał, i ch o ć s ię s p rzeciwiłam, ro d zin a mn ie n ie p o s łu ch ała. Nie u s zły jej u wad ze p o d o b ień s twa międ zy n as zy mi o s o b o wo ś ciami an i g łęb o k a więź, jak a s ię międ zy n ami wy two rzy ła; mo ja có reczk a p rawn ie d o s tała imię Betty J ean , p o mn ie, s wo jej n o wej matce. M ała Betty wró ciła d o p ełn i zd ro wia fizy czn eg o i emo cjo n aln eg o , k ied y miała d wa i p ó ł ro k u . Zn o wu s tała s ię n aju k o ch ań s zy m i n ajwes els zy m d zieck iem w n as zy m d o mu , zas k ak u jąc n as n ieu s tan n ie s wo im p o czu ciem h u mo ru . Pewn eg o p o p o łu d n ia p o d b ieg ła d o J o eg o . Na jej b u zi p o jawił s ię ło b u zers k i u ś miech , jed n ą n ó żk ą s tan ęła n a czu b k u jeg o b u ta, d ru g ą wy ciąg n ęła d o ty łu , zro b iła wag ę jak b alerin a i s ięg n ęła d o k ies zen i jeg o s p o d n i. Naty ch mias t o d ży ły ws p o mn ien ia i d res zcz p rzeb ieg ł mi p o p lecach . M ała Betty ro ześ miała s ię i u s ły s załam g ło s d ziewczy n k i s p rzed lat, d ziewczy n k i, k tó ra d o trzy my wała n am to warzy s twa w s ali s zp italn ej, k ied y zacierała mi s ię g ran ica p o międ zy n ieb io s ami a ziemią. Wted y zro zu miałam. Przy p o mn iałam s o b ie p o s tać mło d ej k o b iety , wró ciło ws p o mn ien ie p ięk n ej i en erg iczn ej d u s zy , k tó rą k ied y ś wid ziałam, jak czek a, b y zjawić s ię n a ziemi. Zap amiętałam ją jak o mło d ą d u s zę p o łączo n ą ze mn ą więzią w ś wiecie d u ch o wy m, k tó reg o p o wab i en erg ia mn ie zau ro czy ły . M iałam o ch o tę p łak ać, b o ws zy s tk o , co d o ty czy ło teg o s ło d k ieg o an io łk a, u ło ży ło s ię w cało ś ć. Po zwo lo n o mi zo b aczy ć ją jak o d zieck o w p o s taci d u ch o wej. Teraz zro zu miałam, d laczeg o p o k azan o mi ją jak o d o ro s łą d u s zę g o to wą d o p rzy jś cia n a ziemię. Po jęłam też, że k ied y n ie mo g ła s ię tu zjawić jak o mo je d zieck o z p o wo d u mo jej h is terek to mii, zn alazła in n ą d ro g ę d o mo jeg o ży cia. I teraz ju ż wied ziałam, d laczeg o czu łam p rzy mu s , b y wziąć ją jak o n iemo wlę. By ły ś my b lis k imi p rzy jació łk ami n a zaws ze, n a wieczn o ś ć za n ami i wieczn o ś ć p rzed n ami.

***

Od tamty ch zd arzeń min ęło s p o ro czas u ; n as ze d zieci d o ro s ły i więk s zo ś ć z n ich

o p u ś ciła ju ż d o m. Zało ży ły s wo je ro d zin y i wk ro czy ły n a włas n e ś cieżk i ro zwo ju . Wraz z J o em n ad al s taramy s ię im p o mag ać w ciężk ich ch wilach , ale wiemy , że n ig d y n ie b ęd ziemy mo g li p rzeży ć za n ie ży cia, i teg o n ie ch cemy . Ro zu miemy , że s ą is to tami n ieb iań s k imi tak jak my , zd o b y wający mi tu taj ziems k ie d o ś wiad czen ie. Nie mo żemy wziąć n a s ieb ie ich s mu tk u an i n ie mo żemy zap lan o wać ich rad o ś ci. J ed y n e, co mo żemy zro b ić, to b y ć ro d zin ą. J ed y n e, co mo żemy zro b ić, to k o ch ać. Od 1 8 lis to p ad a 1 9 7 3 ro k u miałam więcej p rzeży ć d u ch o wy ch , ale n ie czu ję ch ęci, b y o n ich tu taj o p o wiad ać; trzeb a b y ło d ziewiętn as tu lat i ciąg łeg o n amawian ia, b y m p o d zieliła s ię s wo imi p rzeży ciami w tej k s iążce. Na ws zy s tk o p rzy ch o d zi p o ra; n a tę k s iążk ę p o ra p rzy s zła teraz. Od czas u d o czas u zas tan awiałam s ię, n a czy m p o leg a mo ja mis ja, ale o czy wiś cie n ie s p ły n ęło n a mn ie o lś n ien ie, n ie p o jawiła s ię o d p o wied ź. Po p ro s tu ży ję w ś wiatło ś ci J ezu s a Ch ry s tu s a i n ieu s tan n ie p rzy jmu ję J eg o miło ś ć w s wo im ży ciu . M y ś lę, że p o s tęp u jąc w ten s p o s ó b , b ęd ę w s tan ie zro b ić ws zy s tk o , czeg o o d e mn ie o czek u je. M amy s ię k o ch ać n awzajem. Wiem to . M amy b y ć ży czliwi, to leran cy jn i i ch ętn ie s łu ży ć in n y m. Wiem, że miło ś ć d a n am więcej rad o ś ci n iż co k o lwiek in n eg o . Wid ziałam jej cu d o wn e, ws p an iałe s k u tk i. Szczeg ó ły mo ich p rzeży ć s ą ważn e ty lk o d lateg o , że p o mag ają n am k o ch ać. Ws zy s tk o in n e jes t d o d atk iem. Po p ro s tu mamy wy p ełn iać p rzes łan ie Zb awiciela, k tó ry w ro zmo wie ze mn ą wy raził je b ard zo jas n o : „Nad e ws zy s tk o k o ch ajcie s ię n awzajem”. Nig d y n ie p rzes tan ę s ię s tarać.

Ty tu ł o ry g in ału Embraced by the Light Pro jek t o k ład k i M ag d a Ku c Fo to g rafia n a o k ład ce Co p y rig h t © mex rix /s h u tters to ck Op iek a red ak cy jn a Ewa Po lań s k a Bo g n a Ro s iń s k a Artu r Wiś n iews k i

Co p y rig h t © b y Betty J . Ead iet 1 9 9 2 Co p y rig h t © fo r th e tran s latio n b y Han n a d e Bro ek ere

ISBN 9 7 8 -8 3 -2 4 0 -3 5 1 4 -4

Ks iążk i z d o b rej s tro n y : www.zn ak .co m.p l Sp o łeczn y In s ty tu t Wy d awn iczy Zn ak , 3 0 -1 0 5 Krak ó w, u l. Ko ś ciu s zk i 3 7 Dział s p rzed aży : tel. 1 2 6 1 9 9 5 6 9 , e-mail: czy teln icy @zn ak .co m.p l

Plik o p raco wał i p rzy g o to wał Wo b lin k

wo b lin k .co m

Betty J.Eadie-Po schodach do nieba - PDF Free Download (2025)

References

Top Articles
Latest Posts
Recommended Articles
Article information

Author: Prof. Nancy Dach

Last Updated:

Views: 6295

Rating: 4.7 / 5 (77 voted)

Reviews: 84% of readers found this page helpful

Author information

Name: Prof. Nancy Dach

Birthday: 1993-08-23

Address: 569 Waelchi Ports, South Blainebury, LA 11589

Phone: +9958996486049

Job: Sales Manager

Hobby: Web surfing, Scuba diving, Mountaineering, Writing, Sailing, Dance, Blacksmithing

Introduction: My name is Prof. Nancy Dach, I am a lively, joyous, courageous, lovely, tender, charming, open person who loves writing and wants to share my knowledge and understanding with you.